środa, 16 czerwca 2010

O dwulatku co narobić się musiał.


Wszelkie, wspólne z dziećmi, popołudniowe wyjazdy samochodem mają jedną zasadniczą wadę. Szymek zasypia w ciągu pierwszych trzech minut podróży, a później, ożywiony najkrótszą nawet drzemką, borsuczy do późnych godzin wieczornych, zabierając rodzicom tzw. czas wolny. Ratunkiem jest bezustanne zagadywanie Młodszego, połączone z tradycyjnym raczkiem - nieboraczkiem, czyli podszczypywaniem powodującym głośne wybuchy wesołości i niepozwalającym na przycięcie komara.

Znany nam scenariusz, zaowocował dziś takim dialogiem, między Kitkiem [K] i Szymą [S]:
- Szymuś zobacz, Bartuś był dziś w przedszkolu, później na angielskim i nie jest zmęczony. A ty co robiłeś? Nic, a jesteś taki zmęczony, że zasypiasz.
- Lobiłem!
- Ciekawe co?!
- Kupe ... ... i jadłem!

6 komentarzy:

  1. Mam ten sam problem. Nie z kupa, tylko z zasypianiem naszego dwulatka na 5min w samochodzie, by potem nie dać żyć wieczorem rodzicom. Niestety gadka na niego nie działa w ogóle!

    OdpowiedzUsuń
  2. hahahahahhahahahahahahahahahahahahahahahah

    OdpowiedzUsuń
  3. Bo kupa i jedzenie to bardzo poważne zajęcia są :)

    OdpowiedzUsuń
  4. :D:D:D:D:D:D

    wiesz zrobienie kupy to czasem nie lada wysiłek ;))))))

    OdpowiedzUsuń
  5. Moje dzieciaki są już starsze prawie 5 i prawie 7, ale czasem oddałabym wszystko, żeby w czasie jazdy (zwłaszcza dłuższej) chociaż na chwilę zasnęły, a nie :zamęczały nas pytaniami, marudziły, biły się (na tyle na ile jest to możliwe będąc przypiętymi do fotelików).

    OdpowiedzUsuń
  6. Och... to juz wiem, czemu i jam dzis taka zmeczona... hahaha (I kupa byla i sniadanko - zestaw ciezko powalajacy...)

    OdpowiedzUsuń

"Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników je zamieszczających. Prowadzący bloga nie ponosi odpowiedzialności za treść tych opinii."