środa, 28 października 2009

"Czarownik Iwanow" Andrzej Pilipiuk


Nie pamiętam już kiedy odbyło się moje pierwsze spotkanie z Jakubem Wędrowyczem. Do dziś byłem przekonany, że gdzieś w czasach licealnych, ale Wiki twierdzi, że debiut autora przygód egzorcysty - amatora miał miejsce w roku 1996, a więc już po moich gościnnych występach w miejscowym ogólniaku. Zresztą..., nieważne. Ważne jest natomiast, że do dziś pamiętam, jak zauroczony bohaterem, przeczytanego w jakimś "Feniksie" czy innym "Science Fiction", opowiadania, rzuciłem się do mojego ówczesnego kompa i przy pomocy analogowego modemu 56k, z trwogą śledząc licznik czasu połączenia, zacząłem gmerać w sieci. I wygmerałem kilka innych, wówczas jeszcze ogólnie dostępnych, tekstów pana Andrzeja, wydrukowałem u kolegi i przeczytałem, śmiejąc się w głos. A później zaraziłem kumpla, którego sprzęt przeniósł jajcarskie, wojsławickie teksty na papier.
Dziś sam jestem dzia..., ups, nie ta bajka. Dziś, dzięki zbiorkowi "Czarownik Iwanow", znów mogłem spotkać starych znajomych spod Chełma. Przeczytałem i przyznam szczerze, uczucia mam mocno mieszane. O ile bowiem Wędrowycz przemawia do mnie w krótkich, kilku- kilkunastostronicowych opowiadaniach z charakterystyczną, dowcipną puentą, o tyle tytułowa minipowieść, mimo całego kolorytu okolic i postaci, z deczka mnie wynudziła. Nie będę się jednak zrażał i dam szansę kolejnej odsłonie przygód krzepkiego staruszka ze Starego Majdanu (choć która to część będzie, nie mam pojęcia), bo to jednak miło przeczytać, że główny bohater powieści lubi sobie, podobnie jak ja, strzelić "Perłę" z lubelskiego browaru. A poza tym uwielbiam jakubowy nonkonformizm.

6 komentarzy:

  1. Coś Ci się Bazylu pomerdało z recenzją: ten sam kawałek tekstu powtarza się kilka razy ;)

    Ale w sumie podzielam Twoje zdanie: też wolę krótsze formy z Wędrowyczem ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Caitri Oto pierwsza ofiara praktyki copy->paste. Ech, jak się Bazyl śpieszy, to się Boruta cieszy :(

    OdpowiedzUsuń
  3. "gościnne występy w miejscowym ogólniaku" :) ładne to, się uśmiechnęłam.
    Mój pierwszy Wędrowycz to była chyba "Zagadka Kuby Rozpruwacza", i raczej uważam ten zbiorek za najlepszy, chociaż przeczytałam prawie wszystkie i trochę mi się zlewają.

    OdpowiedzUsuń
  4. Też mam słabość do niekonwencjonalnych metod Jakuba, ale innych książek tego pisarza nie czytałam.

    OdpowiedzUsuń
  5. Jeślić Waść jeszcze nie widział, wyszedł już kolejny tom Jakubowych losów ("Homo Bimbrownicus" zwie się) - jeszczem nie miała przyjemności przeczytać w całości, ale... jeśli się lubi - można polecać w ciemno ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Mam co do Jakuba Wędrowycza mieszane uczucia.
    Cynik, mędrek wsiowy, z niejednego pieca chleb jadł, mięsem zarzucić umie, z krwi i kości...
    Ale opowiadania o nim przeczytałam i chociaż mi się podobały, wcale za nimi nie tęsknię, ani też nowych czytać nie mam zamiaru, chyba że same w ręce wpadną...

    OdpowiedzUsuń

"Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników je zamieszczających. Prowadzący bloga nie ponosi odpowiedzialności za treść tych opinii."