środa, 8 października 2008

"Cień wiatru" Carlos Ruiz Zafón


Są książki, które czyta się dla szeroko pojętej fabuły: akcji, zagadki kryminalnej etc. Są takie, które bierze się do ręki dla opisów, bo wbrew pozorom i pokutującym (szczególnie, przynajmniej w moich czasach licealnych, w szkołach średnich) opiniom, opisy, jeśli dobre, się czyta. "Cień wiatru" zaś zaliczyłbym do kategorii książek, które czyta się dla postaci. Żeby nie było pomyłki - jednej postaci. I wcale nie chodzi tu o głównego bohatera, a o drugoplanowego Fermina Romero de Torres. Ale po kolei...
Rzecz dzieje się w powojennej Barcelonie. Mieszkający w niej, razem z synem, antykwariusz, pewnego dnia prowadzi chłopca do miejsca zwanego Cmentarzem Zapomnianych Książek, które to miejsce, jak sama nazwa wskazuje, jest specyficznym składem literatury zapomnianej. Daniel Sempere, bo tak zwie się ów młodzieniec, ma wybrać jedną z tysięcy pozycji, żeby, stając się jej właścicielem, przywrócić ją niejako do życia. Pech, bądź szczęście, sprawia, że wybrana książka to tytułowy "Cień wiatru" autorstwa nieznanego bliżej nikomu i bardzo tajemniczego Juliana Caraxa. Zauroczony powieścią bohater rzuca się na poszukiwanie wszelkich śladów wielkiego, jak mu się wydaje, pisarza. W ten oto sposób wplątuję się w intrygę, której korzenie sięgają czasów przedwojennych, której bohaterami są członkowie kilku barcelońskich rodów, i która wkrótce zwiąże się z jego życiem w sposób niekoniecznie muszący mu się podobać. Jego życie jest w niebezpieczeństwie ...

To tyle jeśli chodzi o pomysł fabularny. Książka, z jednej strony będąca próbą uchwycenia obrazu frankistowskiej Hiszpanii, z drugiej zaś - iberyjskim melodramatem, napisana jest bardzo poprawnie. Bogaty język, spora doza ironicznego humoru, zabarwione "latynoskim biglem" dialogi i zwrócenie uwagi czytelnika na książkę, jako źródła przygody sprawiają, że jest warta przeczytania. Przyznać jednak muszę, że gdyby nie wspomniana na początku postać uznałbym ją li tylko za nietypowe romansidło z odrobinką dreszczyku. Natomiast elokwentny, mądry mądrością człowieka, który w życiu sięgnął szczytu i spadł na samo dno, wiecznie pełen dobrego humoru i dobrego serca, Fermin, spowodował, że połykałem "Cień ..." jak świeżą bułeczkę z masełkiem. Dla niego warto tę książkę przeczytać i szkoda tylko, że postać ta usuwa się w cień przed końcem lektury.

4 komentarze:

  1. Gdy czytałam tę książkę, zachwycałam się nią. Teraz nic nie pamiętem, no, prawie nic, z treści, fabuły... wyparowało.
    I to chyba nie jest wina mojej zaawansowanej sklerozy, nie do końca.
    Tej książce brakuje solidnego fundamentu.

    OdpowiedzUsuń
  2. A jak mam w pamięci jedynie Fermina, który jak o tym pomyślę, kojarzy mi się z głównym bohaterem powieści Mendozy :)

    OdpowiedzUsuń
  3. A, jeszcze Cmentarz Zapomnianych Książek. Cudowna nazwa.

    OdpowiedzUsuń
  4. Przy czytaniu tej książki warto zwrócić uwagę na daty listów. Wtedy wszystko nabiera zupełnie innego znaczenia (a może całkowicie się gubi).

    OdpowiedzUsuń

"Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników je zamieszczających. Prowadzący bloga nie ponosi odpowiedzialności za treść tych opinii."