wtorek, 14 października 2008

"Ateńska trucizna" Margaret Doody


Zaprawdę wieszczy tytuł ma książka kanadyjskiej profesor Margaret A. Doody. "Ateńska trucizna" zatruła we mnie bowiem chęć czytelniczą w ogólności, a chęć na przeczytanie kolejnego kryminału w szczególności. Miał to być kryminał osadzony w realiach starożytnych Aten z Arystotelesem, jako głównym detektywem. I jest. Cóż z tego, skoro czytać się nie da.
Książka jest niesamowicie przegadana i zawiera takie
nasilenie zbędnych elementów (dialogów, opisów), że aż bolą zęby. Każde spotkanie bohaterów powieści skutkuje wykładem, tzn. nie nawiązuje się między nimi normalny dialog, tylko jedna z postaci wyjaśnia coś czytelnikowi, jak krowie na roli, a druga dopytuje, żeby nic nie umknęło naszej uwadze. Ja wizualizowałem sobie to tak, że "wykładowca" odwracał się do mnie i tłumaczył, tłumaczył, tłumaczył ...
Żeby nie przeciągać, główne zarzuty to: niemrawość akcji i "cienkość" intrygi, nieprawdopodobne zachowanie niektórych osób (na ile pozwala mi to ocenić moja wiedza historyczna), "rozmemłanie" dialogów i przemyśleń, z których te ostatnie przeradzają się czasem w nic nie wnoszące dygresje (np. strona opisu na temat jak niewygodna jest jazda na mule) etc.
Książkę stanowczo odradzam, chyba że ktoś ma problemy z
zasypianiem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

"Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników je zamieszczających. Prowadzący bloga nie ponosi odpowiedzialności za treść tych opinii."