poniedziałek, 15 lutego 2010

"Deliver Us From Evil" reż. Amy Berg


Mój stosunek do zinstytucjonalizowanego Kościoła, nie od zawsze, ale od dość dawna, jest ambiwalentny. Z jednej strony rozumiem potrzebę wspólnego rytuału i duchowego przewodnictwa, czyli konieczność uczestnictwa w mszy i wyświęcania kolejnych księży. Z drugiej, przeraża coraz większy odsetek politykującego, goniącego za pieniądzem i uciechami ciała, kleru. I o ile "tylko" boli hipokryzja celibatariuszy utrzymujących w tajemnicy (najczęściej jest to tajemnica poliszynela), swoje życie rodzinne, o tyle o szok przyprawiają historie takie jak ta, przedstawiona przez Amy Berg w dokumencie "Deliver Us From Evil". "Zbaw nas ode złego", bo takim cytatem z Modlitwy Pańskiej, jako tytułem filmu posłużyła się autorka, opowiada historię pedofila, księdza Olivera O'Grady, proboszcza z Północnej Karoliny.
Film wstrząsa. Są w nim ukazane wielkie emocje rodziców dorosłych już dzieci, które wspomniany ksiądz molestował. Dramat ofiar człowieka, który wykorzystując pokładane w nim zaufanie, dopuścił się niewyobrażalnych zbrodni seksualnych. Jest też chłodne zażenowanie ówczesnych zwierzchników "kapłana", próbujących udawać, że sprawa nie jest i nie była im znana. Tę stronę medalu znamy tylko z oficjalnych taśm przesłuchań, bo władze kościelne nie zgodziły się na komentarz w sprawie. I w końcu on sam, główny "bohater", ze świętoszkowatym, pełnym zadowolenia uśmieszkiem na ustach, z którym opowiada o "okazywaniu czułości", "przytulaniu" i innych swych przewinach, których prawie nigdy nie nazywa przed kamerą po imieniu.
Oczywiście oglądając film Berg należy pamiętać, żeby nie przenosić tej konkretnej sprawy na cały Kościół katolicki, jak również nie utożsamiać O'Grady'ego z wszystkimi facetami w koloratce. Ja traktuję go jako sygnał, że źle, a nawet bardzo źle się dzieje. I to bynajmniej nie w państwie duńskim.

PS. Zarówno ten film, jak i cała masę innych znajdziecie, całkowicie legalnie i za darmo, w serwisie iplex.pl.

6 komentarzy:

  1. Kiedyś czytałam książkę "Byłem księdzem", napisaną przez byłego kapłana, który całkowicie odwrócił się do Kościoła, choć może nie od wiary (to było tak dawno, że tego nie pamiętam). Wspomina o różnych grzeszkach dziejących się w seminarium i później na tzw. placówkach (zatrważająca była skala tych dewiacji). Nie mogłam uwierzyć. Odnosiłam wręcz wrażenie, że autor wymyślił te historie dla kasy – dzięki takim sensacjom książka sprzedawała się jak świeże bułeczki. Jakoś trudno mi uwierzyć aż w takie wynaturzenie Kościoła, na tak masową skalę. Z drugiej strony jestem świadoma, że są takie przypadki, o których opowiada film. Bo tu nie mówi się o masówce, tylko o konkretnym księdzu, który okazał się słabym i małym człowiekiem.

    OdpowiedzUsuń
  2. Jakoś nie chce mi się wierzyć, że ten iplex jest legalny...
    Co do tematu.. na pewno jest trudny i wokół Kościoła mnóstwo jest kontrowersji.
    Nie wiem, czy czytałeś (liście) książki Grzegorczyka - przygody księdza Grosera. Moim zdaniem Grzegorczyk, mocno związany z Kościołem, świetnie pokazuje dobro i zło polskiego Kk. Sa tam i księża-karierowicze, i księża-pijacy, i księża z powołaniem... Ponad tym wszystkim jednak jest jakaś nadzieja i przekonanie, że nawet ze zła Bóg umie wyprowadzać dobro.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  3. Jolanta Dlatego zaznaczyłem, żeby nie generalizować. Zdaję też sobie sprawę, że powstało mnóstwo pozycji tendencyjnych i, z pewnego punktu widzenia, film Berg również niektórzy za taki uważają. Niemniej jednak instytucja kościoła (tak, tego przez małe "k"), zdaje się być toczona przez coś niedobrego.
    naczynie_gliniane Ależ jest. Jako zapłatę za seans oglądasz na początku reklamę i odpowiadasz na pytanie ankietowe. Zresztą sprawa była zbyt nagłośniona, by być przekrętem. A za trop czytelniczy dziękuję. Nie omieszkam sprawdzić.

    OdpowiedzUsuń
  4. Wiem, że moje słowa mogą wydać się komuś przesadzone i nie ukrywam, że stoję jak najdalej od kościoła, ale porównując wszystkie te przykre historie, z których powodu jestem pewna Kościół bardzo ubolewa, dochodzę do wniosku, zresztą nie tylko Ja, że największym błędem w postępowaniu i myśleniu duchownych jest to, że na samym wstępie zakładają Oni, że są lepsi od nas, Inni, mądrzejsi, Wybrani!?! A kiedy słaby człowiek uwierzy w taką wpajaną mu przez kilka lat seminarium tezę, tresowany w danym duchu przez rodzinę przykładowo od najmłodszych lat, nie trudno mu zacząć postrzegać siebie... jakby to ująć, jako istotę stojącą poza wszelkim podejrzeniem, władzą, jako kogoś, kto choćby nie wiem jak się łajdaczył i tak ma przepustkę do nieba, tylko i wyłącznie dlatego, że nosi koloratkę i długą sukienkę. Tymczasem mężczyźni składający śluby czystości i ubóstwa, są takimi samymi ludźmi jak ja czy ty, mają swoje słabości, nawet jeśli z początku nie zdają sobie z nich sprawę, popełniają błędy, jak każdy z nas... czyż w Biblii nie stoi, że "wszyscy jesteśmy dziećmi bożymi"? Abstrahując od tego, moim skromnym zdaniem, nie ma co się dziwić, że także i wśród duchownych mają miejsca: zboczenia, przekręty, namiętności a nawet rozpacz. Wielu spośród wyświęconych wcale nie marzyło o takim życiu, ale z racji spełniania cudzych ambicji, weszło na tę ścieżkę i głupio jest im się wycofać. Żebyś mnie źle nie zrozumiał: potępiam każdego, kto wykorzystuje seksualnie dzieci, każdego kto mówi jedno a robi co innego, hipokryzja jest największym grzechem, które powinno się wypalać do kości... niestety właśnie ona rządzi kościołem jako instytucją. Czyż duchowni jako pierwsi nie powinni być odsuwani od swoich stanowisk, wyklęci za to, co uczynili, kiedy już wyjdzie to na jaw? Jaki ten kościół daje przykład wiernym, skoro nie potrafi nawet poskrobać się po sumieniu? A może sumienie jest pustym hasłem, które służy tylko do czarowania mas?

    pozdrawiam serdecznie i pardon za zbyt długi wywód, no upss... ciekawy poruszyłeś temat :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Anhelli To nie tak, że poruszyłem. Ten temat wraca co jakiś czas samoistnie. Zresztą... zacznij w rozmowie: "A księża ..." i już jest nawijka. O dzieciach duchownych (na pewno choć raz padnie słynne - "Będę księdzem jak mój ojciec"), o kasie (składkach, kolędach, grze w karty), o ekscesach alkoholowych, etc. etc. To temat rzeka.
    Żeby nie przeciągać i nie rozdmuchiwać. powiem tylko , że jestem zwolennikiem cichej, samotnej modlitwy. Szkoda tylko, że kościoły coraz częściej otwierane są tylko na nabożeństwa. I to też jest znak czasów :(

    OdpowiedzUsuń
  6. To ja trochę obok głównego problemu, ale pozostając w temacie księży. ;) Otóż na pewnym forum odbywała się burzliwa dyskusja co tu zrobić jak się jest ateistą, a mieszka z katolikami, którzy czekają na wizytę duszpasterską. Udawać pobożność i przyjąć księdza razem z nimi? Na czas wizyty uciec z domu? ;) Otóż ja wybrałam trzecią drogę (mieszkam z mamą, która jest gorliwą katoliczką i księdza przyjmuje). Po prostu oświadczyłam uczciwie księdzu, że jestem ateistką (ściślej rzecz biorąc agnostyczką, ale to może prowokować do dyskusji, a mnie się nie chciało :)), po czym oddaliłam się do drugiego pokoju. :)

    OdpowiedzUsuń

"Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników je zamieszczających. Prowadzący bloga nie ponosi odpowiedzialności za treść tych opinii."