środa, 29 października 2008

"Królowa południa" Arturo Pérez-Reverte


Zachęcony dość pochlebnymi recenzjami na pl.rec.ksiazki oraz dość burzliwą dyskusją, na temat niuansów ostatniej wydanej w Polsce książki Reverte, toczoną na tejże grupie, jak to się mówi "sięgłem", ale niestety nie wsiąkłem ;(.
Ponieważ o treści już mówiono, ograniczę się tylko do powiedzenia, że "Królowa ..." jest historią pewnej Meksykanki, którą poznajemy jako dziewczynę przemytnika narkotyków, a która z czasem dochodzi do wielkich pięniędzy i wielkiej władzy. Taki XXI-wieczny Kopciuszek z tym, że zamiast księcia mamy kilku kolejnych machos, zamiast bryczki z dyni najnowsze modele samochodów, zamiast niedobrej macochy - wkurzona konkurencja w narkobiznesie itd. itp.
Niestety Reverte zaczyna przesadzać z barokowością opisów. To co w książce przygodowej (a mistrzem i reanimatorem tego gatunku zwany jest czasem pan Arturo) powinno stanowić tło wydarzeń, u niego wyłazi na pierwszy plan i zabija istotę powieści, czyli przygodę. Czytanie o tym co widzi bohaterka w zasięgu swego wzroku i to ze szczegółowością, której nie powstydziłby się satelita szpiegowski, męczyło. Podobnie jak opisy strojów, uczesania oraz wielostronicowe przemyślenia Teresy, które niczego ciekawego (przynajmniej dla mnie) nie wnosiły.
Jeżeli autor chciał pokazać, że zna i
geografię opisywanych stron, i duszę kobiety, i rywalizację między wymiarem sprawiedliwości, a handlarzami narkotyków, mógł to zrobić, ale z mniejszym rozmachem. A tak książka jest przegadana. Mało w niej "biglu", za to dużo - "zobaczcie jak ja potrafię pisać i jakie to głębokie".
Druga rzecz, która okrutnie mnie drażniła, to bez mała rozdwojenie jaźni głównej bohaterki. Jeżeli tylko trzeba było zrobić coś be, to pojawiała się "ta druga Teresa" i odwalała brudną robotę. Jakie to wygodne - nie musieć
tak naprawdę tłumaczyć bohaterki.
Po trzecie sam już nie wiem, czy dobrym zabiegiem ze strony tłumacza było
używanie typowo polskich wynalazków językowych typu: "kałach" o karabinku AK-47, "dresiarz" o jakimś bandziorze czy "spoko". Może to i język polskiej ulicy, ale książkę zaludniają, w zdecydowanej większości, mieszkańcy Meksyku i Hiszpanii. Mnie to raziło.
Zmęczyła mnie i ledwo się przedarłem. Początkującym "reverciarzom" polecam "Szachownicę flamandzką", moim skromnym zdaniem dużo lepszą, a zaawansowani niech czytają na własną odpowiedzialność :D.

6 komentarzy:

  1. " Książki są bramą, przez którą wychodzisz na ulicę, mówiła Patricia. Dzięki nim uczysz się, mądrzejesz, podróżujesz, marzysz, wyobrażasz sobie, przeżywasz losy innych, swoje życie mnożysz razy tysiąc. Ciekawe, czy ktoś da ci więcej za tak niewiele. [...]
    Poza tym z lektury można się wiele nauczyć, czytanie pomaga myśleć inaczej albo lepiej, dlatego że na zadrukowanych stronicach inni robią to wszystko przed nią. [...]
    W ten sposób Teresa przekonała się, że zwykłe kartki papieru pokryte farbą drukarską nabierają życia, gdy ktoś je przerzuca i przebiega wzrokiem linijki, i znajduje w nich odbicie swojego losu, dostrzega swoje zamiłowania, upodobania, zalety i wady. Teraz już była pewna tego, co przeczuwała, kiedy rozmawiała z Pati O'Farrell o zmiennych losach Edmunda Dantesa: że nie ma dwóch takich samych książek, bo nie ma dwóch takich samych czytelników. A każda książka, jak każdy człowiek, jest czymś wyjątkowym, jest jedyną historią i całym oddzielnym światem."

    Więcej tu
    http://forum.pclab.pl/t324881.html

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie cierpię kego książek, toż to sztampa straszliwa.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale tak wszystko do jednego wora? Mnie tam "Klub Dumas" się swego czasu bardzo podobał, podobnie jak i wspomniana w tekście "Szachownica ..." :)
      PS. Cóż to za pochód dziś jakiś przez notki? To jest dopiero sztampa straszliwa :D

      Usuń
  3. Lecę z nudów po kolei, będzie więcej ;)

    No faktycznie, "Klub Dumas" ujdzie. Przynajmniej nie ma podłej baby, zdradzającej na końcu głównego bohatera ;)

    Ale "Szachownica..", "Fechmistrz" czy najgorsze z nich "Cmentarzysko..." uznaję po prostu za czytadła do pociągu, ich fabuła jest przewidywalna do bólu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Ostatnia bitwa templariusza", to dopiero była chałka :)
      PS. Pisząc o sztampie miałem oczywiście na myśli swoje notki, a nie Twój pochód :D

      Usuń

"Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników je zamieszczających. Prowadzący bloga nie ponosi odpowiedzialności za treść tych opinii."