wtorek, 19 stycznia 2010

"Galerianki" reż. Katarzyna Rosłaniec


Historię przedstawioną w debiutanckim filmie przez Katarzynę Rosłaniec znają już niemal wszyscy. Zahukana gimnazjalistka, Alicja, szukająca akceptacji grupy rówieśniczej, trafia pod skrzydła królowej tytułowych galerianek, czyli dziewczyn kupczących ciałem w galeriach handlowych, Mileny. Z normalnej dziewczyny chodzącej w rozciągniętych bluzach, nieumalowanej, stroniącej od używek, staje się Ala, pod wpływem białokozaczkowej Milenki i jej psiapsiółek, nastoletnim wampem, który bez oporów zadowala ustami przygodnego faceta w dyskotekowym wucecie.
Zbyt grubymi nićmi szyte, zbyt krzykliwe i zbyt stereotypowe. Film nagłośnił problem nastoletniej prostytucji w centrach handlowych i wskazał go palcem, ale nie dotarł pod powierzchnię zjawiska. Wyjaśnieniem jego przyczyn jest sztampowy "zły dom", podczas gdy tak naprawdę nie zawsze bieda, patologia i zwykła nastoletnia zazdrość o ciuchy i drogie gadżety pcha młodych ludzi do przedstawionych w filmie czynów. Zresztą film jest pełen takich uproszczeń i schematów. A może to ja jestem zbyt starej daty i rzeczywiście dziś skomplikowany świat dorastania (bo takim właśnie, pełnym komplikacji, był dla mnie) został sprowadzony do: "Jak kupisz mi jeansy, to zrobię ci loda".
OK. Co więc zostaje. Ot, parę specjalnie, pod publiczkę i do śmichu, spreparowanych tekstów Milenki, którymi nastolatki mogą błysnąć w towarzystwie bądź na forach internetowych, które po premierze filmu zalała fala milenkowych the best of. Muzyka O.S.T.R.ego, również bez pudła trafiająca w gimnazjalne gusta, ale przyznać też należy, dobrze się z obrazem komponująca. I niesmak, a nawet szok starszych widzów, którzy ciągle nie mogą zrozumieć, że u większości gimnazjalistów "kurwa" już dawno zastąpiła stary znak przestankowy, znany jako przecinek. W sumie nie wiem dla kogo tak naprawdę jest ten film i czy po części nie mają racji ci, którzy mówią o nim "instruktażowy". I mimo, że aktorki amatorki grają dobrze, to sam film - bez rewelacji.
PS. "Galerianki" reklamowane są jako "Najmocniejszy debiut roku". Tymczasem życie się nie certoliło i dopisało do "Galerianek" kolejny, mocniejszy rozdział, w którym pewna gimnazjalistka rodzi w szkolnej szatni.

6 komentarzy:

  1. O ile temat odwazny to przedstawienie go było dla mnie bardzo kiepskie. Stereotypowo, smętnie, takie kiepskie kino lat 90. Przykro mi si robiło widząc ten film, jakby polska kinematografia stała w jednym,martwym punkcie.

    OdpowiedzUsuń
  2. Bazylu,
    po Twoim poście odpaliłam youtube i podejrzałam "Galerianki". I zastanawiam się - może ten film powinno się wyświetlać rodzicom nastolatek na zebraniach?

    OdpowiedzUsuń
  3. Wrażenia mam bardzo podobne. Kiepski scenariusz. Sporo zaczętych i nie skończonych wątków, kilka klisz rodem z dramatów o patologiach społecznych, fałszywie brzmiąca (jakby na siłę doklejona) finałowa tragedia. Lepiej sięgnąć po "Dziewczyny do wzięcia" Kondratiuka. ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Balianna No właśnie! Odważny temat, masa medialnego huku, otoczka skandalu, a tu...
    Prowincjonalna_nauczycielka Nie, raczej nie. Myślę, że wiesz jak obecnie rodzice są uczuleni na wytykanie wad dzieciom, więc puszczenie im tego krzykliwego obrazu, który zasugerowałby, że ich córki... Sama rozumiesz :)
    aniaposz Z ust mi wyjęłaś. Mam zapisany zakup dwupaku z "Dziewczynami ...". W parze z "Wniebowziętymi". Mniam.

    OdpowiedzUsuń
  5. Oglądałam ten film i przyznam że teksty Mileny były świetne. Tzn, nie to żebym chciała się wyrażać tak na co dzień, ale aktorka grała swoją rolę tak świetnie, że właściwie tylko ona ratowała ten film. Cieszę się, że nie przyszło mi dorastać w takim świecie gdzie chodzą galerianki. A może też chodziły, tylko ja tego, jako nieświadome dziecko nie wiedziałam?
    Współczuję tym dzieciom, ciężkie te czasy i duże wyzwanie dla rodziców, tak myślę.
    Koniec filmu rzeczywiście skopany. Generalnie nie podobała mi się główna bohaterka.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  6. No i epizod Barcisia bardzo mi się podobał. Film faktycznie ślizga się po powierzchni banału, niemniej jednak oglądałem z niekłamaną przyjemnością. Film ma swój naiwny, charakterystyczny "rozdziewiczający debiutanta" urok osiągany odrobiną frazesu, przesady, kalki i stylizowanego na głębokie i patetyczne zakończenia.

    OdpowiedzUsuń

"Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników je zamieszczających. Prowadzący bloga nie ponosi odpowiedzialności za treść tych opinii."