poniedziałek, 8 grudnia 2008

"Nie opuszczaj mnie" Kazuo Ishiguro


Opisywaną tu książkę, ciężko jest skomentować nie zdradzając elementów istotnych dla fabuły. Postaram się, jednak gdyby mi się coś wymsknęło, darujcie. Naprawdę nie jestem człowiekiem, który lubi krzyczeć: "Mordercą jest taksówkarz!".

Ishiguro wpadł mi w ręce przypadkiem. Nigdy wcześniej o nim nie słyszałem, a jedyne co mógłbym, w czasie gdy przystępowałem do lektury, o autorze powiedzieć, to chyba tylko okładkowe: "finalista nagrody Bookera 2005". Nie zrażając się jednak wspomnianym wyżej faktem, zacząłem czytać.
Teatrem wydarzeń jest brytyjska szkoła z internatem - Hailsham, a bohaterami trójka jej wychowanków: mitomanka - Ruth, choleryk - Tommy oraz obserwatorka i zarazem narratorka - Kathy. I wydawać by się mogło, że to kolejna książka o dorastaniu i młodzieńczym buncie, gdyby nie fakt, że wnikliwe obserwacje relacji w grupie, przechodzące momentami wręcz w wiwisekcję, ujawniają ciągłe zgrzyty w przedstawionej nam rzeczywistości. Rzucane tu i ówdzie półsłówka, niektóre dziwne zdarzenia, powodują powstanie wrażenia jakiegoś dysonansu. I takie wrażenie, że coś jest nie tak, utrzymuje się aż do końca lektury.
Autor podejmuje ważną tematykę. Człowieczeństwa i tego co je wyznacza oraz granic, które powinniśmy sobie jako ludzkość wyznaczyć w dążeniu do boskości czy też nieśmiertelności. Żeby jednak nie spłoszyć czytelnika zbyt ciężkim kalibrem stosuje, znaną choćby z serialu "Lost", metodę puzzli. Na kolejnych kartach powieści zostają odsłonięte kolejne kawałki układanki, dając coraz wyraźniejszy obraz całości i, w kluczowej scenie, wyjaśnienie zagadki.
Wszystko co powyżej powinno zaowocować iście wybuchowym rezultatem. Niestety po ok. dziesięciu stronach, wiedziałem już o czym rzecz będzie (autor pozostawia jednak zbyt wyraźny trop) i resztę książki przeczytałem z ciekawości, jakie stanowisko do opisywanego problemu zajmie pan Kazuo. Niestety po drodze musiałem przebrnąć przez zbyt szczegółową charakterystykę "wychowanków" i zdarzeń z nimi związanych. Książka zaczęła mnie w pewnym momencie męczyć, a finisz miast radości czytelniczej, przyniósł radość typu: "uff, koniec!".
Nie znaczy to jednak, że nie doceniam kunsztu skonstruowania tego, dość ciekawego, przyczynku do dyskusji, co człowiekowi wolno, a czego nie. Tym bardziej, że z każdym nowym odkryciem naukowym coraz mniej, w tym co opisuje Ishiguro, fikcji, a coraz więcej realnego zagrożenia.

7 komentarzy:

  1. Pana Ishiguro uwielbiam, ale "Nie opuszczaj mnie" uważam za jego najgorsze dzieło (a czytałam wszystkie jego książki poza jedną). Gorąco Cię namawiam do sięgnięcia po "Okruchy dnia" albo "Pejzaż w kolorze sepii" - są naprawdę genialne :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie mówię, że jest zła, tylko, bo ja wiem, zbyt daleko posunął się autor we wnikliwości spojrzenia. Ale jako początek kanapowej dyskusji o granicach zabawy w Boga - bardzo dobra. Po "Okruchy ..." sięgnę, żeby skonfrontować z filmem, który obejrzę po lekturze - oczywiście :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie no, ja też nie mówię, że jest zła ;) Ale zdecydowanie najgorsza i zupełnie niepasująca mi klimatem i tematyką do wszystkiego, co Ishiguro dotychczas stworzył.
    "Okruchy dnia" to cudowny film. To jedna z tych nielicznych sytuacji, gdy ekranizacja jest równie dobra jak książka.

    OdpowiedzUsuń
  4. No tak. Wtórność ze mnie wyszła, choć tak się starałam:P
    Może w przyszłości, zanim sięgnę po książkę, sprawdzę najpierw, czy przypadkiem już o niej nie pisałeś, bo po co strzępić klawiaturę po próżnicy?
    Jedno się jednak zmieniło - rok. W 2012 wizje Ishiguro brzmią nieco bardziej złowieszczo niż w 2008.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jaka wtórność? Zbieżność spostrzeżeń. I baaaaardzo mnie to cieszy. I życzę sobie więcej. I żadnego sprawdzania. I nadużyłem i. :D

      Usuń
  5. Mnie też wyszła zbieżność spostrzeżeń.

    Ej, jakie złowieszczo, naprawdę myślicie, że ludzkość posunie się do tak drastycznych metod pozyskiwania części zamiennych?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja myślę, że wszystko jest możliwe. Jest grupa zwolenników biotechnologii, dla której nie ma żadnych barier i ograniczeń. I o ile teoretycznie istnieją bariery cywilizacyjne, które uniemożliwią legalne stosowanie takich praktyk, o tyle w podziemiu? Zwłaszcza tym bogatym? Hulaj dusza!

      Usuń

"Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników je zamieszczających. Prowadzący bloga nie ponosi odpowiedzialności za treść tych opinii."