piątek, 11 czerwca 2010

"Miłość! Uwaga! Ratunku! Pomocy!" Hey


Przyznaję bez bicia, że w licealnych czasach byłem pacholęciem, jeśli chodzi o śmiałe eskapady poza dom rodzinny, dość nieśmiałym. Nie dla mnie były Jarociny, nie dla mnie wczasy pod namiotem i choć w końcu odważyłem się na te ostatnie, to jednak nie zrobiłem kroku naprzód, jeśli chodzi o najbardziej kultowy festiwal. Z Heyem zapoznałem się zatem nie, jak jego (Jarocina) uczestnicy z 1992 roku, na żywo, ale dzięki przyniesionej przez kumpla (pozdrowienia Kawallo), wydanej rok później, kasecie. Okładka "Fire" intrygowała, a człowiek zastanawiał się o czym rozmyślają zebrane w wigwamie osoby. Dopiero jak posłuchał, to rozumiał, że nad stworzeniem fajnej muzy z jeszcze lepszymi tekstami. Częścią IIIc w 1993 roku zawładnął Hey, a "Moja i Twoja nadzieja" nucona była na każdej przerwie. Sentyment do grupy pozostał mi do dziś i choć zespół gra już zupełnie co innego, niż blisko dwie dekady temu, to jednak lubię go na tyle, że wybraliśmy się z Kitkiem na koncert promujący najnowszą płytę zespołu "Miłość! Uwaga! Ratunku! Pomocy!", do kieleckiego klubu muzycznego "Audytorium".
"MURP" to płyta, co do której mam ambiwalentne odczucia. Z jednej strony odrzuca mnie od niej cała elektroniczna strona muzyki, bo, choć słucham z przyjemnością Linkin Park, których płyty wprost ociekają elektrobrzmieniem, to jednak to, co znajduję na najnowszym krążku Kaśki i ekipy, jakoś do mnie nie trafia. Brakuje mi w pełni rockowego brzmienia, które gdzieś tam nieśmiało przebija się spod klawiszy. Ja wiem, że muzycznie Hey odkrył nowe ścieżki, ale ja jakoś niespecjalnie chcę nimi wraz z grupą podążać. Niemniej jednak jest kilka utworów, które naprawdę cieszą ucho, jak na przykład moja ulubiona "Faza Delta".
Ale nie samą muzyką "MURP" stoi. Są jeszcze teksty autorstwa wokalistki i te podobają mi się bardzo. To nic, że strasznie one jakieś dołujące. Podoba mi się ten pesymizm, to spojrzenie na śmierć i przemijanie, to śpiewanie o "dołach". Bo czasem człowiek tak ma, że chce w "Sen, czmychnąć weń, zbiec jak tchórz, w fazy delta cichą otchłań spaść". I choć niekoniecznie "od twych rąk, od twych ust, obojętnych tu na jawie", a od roboty, obowiązków, codziennego kołowrotu, to jednak marzeniem jest "spać, przespać rok, siedem lat" i obudzić się jak już wszystko będzie w porządku.
No i koncert. Zanim przejdę do meritum, kilka zgrzytów związanych z organizacją imprezy. Wiem, wiem, dawno było (21.03.2010 r.), ale cóż ze mnie byłby za Polak, gdybym sobie nic a nic nie ponarzekał. Po pierwsze organizacja wejścia do sali. Koncert się opóźnił, bo fura ludzi dowiadywała się poniewczasie, że na końcu dłuuuuugiej kolejki, zostaną poproszeni o okrycia i muszą jeszcze za to zapłacić. Zamęt, spowolnienie, ale co tam. Później był ruch, światło, muzyka i... kłęby dymu, bo młodzież się lansowała z fajami w zębach. Całę szczęście koncert był super i choć brakło tych najstarszych kawałków, to jednak odsłuchane na żywo "W imieniu dam", która to piosenka gościła u mnie przez pewien czas w topten, zrekompensowało w pełni niedogodności.
PS. Do otrzymanej od Kitka w prezencie płyty, dołączony jest krążek DVD z filmem o grupie i powstawaniu "MURP", niestety ustawicznie brakuje mi czasu na jego spokojne obejrzenie. Więc może kiedyś, osobnym wpisem...

5 komentarzy:

  1. Ty mi tu nie narzekaj, że Ci rocka w Heyu brakuje!:) Jest! Bardziej subtelny, mniej gitarowy, ale jest! A co do koncertu, to niestety, jak byłam - również w marcu! - na Heyu, to organizacja też mnie denerwowała. Natomiast co do "Fazy delta", to muzyka jest cudowna! A Nosowska jest świetna tekściarą. Niebanalną i mądrą. Bo w jej tekstach jest mnóstwo prawd ubranych w fajne słowa! ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Matylda_ab No co ja poradzę, że tęsknie za gitarką Banacha, a na "MURP" jest dla mnie zdecydowanie za dużo elektroniki. Posłuchałbym jeszcze solowej Kaśki, ale nie "N/O".

    OdpowiedzUsuń
  3. A słuchałeś ostatniej solowej płyty K. N. "Unisexblues"? Ja nie muszę chyba pisać, że dla mnie jest rewelacyjna. A Banach robi swoje rzeczy z Indios Bravos. Ja bardzo lubię jego płytę "Wu-Wei". ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Ach, Jarociny :) Ja na swoim pierwszym byłam mając dwa latka z rodzicami, a po latach na reaktywacji w 2005 poznałam mojego dzisiejszego męża :)
    Co się tyczy Heya, to jednak wolałam zawsze te wcześniejsze płyty, swego czsu bardzo kochałam "?", zwłaszcza teksty do mnie przemawiały. Z późniejszymi bywało różnie, niektóre piosenki mi się podobały, inne mniej, ale generalnie to już nie był mój klimat muzyczny, a i tekstowo, choć Nosowską doceniam, jakoś się nasze drogi rozminęły. Chyba zaczęło się to jeszcze w okresie, kiedy Nosowska pisała felietony w "Filipince" i miałam wrażenie, że bez przerwy się nad sobą użala, że na siłę szuka tych dołów wszędzie wokół siebie i w sobie samej. I tak mi jakoś sympatia przeszła...

    OdpowiedzUsuń
  5. Matylda_ab Nie słuchałem, ale postaram się nadrobić, a Indios Bravos nie znam w ogóle :)
    mandżuria No to rodzice, wypas! A stosunek do twórczości Heya mamy podobny. Mnie rozłożyła wieść o dwupłytowej edycji remiksów "MURP", zobaczymy co będzie dalej. :)

    OdpowiedzUsuń

"Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników je zamieszczających. Prowadzący bloga nie ponosi odpowiedzialności za treść tych opinii."