poniedziałek, 13 października 2008

"Forrest Gump" Winston Groom


"Kto nie czytał tej książki, zasługuje na to, aby zimę spędzić w Dakocie Północnej." - fragment recenzji z okładki.

Niestety pobożne życzenie owego recenzenta nie spełniło się i ciągle nie mam szans na wizę i zrealizowanie swego american dream. :D Szansę taką dostał za to bohater książki Winstona Groom'a, tytułowy Forrest Gump. Ale po kolei...
Po "Forresta ..." sięgnąłem, by przełamać swój czytelniczy impas. Powodowało mną kilka przyczyn: książka znana, polecana jako śmieszna, pełna "złotych myśli" - jednym słowem, musiała "zatrybić". I zatrybiła. Wnioski polekturowe mam jednak zupełnie inne, niż moi znajomi.
Pierwsze primo: "Forrest ..." sam w sobie nie jest śmieszny. Owszem są w niej opisane sytuacje, które powodują rubaszny rechot, ale książka jako całość jest strasznie pesymistyczna.
Drugie primo: raził mnie wszechobecny smrodek moralizatorsko-politykierski, sprytnie przez autora ukryty pod przemyśleniami (zresztą zupełnie celnymi), tytułowego idiota ;) Rozliczenie Wietnamu, politycy be, bogactwo be, kolorowi są bardziej tolerancyjni etc. etc.
Trzecie primo: uważam, że wielki sukces powieści Grooma (a także filmu z Hanksem) należy przypisać głównemu bohaterowi. Głupkowi, który powoduje, że
podczas lektury możemy poczuć się lepsi, i którym w głębi duszy chcielibyśmy być, by nie przejmować się codziennością i żeby wszystko przychodziło nam w życiu od niechcenia, jak Forrestowi.
Werdykt - przyjemne czytadło, acz bez specjalnych uniesień.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

"Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników je zamieszczających. Prowadzący bloga nie ponosi odpowiedzialności za treść tych opinii."