poniedziałek, 25 sierpnia 2008

"Poziom śmierci" Lee Child

Szkoda, że dawno minęły czasy, kiedy zachwycały mnie, iście magiczne, wyczyny niejakiego Commando. Arni się wkurzył, poskręcał szwarccharakterów w precelki, a tych, których mu się poskręcać nie chciało, porozbryzgiwał po okolicy z broni wszelakiej. Ot, wypisz wymaluj Jack Reacher z "Poziomu śmierci" Childa. Zrobiłby na mnie wrażenie, ale... z ćwierć wieku temu :)
Historia, tylko z pozoru skomplikowana, w rzeczywistości sprowadza się do kolejnej wariacji na temat "dzielnego mściciela i obrońcy uciśnionych". Reacher przyjeżdża do małego miasteczka w Georgii, zostaje oskarżony o zabójstwo, uniewinniony i... No właśnie, i to powinien być koniec (och, gdyby!), ale nie. Jeden faks sprawia, że Jack zostanie w Margrave, służąc swą profesjonalną (ex żandarm wojskowy) pomocą miejscowym glinom i prowadząc własne dochodzenie, od czasu do czasu przerywane zabiciem jakiegoś brzydala i bzykaniem się z miejscową policjantką, z którą jak na prawdziwego macho przystało, już do końca książki, będzie per Roscoe :D
Nudne. Mało tego, śmieszne, aczkolwiek jest to śmiech przez łzy. Bo lekturze tak marnej książki towarzyszyć może jedynie płacz i zgrzytanie zębów. Czego osobiście doświadczyłem, a Wam serdecznie odradzam :(

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

"Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników je zamieszczających. Prowadzący bloga nie ponosi odpowiedzialności za treść tych opinii."