czwartek, 9 kwietnia 2009

"Kielich" Waldemar Łysiak


Mówi się, że w literaturze wszystko zostało napisane, a to co tworzą nam współcześni, to tylko pisanie na nowo tego, co już ktoś, gdzieś, przelał na papier. Czasem zdarza się jednak, że autor celowo odnosi się do jakiegoś toposu, przyswajając go i przerabiając dla swych potrzeb. Tak właśnie w "Kielichu" postąpił pan Łysiak, który wplótł w rzeczoną powieść mit arturiański i legendę o świętym Graalu. A wszystko to, żeby popisać się erudycją (przyznać należy, imponującą), pokazać czytelnikowi jego maluczkość, ponarzekać na temporę i moresa oraz pokazać stałość swych, konserwatywnych poglądów. Sensacyjna fabuła zaś, w której trzej maczos: Lance, Percy i Bohor, będący odpowiednikami Rycerzy Okrągłego Stołu, prowadzą wielce intelektualne dialogi, nie szczędząc jednak czytelnikowi podwórkowej "łaciny", to tak naprawdę tuba, przez którą autor wygłasza swe opinie na różne tematy: kobiet, religii, demokracji czy państwa i narodu jako takich.
Nie wiem, żart to literacki, czy pełna powaga. Jeśli to pierwsze, to się nie uśmiałem, jeśli to drugie, to jako czytelnik czuję się urażony. Po pierwsze - formą. Dęte dialogi, które mają pokazać jak wielkie IQ mają bohaterowie (w domyśle autor), ze znawstwem rozprawiający o Oświeceniu, historii chrześcijaństwa i tysiącu innych spraw. Jednocześnie rozmowy nasycone są wulgaryzmami, bo przecież prawdziwy twardziel bez "kurwy" w ustach, to tak naprawdę ciota. No i chwyt pod tytułem: "A teraz opowiem wam dowcip". Aż się cisnęło na usta: "Ależ wodzu! Co wódz!". Po drugie - przypisami. Pan Łysiak narzeka na umysłową kondycję czytelników, a sam tłumaczy podstawowe zwroty łacińskie i obcojęzyczne, które nawet ja, wg kwalifikacji autora, podejrzewam, jakieś 1/8 inteligenta, znam i tłumaczyć mi ich nie trzeba. Przykłady? Lunch - lekki obiad, „Bloody Mary” - Koktajl z wódki i soku pomidorowego (dosłownie: Krwawa Maria), itd. Po trzecie, podkreśleniami, które, być może, miały wskazać czytelnikowi tropy kulturalne, jakie należy podjąć po, albo w czasie, lektury "Kielicha", ale na mnie robiły wrażenie kolejnego przykładu puszenia się intelektem.
Wydaje mi się, że "Kielich" powstał, jako wielostronicowe narzekanie na współczesne czasy. By autor mógł popsioczyć na homoseksualistów i pedofilów, Szwedzką Akademię (czyli co bym powiedział gdyby... :) ), kondycję Kościoła, zanik państw narodowych i wiele innych rzeczy, które nie pasują do jego konserwatywnego ładu świata. Ci, którzy podzielają zdanie pana Łysiaka, będą zachwyceni, ci, którzy inaczej patrzą na pewne sprawy - zniesmaczeni. Czyli, jak zwykle. Według mnie szkoda, wybitnego skądinąd, pióra na labidzenie, które większość rodaków, tyle że w mniej wyszukanej formie, uprawia co dnia przy piwku.

8 komentarzy:

  1. Dawno temu (gdzieś pod koniec LO) czytałam "Statek" Łysiaka. Pamiętam, że niesamowicie mi się książka podobała. Próbowałam sięgać po inne książki tegoż autora, ale widocznie byłam wtedy zbyt młoda, by docenić jego kunsz, bo żadna więcej mnie nie ujęła. "Kielich" miałam zamiar przeczytać, ale jakoś tak samo mi się odechciało.

    OdpowiedzUsuń
  2. Matylda_ab Może jednak? Bo chciałbym się przekonać, czy to tylko ja mam wrażenie, że autor nie traktuje mnie poważnie. Acha, pewnie spodobałyby Ci się też wywody o kobiecie. Posłuchaj: "Kobiety są jak góry — im mocniej je kochasz, tym większa pewność, że kiedyś strącą cię w przepaść. Serce kobiety ma krótką pamięć. Tę amnezję determinuje biologia, a nie można kląć biologii, podobnie jak nie można kląć cesarstwa za chuć imperialną. Jedyne cesarstwo, które znają kobiety, to cesarstwo, gdzie penis jest berłem. Zawód nie gra roli. Może być makler, żołnierz, chirurg, ekspedient, hydraulik, złodziej, profesor lub taksówkarz, byle umiał wytworzyć ową magię, co wprawia w wibrację hormony i rozbudza głodne futerkowe zwierzątko, które on nakarmi swym kutasem tak solidnie, iż rano od słodkiego bólu krocza dziewczyna myli krem do golenia z pastą do zębów." Ładne? Jest tego więcej :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Ha ha ha, no niezły fragment. ;)) Nieco szorstki i szowinistyczny punkt widzenia, pełen drwiny i szyderstwa. Ale coś w tym jest, maleńka odrobina prawdy, choć oczywiście nie o wszystkich kobietach.

    OdpowiedzUsuń
  4. Może mi ktoś wyjaśni skąd ta paranoiczna niechęć do kobiet u p. Łysiaka. [nie żebym plotkował ale-] Słyszałem coś o jakiejś zdradzie, lecz wywęszyć dokładnie nie potrafię.

    Co do "Kielicha: to książka męczy, całkowicie podpisuję się pod tą recenzją. Miałem identyczne odczucia. Dla koneserów twórczości p. Łysiaka.

    OdpowiedzUsuń
  5. Przeczytałam "Kielich" i niestety nie mogę się zgodzić z Waszymi opiniami. Chociaż rzeczywiście ta książka lekką nie jest (nie tylko ze względu na ilość kartek:)) to zawiera w sobie ważne treści. Nawet jeśli większość z nas nie zgadza się z opiniami w niej zawartymi, to książka ta robi wrażenie i zmusza do refleksji, a to jest chyba w niej najważniejsze.
    To, że pisze niezbyt pochlebnie o kobietach? Trudno. Najprościej zajrzeć do większości "książeczek" o charakterze miłosnym autorstwa kobiet, aby zobaczyć, że mężczyzn się jednak bardziej... krytykuje.

    OdpowiedzUsuń
  6. Całkiem niedawno skończyłem czytać "Kielich", kolejną z książek pana Baldheada. Wcześniej 'zaliczyłem' Trylogię Heroiczno-Łotrzykowską, "Najgorszego", "Statek", "Cenę", "Milczące Psy" i "Salon cz.2". Największe wrażenie zrobił na mnie "Statek" i "Dobry", reszta... Cóż, z każdą kolejną książką wydaje mi się, że pan Łysiak lekko 'mieli' poprzednią, coś dodaje, coś odejmuje, nadaje osobne ramy fabularne, ale tak naprawdę jest to 'odgrzewanie kotleta'. I w pewnym momencie, tak, jak Bazyla, zaczęła mnie razić ta erudycja na pokaz. W każdej książce Łysiaka jest jeden-dwóch pseudoerudytów, którzy, wydaje się, pozjadali wszystkie rozumy. Tacy 'współcześni Leonardowie', wiedzący wszystko o literaturze, medycynie, polityce (hmmm, tutaj wielokrotnie śmiałem się z nachalnie przez pana Baldheada forsowanych poglądów politycznych, ale w wolnym kraju ma on prawo je głosić). "Kielich" ma Klaucha i Dula, "Dobry" - Petro i Karśnickiego, "Konkwista" - Lorninga, "Statek" - wuja Nurniego, "Milczące Psy" - Rybaka, itd. Budowanie fabuły, splatane wątki, nawiązania (jak w "Kielichu") do innych dzieł literackich, tudzież epok ("Milczące Psy") - wszystko to wskazuje na znakomite pióro pana Łysiaka. Ale już ciągłe, co książkę te same żarty na temat kobiet, feministek (tutaj akcja antyfeministyczna Percy'ego to żywa kalka tego, co w Statku przeprowadził przyjaciel Nurniego), kościoła i księży (ciekawe, w świetle politycznych poglądów Łysiaka) - to wszystko każe mi krzyknąć: "Było!".

    feministka

    OdpowiedzUsuń
  7. Najgorsi są tacy recenzenci jak ten, który tu zamieścił swoją notkę. Nie widzi większego sensu w całej książce. Znalazł jednak wulgaryzmy hmmm ciekawe dlaczego?? Wydaje mi się, że abderycja się udziela i fakt postrzegania tylko rzeczy, które chce się widzieć. Boli mnie czytanie o tym, że kielich nie jest dobrą książką tego autora lub, że jest gorsza od pozostałych czy spłycona. Nie nie mówię tu tylko o tej recenzji ale recenzji wielu ludzi, którzy tak postrzegają tą książkę i wypowiadają się w internecie. W.Łysiak bowiem był pisarzem, który obchodził największymi swoimi dziełami cenzurę czasów komunizmu w Polsce, nawiasem mówiąc moim zdaniem będący socjalizmem. Polecam przeczytanie "Stulecie Kłamców"i "Flet z Mandragory" może w tedy będzie mniej negatywnych recenzji w internecie na temat jego twórczości. Boje się jednak, że wielu nie zrozumie, bo w końcu musiał obejść cenzurę i krytycyzm tamtego okresu Bazylku;] przeczytaj Flet z Mandragory i daj znać czy wciąż uważasz, że ma Cie za idiotę czy sam się tak nie poczujesz bo po twojej recenzji i poście myślę, że tak może się stać ;] miłej lektury ;)

    OdpowiedzUsuń
  8. Anonimowy Najgorsi są tacy komentatorzy, którym nie chce się podpisać. Już nawet nie będę próbował wyjaśniać, że nie jestem recenzentem i nie piszę recenzji.

    "Kielich", z tego co się orientuję, powstał w roku 2002, więc raczej trudno tu mówić o omijaniu cenzury, ale mniejsza ... Opisałem swoje wrażenia po lekturze i tego będę się trzymał. Mam zamiar sięgnąć po Łysiaka napoleonistę, ale z dala obchodzić te choćby zahaczające o politykę. Choć ponoć "stary" autor jest o niebo lepszy, więc może skuszę się na ten "Flet ..." :)

    OdpowiedzUsuń

"Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników je zamieszczających. Prowadzący bloga nie ponosi odpowiedzialności za treść tych opinii."