poniedziałek, 22 czerwca 2009

"Sto butelek na ścianie" Ena Lucia Portela


"Kuba wyspa jak wulkan gorąca ...", Che i wielogodzinne przemówienia Fidela. Wszystko? No dobra, wiem coś jeszcze o Zatoce Świń, o kryzysie kubańskim i potrafię wymienić parę marek cygar i rumu. Ale to już chyba kres moich wiadomości o tej egzotycznej wyspie, którą przez kilkadziesiąt lat władał El Comandante i skojarzeń z nią związanych. I choć "Sto butelek..." nie poszerzyło mojej wiedzy historycznej na temat kraju, w którym rozgrywa się akcja książki, to jednak pozwoliło zbliżyć się do jego mieszkańców, poznać emocje, które nimi targają, słowem, wniknąć za kotary nędznych pokoików i poznać życie Kubańczyków.
Narratorką tej hawańskiej opowieści jest Zeta. Zaniedbana kobietka o rubensowskich kształtach, lubiąca seks, dobrą muzykę i jedzenie, którego ciągle brak. Jednocześnie uzależniona od Moisesa, pana i władcy, typowego latynoskiego macho, który życie spędza prowadząc szemrane interesy, wyklinając nieokreślonych Onych i poniewierając Zetą właśnie.
W tym, tak typowym dla Ameryki Południowej, układzie, jest jednak jeszcze miejsce dla Lindy, najlepszej przyjaciółki Zety, pisarki, lesbijki, feministki, która próbuje wpływać na naszą bohaterkę i "pionować" ją.
Powiecie, że to jeszcze jedna historia o toksycznym związku i nieszczęśliwym życiu. I być może będziecie mieli rację. Być może, bo "Sto butelek ...", to dobra proza, napisana świetnym językiem, dodatkowo z polotem i humorem. Tak, humorem, bo mimo ciężkich warunków życia w komunistycznym raju, mimo katowania przez socjopatycznego kochanka, mimo wyśmiewania przez inteligentkę Lindę, jest w postaci Zety mnóstwo optymizmu i filozofii złotego środka, którą zaraża czytelnika pochłaniającego kolejne kartki.
"Sto butelek ..." potwierdza wysoką klasę "Serii z Miotłą" i wciąga w egzotyczny dla nas świat karaibskich namiętności, podlanych rumem i doprawionych son, którą to muzykę władze Kuby uznały za niemoralną. Włączcie sobie płytkę Buena Vista Social Club i spróbujcie zaczerpnąć z tego gorącego tygla, który stworzyła na kartach swej powieści Ena Lucia Portela.

7 komentarzy:

  1. A ja tą książkę odniosłam do biblioteki, bo przeleżała 2 miesiące nietknięta. Stwierdziłam, że jeszcze na nią nie czas. Błąd! Błąd! Głową o ścianę walę! ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Matylda_ab Ale jak Ci nie podejdzie, nie będziesz walić moją głową o ścianę? :D

    OdpowiedzUsuń
  3. A skąd się wziął taki tytuł?

    OdpowiedzUsuń
  4. Agnes Niech przemówi książka: "Penelopa szyła i pruła całun; ja chroniłam się w raju muzułmanów i nuciłam piosenkę o stu butelkach. „Sto butelek na mojej ścianie… / sto butelek na mojej ścianie… / gdy jedna spadnie… / dziewięćdziesiąt dziewięć zostanie…”, potem spadała druga i zostawało dziewięćdziesiąt osiem, potem jeszcze jedna i tak dalej, aż do ostatniej, aż do zera. Pio-senka bawiła mnie, a poza tym zażegnywała katastrofę. Chętnie wierzyłam, że jeśli dojdę do zera, nie wydarzy się nic złego.".

    OdpowiedzUsuń
  5. Dzięki!
    Lubię, jak to wiadomo :)

    OdpowiedzUsuń
  6. jedna z tych, które po latach pamiętam...

    OdpowiedzUsuń
  7. Chętnie, ale chyba za daleko mieszkasz, bym mogła Cię telepnąć o tą ścianę :))))

    OdpowiedzUsuń

"Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników je zamieszczających. Prowadzący bloga nie ponosi odpowiedzialności za treść tych opinii."