piątek, 19 września 2008

"Chłopaki Anansiego" Neil Gaiman


Nie wiem czemu, ale lubię książki, w których nieudacznikom się udaje. Może dlatego, że sam po trosze jestem takim życiowym fajtłapą. Ze śladową asertywnością i wychowaniem zupełnie nieprzystającym do czasów, w których przyszło mi żyć.
Lubię też książki Gaimana, w których wyprawy ze znanego mi świata do świata podziemi, mitów, legend, bogów etc., odbywają się z
niezauważalną gołym okiem płynnością, kuglarską zręcznością i niebezpieczną dla zmysłów szybkością. Ale do rzeczy...
Pomysł na "Chłopaków ..." był prosty. Przeciętnego, głównego bohatera - Grubego Charliego, postawić w niecodziennej sytuacji. Ba, przenicować cały
jego, dotychczas znany świat. Rzucić na głęboką wodę. W szczegółach? Ot, choćby powiedzieć mu, że jego ojciec jest znanym w zaświatach bogiem, a on sam ma brata, który jest jego chodzącym przeciwieństwem i ma wszystko to, czego Charlsowi brakuje. Co mogło z tego wyniknąć?
Świetna, fantastyczna historia, o przemianie zahukanego chłopaczyny w pewnego siebie mężczyznę. Historia, która wciąga i wyzwala szeroki wachlarz emocji. Od bezsilnej złości na chamstwo Spidera (brat Charliego), po radość z powodu pokonania przez naszego bohatera kolejnej kłody, jaką Los albo zawistni koledzy ojca, rzucili mu pod nogi. Fajowe, jak powiedziałbym w podstawówce (czemu wtedy nie było Gaimana :( ).
Polecam.

2 komentarze:

  1. Czytałam, podobało się. Nie uważam, że pomysł jest nader prosty.

    OdpowiedzUsuń
  2. Pomysł jest prosty, a że wykorzystano go bardzo dobrze to już inna sprawa :D

    OdpowiedzUsuń

"Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników je zamieszczających. Prowadzący bloga nie ponosi odpowiedzialności za treść tych opinii."