czwartek, 11 grudnia 2008

"Duża polka" Joanna Chmielewska


Sam już nie wiem, czy przejadł mi się humor spod znaku pani Joanny, czy też mam tego niesamowitego pecha, który wsadza w ręce gorsze książki danego autora. I od razu uprzedzam, że zdaję sobie sprawę, że przed '90. powstawały najlepsze książki autorki. Niemniej jednak, powstała w 1995 roku, "Duża polka" nie wydawała mi się zbyt odsunięta w czasie od "złotego okresu" i dlatego po nią sięgnąłem.
Wszystko rozpoczyna się dwuwątkowo: od śmierci jednego znajomego narratorki i zakałapućkania się w grubszą aferę przemytniczą drugiego. Oba wątki, co jest już od początku oczywiste, zazębiają się, by zmierzać do wspólnego finału, który, niestety, nie jest tak porywający, jakby się chciało. Po drodze wszystko to, z czego pani Chmielewska słynie: dowcip sytuacyjny (którego jest stanowczo za mało) z kuzynem Zygmusiem w roli głównej, amatorskie śledztwo i współpraca z organami ścigania (jak zwykle owocna) i totalne poplątanie sznurka z ogórkiem ;). Wszystko to służy uwypukleniu problemu "aferowego" wśród przedstawicieli najwyższych kręgów politycznych i biznesowych, przez co książka nigdy nie straci na świeżości.
Niestety, stopień zaplątania jest, jak dla mnie, zbyt duży. Może to moje lenistwo, może problemy z koncentracją, ale w pewnym momencie przestałem zupełnie kontrolować: kto jest kim. Mało tego, przestało mi na tej wiedzy zależeć. Książkę doczytałem siłą rozpędu, mając cały czas wrażenie, że jak na kolejną Chmielewską jakieś to takie statyczne i nic się w zasadzie nie dzieje. Ale może tylko mi się wydaje?

2 komentarze:

  1. Otóż nie, nie wydaje ci się.
    Taka jest prawda.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja dawno "Dużą polkę" czytałam, ale też nie byłam jakoś specjalnie zachwycona.

    OdpowiedzUsuń

"Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników je zamieszczających. Prowadzący bloga nie ponosi odpowiedzialności za treść tych opinii."