wtorek, 28 kwietnia 2009

"Skok na kasę" reż. Callie Khouri


Że pieniądze szczęścia nie dają, każdy wie. Niestety ich brak w dzisiejszych, ukierunkowanych na konsumpcję czasach, też tego szczęścia nie przysparza. Krótko - bez kasy nie ma życia, a w każdym bądź razie, z mamoną przy tyłku (na koncie, whatever) jest ono o wieeeeele łatwiejsze. Takie mnie więcej przesłanie niesie "Skok na kasę", komedia, która miała pozwolić nam z żoną miło spędzić czas, a, co pozwolę sobie zdradzić już teraz, mocno nas rozczarowała. Kitka - nudząc, mnie - mocno irytując.
Bridget Cardigan (Diane Keaton), typowa przedstawicielka anglosaskiego establishmentu, z dnia na dzień zostaje postawiona w sytuacji wydawałoby się bez wyjścia. Mąż traci lukratywną posadkę, kasy brak, rachunki na 200 kawałków niezapłacone, dom jak stodoła do utrzymania, a meksykańska służąca nie chce przyjąć srebrnego dzbanuszka w rozliczeniu. Rozpacz. Tonący brzytwy się chwyta, Bridget natomiast chwyta się miotły, bo jedyna posada dla pańci w średnim wieku i bez żadnego doświadczenia (oprócz wydawania wystawnych rautów), to etat sprzątaczki w Banku Rezerw Federalnych. Wiadomo, bank = kasa, rzutka kobietka realizuje więc śmiały, ale beznadziejnie głupi i totalnie amatorski, plan kradzieży zużytych banknotów, a w myśl poprawności politycznej, do współpracy przy nim przekonuje czarnoskórą samotną matkę (Queen Latifah) i dziewczę (Katie Holmes) żyjące nędznie w przyczepie z narzeczonym.
Nie podobał mi się. Nie śmieszył, drażnił stereotypami, a jego przesłanie do dziś nie jest dla mnie do końca jasne. Ani to bowiem dobra satyra na pogoń za pieniądzem, ani komedia pełna słownych czy sytuacyjnych gagów. Ni pies, ni wydra. A może nazwiska ustawiły mi w głowie zbyt wysoką poprzeczkę? Nie, nie. Miało być bezpretensjonalnie i do śmiechu. Nie było.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

"Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników je zamieszczających. Prowadzący bloga nie ponosi odpowiedzialności za treść tych opinii."