poniedziałek, 5 stycznia 2009

"Hellboy. Złota Armia" reż. Guillermo del Toro


Hellboy to demon, który w 1944 roku został przywołany na Ziemię przez Grigorija Rasputina, jako kolejna wunderwaffe mająca przechylić szalę zwycięstwa na stronę Hitlera. Nie dochodzi jednak do tego, gdyż czerwonego dzieciaka z rogami przejmują Amerykanie i nadając mu Honorowy Status Człowieka wcielają, wraz z innym "odmieńcami", w rodzaju człowieka - ryby Abe'a czy pirokinetyczki Liz, do BBPO. Biuro Badań Paranormalnych i Obrony to nic innego jak tajna komórka do walki z wszelką, paranormalną aktywnością. Oczywiście historia, nakreślona w scenariuszach twórcy komiksowej serii, Mika Mignoli, jest bardziej skomplikowana, ale myślę, że Guillermo del Toro nie przestanie reżyserować, więc wszystkie dodatkowe wyjaśnienia przed nami.
Pierwszego "Hellboya" w reżyserii Toro nie pamiętam zbyt dokładnie. Mam tylko niejasne uczucie, że byłem raczej na tak. Szkoda, że nie mam Polsatu, bo ze dwa miesiące temu można było go sobie odświeżyć. "Hellboy. Złota Armia" to kolejna część przygód diabła ze spiłowanymi różkami. Starożytny pakt o nieagresji między ludźmi, a przedstawicielami świata fantazji jest zagrożony. Elf - renegat, książę krwi, rozpoczyna krucjatę, która ma mu przynieść władzę nad legendarną, niezniszczalną, Złotą Armią, wykonaną przez niedoścignione w kowalskiej sztuce gobliny. Aby zdobyć koronę, będącą swoistym pilotem do kierowania Armią, książę Nuada nie zawaha się przed ojcobójstwem. Jego idealny plan unicestwienia ludzkości ma jedną wadę, której nie przewidział. To czerwonoskóry koneser dobrych cygar i browaru spijanego sześciopakami. Oraz jego przyjaciele.
Po raz kolejny Toro pokazał, że umie robić sprawne kino akcji. Podobało mi się wiele rzeczy. Choćby scenografia (targowisko trolli, miejsce spoczynku Złotej Armii) i kostiumy (goblin - kaleka, Śmierć, elfy), czy akrobatyczne popisy księcia Nuady i bardzo dobra choreografia scen walk. Sama zaś historia sprawnie i bez dłużyzn została przeprowadzona od A do Z, niezauważalnie wprowadzając nowe wątki i obiecując więcej. A więc, będę na to "więcej" czekał, może troszkę mniej niecierpliwie, niż na planowanego przez reżysera "Hobbita". A oczekiwanie osłodzę sobie "Labiryntem fauna", który był mnie ominął.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

"Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników je zamieszczających. Prowadzący bloga nie ponosi odpowiedzialności za treść tych opinii."