czwartek, 24 czerwca 2010

"Siedlisko" Robert Cichowlas, Kazimierz Kyrcz Jr.


Cieszy mnie każda informacja o tym, że ktoś spośród moich rodaków próbuje wspiąć się na palmę (palmę, dodajmy, pierwszeństwa w świecie literackiego horroru) i postrącać stamtąd Amerykanów i Japończyków. A ponieważ wiadomo, że co dwie głowy to nie jedna, a pomoc we wspinaczce zawsze się przyda, tym razem pokusili się o nią dwaj panowie tworzący pisarski tandem: Kyrcz i Cichowlas. Wspólnym sumptem napisali typowe ghost story, nadali mu tytuł "Siedlisko" sugerując miejsce akcji i wpuścili do tegoż siedliska czytelnika, by zaznał strachu. Udało się moim zdaniem średnio, bo choć sugestywnych scen nie brakowało, a wszystkie klasyczne elementy gatunku (duchy, niewyjaśnione zjawiska, etc.) były na swoim miejscu, to jednak brakło tego czegoś, co stawia włoski na karku w pozycji "na baczność".

Z moich bardzo subiektywnych "ale" wymieniłbym postać głównego bohatera. Wiem, wiem, nie ocenia się książki po jednej postaci, ale Dawid - celebryta i podręcznikowy yuppies, był jak wrzód na dupsku. Swoim zachowaniem, ciągłym wrzucaniem na luz, sztubackim narcyzmem i językiem oraz utrzymanymi w podobnym tonie przemyśleniami denerwował mnie maksymalnie. No i jego stosunek do dzieci, który mimo ciągłych zapewnień o wielkiej miłości..., cóż. Niech wystarczy stwierdzenie, że największy dreszcz grozy przechodził mnie w momencie, gdy uświadamiałem sobie, że czasem sam tak postępuję w stosunku do swoich pociech (zbywanie, wymawianie się brakiem wolnego czasu, odkładanie "na później", czy raczej na wieczne nigdy).
Drugie "ale", to różnice w stylu, które mimo włożonego, jak sądzę, wysiłku w ich ukrycie, wychodzą na wierzch. Nie wiem, który z panów preferuje klimatyczne opisy, a który szybką akcję z mnóstwem dialogów, ale wolałbym więcej tego pierwszego, bo to on wniósł do powieści więcej grozy.
Trzecie zaś, to kwestia pewnych drobnych niedociągnięć fabularnych. Ot, choćby przechodzenie przez cmentarny mur przy pomocy krzesła (w drugą stronę już nie było potrzebne), czy zrobienie bomby z czasowym zapalnikiem i zdalne jej odpalenie. No i wątek Hani. Wprowadzony i urwany tak, że człowiek zastanawia się po co właściwie. Pierdółki, ale takie właśnie drobiazgi mnie drażnią, bo świadczą o szybkości, a nie dokładności procesu tworzenia.
"Siedlisko" to powieść niezła, jednak, pozostając przy moim egzotycznym mierniku grozy, lokująca autorski duet dopiero w połowie palmowego pnia. Ale, co warto podkreślić, panowie bujają z tej pozycji koroną na której siedzą Mistrzowie i kto wie... Ja ze swej strony przeczytałbym dwie solowe powieści, co pozwoliłoby mi podjąć decyzję czyje pisanie przemawia do mnie bardziej. Może czas przyniesie?

1 komentarz:

"Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników je zamieszczających. Prowadzący bloga nie ponosi odpowiedzialności za treść tych opinii."