piątek, 5 września 2008

"Być jak płynąca rzeka" Paulo Coelho


Podtytuł tej książki, "Myśli i impresje 1998 - 2005", w zasadzie wyjaśnia czego możemy się w środku spodziewać. Jest to swoiste, literackie lapidarium, które zawiera wszystko to, co nie zmieściło się w pozostałych książkach autora, a czym chciał sie on z nami podzielić (eseje z prasy światowej, scenki rodzajowe i szczypta mistycznych przypowieści). Kwestią otwartą pozostaje tylko... czy powinien?
Zacznę może od tego, że zawsze fascynował mnie sposób w jaki brazylijski pisarz uwiódł miliony czytelników na całym świecie. Uwiódł wpajając przekonanie, że odnalazł jedyny, pewny sposób na dobre i pełne życie, który to patent przekazuje źle żyjącym, wiecznie zaganianym, zapatrzonym w mamonę i stawiającym na "mieć" ludzikom w swoich książkach. Sukces "Alchemika" przynosi mu sławę i pieniądze. Wielcy tego świata deklarują zmianę spojrzenia na swoją ziemską egzystencję po zapoznaniu się z tekstami Coelho. On sam pisze w "Być ..." o pewnej księżniczce, która umieściła jego nazwisko na sukni udekorowanej nazwiskami ludzi, którzy zmienili jej życie. Itd. etc.
Czym było "Być ..." dla mnie? Hmm, łatwiej chyba powiedzieć czym nie było.
Na pewno nie była to lektura, która zmieniła mój styl życia i spojrzenie na nie. Coelho zapomina, wydaje mi się, że niektórzy nie dysponują zasobnym kontem, wiatrakiem w Pirenejach i nieograniczoną ilością wolnego czasu na rozmyślania o pięknie tego świata i sensie życia. Nie wzdychają nad każdym wschodem słońca, bo zajmują się życiem. Tym przyziemnym jego aspektem, o którym pisarz już wydaje się zapomniał.
Nie była też lektura "Być ..." przyjemnością, bo ileż można słuchać o korzyściach płynących z kyu-jitsu, medytacji zen i innych wynalazków Wschodu. Ileż można czytać mądrości, które autor wyciąga jak króliki z kapelusza, z Mahabharaty, Koranu i innych mądrych ksiąg. Znudzenie czułem, mimo że impresje Coelho dawkowałem sobie metodą "kibelkową"*.
Z lektury zostało mi jedynie niejasne wrażenie, że słucham człowieka, który nie ma nic ciekawego do powiedzenia, ale pakuje to nic w, modne ostatnio, złotko ekumenistyczno-jogistyczno-kabalistycznego mistycyzmu :D

Podsumowując - łatwo przyszło, łatwo poszło. Książkę dostałem jako prezent i jako prezent powędruje do publicznej biblioteki. Nie wiem jednak, czy to dobry pomysł, bo co jeśli Paulo Coelho odmieni czyjeś życie i w okolicy zaroi się od
łuczników mieszkających w wiatrakach ;)

PS. Zadziwiające, że Coelho tak mało (jeśli w ogóle) uwagi poświęca
tematowi, która przyćmiewa wszystkie wschody i zachody słońca - dzieciom. Czy on w ogóle w pogoni za tajemnicą bytu dorobił się jakiegoś potomstwa?
PS2. Moją opinię o książce zgrabnie podsumowuje tytuł recenzji Anny Dziewit z "Lampy" - "Nad zbiorem wielu pierdół usiadłam i płakałam" :D

* Jedno "posiedzenie" = jeden esej.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

"Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników je zamieszczających. Prowadzący bloga nie ponosi odpowiedzialności za treść tych opinii."