poniedziałek, 17 listopada 2008

"Studnie piekieł" Graham Masterton


Totalna porażka. Książka doczytana tylko dlatego, że każda kolejna strona wywoływała uśmiech politowania, a ja chciałem zobaczyć jakich książek powinienem w przyszłości unikać. I o ile "Manitou", czy "Zemstę Manitou"
czytało mi się znośnie (acz było to dawno, więc teraz mógłbym zmienić opinię*), to od tej pozycji radzę trzymać się bardzo, ale to bardzo daleko. Nie znajduję ani jednego powodu, by zachęcać kogoś do jej lektury.
Akcja - ludzie piją studzienną wodę i zamieniają się w krabopodobne potwory. Zagadkę tę podejmuje się rozwiązać dwóch mieszkańców zainfekowanej okolicy: hydraulik - inteligent oraz chemik - laborant. I co się okazuje? Otóż woda skażona jest nasieniem starożytnego boga Chulthe (czy Wam to czegoś nie przypomina?), władcy zatopionej Atlantydy, który budzi się z drzemki, by objąć władzę nad światem, a imię jego Legion ;)
Dlaczego "Studni ..." czytać nie należy? Ze względu na: "humorystyczne" teksty głównego bohatera, psychologiczną wiarygodność zachowań bohaterów na poziomie dna i dwóch kilometrów mułu (ja wiem, że bohaterowie horrorów zachowują się irracjonalnie, ale jakiś umiar należy zachować), różne pierdółki godzące w inteligencję czytelnika (sanitariusz częstujący pacjenta "łyskaczem", a następnie podający dożylnie antybiotyk; strzelanie z granatnika przeciwpancernego do znajdującego się tuż obok obiektu - pod wodą (sic!)) i mnóstwo innych "perełek".
Podsumowując. Gdyby w biblioNETce były oceny ujemne, to w tym przypadku nie zawahałbym się takiej noty użyć ;)

* Teraz już wiem, że zmieniłbym na pewno. Podczas ostatniego pobytu u mamy, ściągnąłem z półki rzeczonego "Manitou" i po paru stronach, ech... pomyśleć, że wydawałem sporo pieniążków na kolejne horrory Phantom Pressu :D

3 komentarze:

  1. Nie no, coś ty, Manitou jest całkiem fajny, dostał ode mnie dwa.

    OdpowiedzUsuń
  2. Kiedyś to te wszystkie "Kostnice" i "Tengu" miałem w małym paluszku. Bo co mogło być poczytniejszego dla nastolatka, niż horrorki, w których często się, wybacz francuski, pukają? :D Do dziś pamiętam scenę, w której szczytem wyrafinowania japońskiej sztuki miłosnej, było zarzucenie na wzwiedzionego członka, ściereczki umoczonej we wrzącej herbacie. Tak więc, jak widać, autor pozostawiał coś w pamięci :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja pierniczę, to faktycznie horrorki :D

    OdpowiedzUsuń

"Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników je zamieszczających. Prowadzący bloga nie ponosi odpowiedzialności za treść tych opinii."