piątek, 3 kwietnia 2009

"Dziki kot - psychopatyczny morderca" Bill Watterson


Jak to się stało, że ten stary, bo powstający w formie gazetowych pasków, w latach 1985-95, cykl komiksowy, autorstwa Billa Wattersona, doczekał się polskiego, albumowego wydania dopiero w 2004 roku? Zresztą, nieważne. Ważne natomiast jest to, że dzięki Egmontowi, Calvin i Hobbes zawitali pod polskie strzechy. Pod moją, jedenasty (jak podaje NETka) z kolei album, pt. "Dziki kot – psychopatyczny morderca", trafił jako prezent dla żony, z tym, że wiecznie zajęty Kitek odłożył go na półkę, a ja szukając czegoś zajmującego, a krótkiego, zaanektowałem. I powiem jedno, mocna rzecz.
Calvin to nadzwyczaj rozgarnięty sześciolatek, o dość swobodnym stosunku do wielu spraw, z obowiązkiem szkolnym na czele. Kimże zatem jest Hobbes? Ni mniej, ni więcej, tylko pluszowym tygrysem. Tzn. pluszowym dla Ciebie, bo jesteś postronnym obserwatorem, a Hobbes ożywa tylko podczas licznych tête à tête ze swoim właścicielem i przyjacielem. Ożywa, by toczyć ożywione dyskusje o otaczającym świecie, zdominowanym przez dziwnych dorosłych, którzy nie wiedzą co to prawdziwy fun i na dodatek każą zjadać brokuły i inne zielone badziewie. Oprócz filozofowania o naturze wszechrzeczy, Calvin wraz z Hobbsem robią sobie psikusy, knują przeciw dziewczynkom w ogóle, a sąsiadce Zuzi w szczególności i drażnią rodziców i nauczycielkę jadącą z tego powodu na maloxie.
Powiem szczerze, że przy czytaniu niektórych pasków nie zalecam picia płynów, bo można je "wyparzchać". Niektóre spostrzeżenia Calvina powalają swą dziecięcą logiką. Ot, na przykład Hobbes zwraca mu uwagę, że maluje kolorowankę nie tymi kolorami co trzeba, a chłopiec ze stoickim spokojem oznajmia, że gdyby malował jak chce kot, to wyszedłby mu taki sam obrazek jak na okładce. Więc po co?
Zresztą, humoru jaki charakteryzuje serię nie da się opowiedzieć, trzeba ją po prostu przeczytać. "Dziki kot ...", to kawał (176 stron) świetnej rozrywki, szczególnie dla ojca, który w perspektywie lat będzie miał do czynienia z dwoma sześciolatkami. A dodać należy, że calvinowskie pomysły trafiają się starszemu już teraz :)

4 komentarze:

  1. "Dzikiego kota" nie czytałam (jeszcze), ale Calvina znam i kocham nad życie.
    Nawet zastanawiałam się ostatnio nad zakupami w merlinie, bo pobliski mi empik wyczyściłam z zalegających Calvinów. Ale to może jeszcze się powstrzymam, fajnie jest wyciągać książki powoli, nie na raz.
    Pożyczyłam też parę Calvinów koleżane, która leży, bo leżeć musi, pomyślałam, że na poprawę humoru nie ma lepszej pozycji.
    A, jedna rzecz, tłumacz: genialny PWC!!!
    A, druga rzecz: po zrecenzowaniu jednego tomiku trudno recenzować następne, Calvin to Calvin, wciąż nowe przygody, pory roku mijają, Zuzia wciąż ta sama, bałwany wciąż są oryginalne, a wakacje za krótkie.

    OdpowiedzUsuń
  2. Czytałam swego czasu po niemiecku, ale skoro PWC tłuamczy na polski, to muszę się skusić.

    OdpowiedzUsuń
  3. Agnes Tak to już jest, ale "trudno" nie znaczy, że niemożliwe :) A tak w ogóle, to razem z Anną otworzyłyście mi oczy - pan Cholewa! Nic dziwnego, że świetnie się to czyta, a puenty, mimo przekładu, powalają. Choćby moje ulubione (z pamięci): "To obrzydliwe, kiedy ona pije malox tak prosto z butelki".

    OdpowiedzUsuń
  4. Kupiłam sobie. To było jedyne, co mieli w napotkanym wczoraj przypadkiem empiku (oprócz tych, co już mam).

    OdpowiedzUsuń

"Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników je zamieszczających. Prowadzący bloga nie ponosi odpowiedzialności za treść tych opinii."