wtorek, 24 listopada 2009

"Zapowiedź" reż. Alex Proyas


Cyfry od zawsze fascynowały ludzi. Szyfry, kody, numerologia... Nic więc dziwnego, że dość często motyw cyfr pojawia się w filmach. Dość wspomnieć "Pi" Aronofskiego, czy "Kod Merkury" Beckera. Za sprawą Alexa Proyasa (twórcy m.in. kultowego "Kruka"), do puli takich filmów możemy dopisać "Zapowiedź".
Caleb Koestler (Chandler Canterbury) podczas szkolnej imprezy, bierze udział w wydobywaniu zakopanej pięćdziesiąt lat wcześniej, przez uczniów tej szkoły, "kapsuły czasu", cylindra zawierającego narysowane na kartkach wizje przyszłości. Kartki zostają rozdane wśród uczestników, którzy podziwiają rakiety itp., jedynie kartka, która dostaje się Calebowi odstaje od reszty i zawiera szeregi równo zapisanych cyfr. Chłopiec zabiera kartkę do domu, a tam jej straszną tajemnicę, zupełnym, ale to zupełnym przypadkiem, odkryje jego ojciec - John (Nicolas Cage), który to jest, zupełnym, ale to zupełnym..., no dobra, jest profesorem MIT.
Cage jak zwykle w stylu "ja jestem milion" i jak zwykle cierpi racząc widza wzrokiem zbitego psa. Na początku w samotności, po stracie żony, kołysany butelczyną whisky, później już bardziej tradycyjnie za miliony, ba, miliardy nawet, bo rzecz cała jest o końcu świata. Powiem krótko, Cage w swej manierze aktorskiej jest totalnie denerwujący i, szczerze pisząc, nie bardzo mam ochotę oglądać go w kolejnych kreacjach. Dość powiedzieć, że scena z upadkiem na kolana, rodem z "Plutonu", spowodowała chęć przerwania seansu. Noż, Mikuś!
A sam film? Do połowy niezły. Są efekty (scena z samolotem, mocna rzecz), jest tajemnica, jest zagrożenie, nakręca się romansik i nagle... puf. Nadęcie, wielkie słowa, ogólny patos i końcówka, która w żaden sposób mnie nie zadowoliła.
W sumie. Kino rozrywkowe z aspiracjami, których wolałbym żeby się pozbyło.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

"Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników je zamieszczających. Prowadzący bloga nie ponosi odpowiedzialności za treść tych opinii."