wtorek, 30 marca 2010

"Przygoda z owcą" Haruki Murakami


Jak bloga okopać? Jak zasieki wokół postawić? Transzeje ryć? Po co? Jak to, po co? Bo przeczytałem Murakamiego i wynudził mnie był w cholerkę. No dobra, żyję, więc mogę kontynuować.
Już samo okładkowe nawiązanie do filmografii Lyncha powinno we mnie wzbudzić niepokój, bo choć maestrii dzieł tegoż reżysera nie zaprzeczam, niepokój Lynch we mnie wzbudza, to jednak gubię się w pokręconej symbolice jego filmów i koniec końców, nie bardzo wiem o co kaman. Niestety jak się okazało, to samo najwyraźniej mam z prozą chwalonego wszem i wobec Japończyka, bo choć zamysł "Przygody z owcą", wydaje mi się, rozumiem, to w pewnym momencie zacząłem zadawać sobie pytanie: "Babciu i po co to wszystko?". Mamy więc szarego do bólu Tokijczyka, który żyje, bo żyć trzeba. Młodość - przeciętna, małżeństwo - przeciętne, rozwód - też przeciętny. Jako przykład niech posłuży podsumowanie uniwersyteckich czasów, o których sam mówi: "Żyliśmy wszyscy z dnia na dzień, pijąc tanią whisky, uprawiając nudny seks, wiodąc nieprowadzące do niczego rozmowy i pożyczając sobie nawzajem książki." Szarzyzna, bezsens i samotność. I o tym jest ta książka, o alienacji jednostki i samotności w tłumie (jej mottem mógłby być cytat: "Urodziłem się sam, potem ciągle byłem sam i dalej będę sam"), a także o wyborze między przeciętnością, a wyjątkowością. Mieć w sobie owcę, która nas wyróżni, ale i zabije, czy być jak anonimowy narrator, szarym żuczkiem w gnojowisku miasta i społeczności? Takie pytanie usłyszałem od autora i przyznam szczerze, mimo że zaowczenie kusi, to jednak dobrze mi w postaci bezowczej.
Co zatem mi się nie podobało? Przecież jest w tej książce humor (vide wspomnienia o członku wieloryba), jest bystra obserwacja na temat Japonii i Japończyków oraz wątek sensacyjny, który, choć mało znaczący, powinien uatrakcyjnić lekturę. A jednak wydaję się być z Murakamim niekompatybilny, bo jego książka podziałała na mnie usypiająco. Nie wiem czy to mądre, ale jeśli miałbym podsumować, to cały czas podczas lektury miałem w głowie głos młodszego z panów Stuhrów, mówiącego: "Siedzimy. Piwko pijemy. Nic się nie dzieje.". Ja wiem, że pod tym pozornym: "Nic się nie dzieje.", wrze kocioł emocji, ale jakoś nie chciało mi się uchylać pokrywki tego kotła, za co wielbicieli prozy Murakamiego, w tym miejscu, przepraszam i obiecuję w ramach eksperymentu jeszcze po coś sięgnąć.

7 komentarzy:

  1. Nie jestem wielbicielem ani Murakamiego, ani Lyncha. Może się nie znam, w związku z tym "nie kumam bazy". A może nikt nie kuma? A może to po prostu zwykła moda i brak odwagi na to, by powiedzieć, że " król portek nie ma".
    Dzięki Bazylu za tą opinię.

    OdpowiedzUsuń
  2. Oj, ja akurat tej powieści nie czytałam, choć mam na półce i już niedługo mUSZę coś Murakamiego przeczytać, bo mnie wzywa... ;))
    Może właśnie sięgnij po inną książkę. "Kafkę...", "Norvegian Wood". Może w tych znajdziesz to coś, co nas tak bardzo wciąga. Zagmatwana rzeczywistość to cecha wszystkich książek Murakamiego, samotność to też powtarzający się motyw. Ja jego książki kocham miłością bezwarunkową, nawet te słabsze. Życzę, może nie za szybkiego, sięgnięcia po następną książkę, by trochę ochłonąć po pierwszym razie, niezbyt udanym. ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja miałam na półce "Norvegian Wood" pożyczoną od szwagierki (Igirisu), ale do lektury nie doszło. Nie ukrywam, że okładki jego książek mnie nie zachęcają.

    Dziś słyszałam, ze w Japonii panuje wśród młodych nowa choroba. Młodzie żyj,a jak nietoperze - za dnia zamykają się w swoich pokojach, a na świat wychodzą nocą.
    Kultura japońska na pewno jest specyficzna i być może nie wiemy o co kaman, bo nie znamy kontekstów.
    Podobno "Kafka nad morzem" najlepsza.

    OdpowiedzUsuń
  4. wielbię Murakamiego, właśnie za ten pozorny spokój.. ;) polecam "Tańcz Tańcz Tancz" zresztą wszystkie polecam ;) pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  5. Murakami to pisarz głównie dla kobiet. Nieczęsto zdarzają się panowie zachwyceni jego prozą. A dlaczego? Można by spekulować:-))

    OdpowiedzUsuń
  6. Przeczytałam "Kronikę ptaka nakręcacza", tego nie znam. Kronika mi się nawet dość podobała, ale trochę mnie nuży przegadanie.
    Zdarzyło mi się odłożyć książki, które mnie nie wciągają. Nie chce mi się tracić czasu :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Dzięki za recenzję. Jakoś zawsze podejrzewałam, ze Murakami nie jest dla mnie, a teraz jeszcze się w tym utwierdziłam.
    Może kiedyś spróbuję jeśli wpadnie w ręce, ale na pewno nie mam zamiaru szukać...

    OdpowiedzUsuń

"Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników je zamieszczających. Prowadzący bloga nie ponosi odpowiedzialności za treść tych opinii."