czwartek, 1 lipca 2010

"Dziadek i niedźwiadek" Łukasz Wierzbicki


Od jakiegoś czasu Bartek chodzi spać z niedźwiedziem. Ba, żeby tylko! Uziemiony z racji stanu zdrowia, z tymże niedźwiedziem spędza również część dnia. Pewnie myślicie, że to problem? W końcu niedźwiedź i czteroosobowa rodzina na ~40 metrach kwadratowych, to wyzwanie nie lada. Całe szczęście Wojtek, bo tak misio ma na imię, wyskakuje "na salony" tylko podczas lektury książki pana Łukasza Wierzbickiego pt. "Dziadek i niedźwiadek", a i wtedy rozrabia tylko w naszej wyobraźni, a my nie mamy problemu z usuwaniem niedźwiedziego futra z synkowej pościeli.
Lubię słowo "popularyzacja". Oczywiście, tylko jeśli chodzi o popularyzację rzeczy mądrych i pożytecznych, a nie, dajmy na to, kiczowatych wytworów popkultury. I dlatego chylę czoła przed autorem, który z wora niepamięci wyciąga, do życia przywraca i wydając je w postaci książek dla dzieci, popularyzuje właśnie, historie warte uwiecznienia na papierze. Takie jak na przykład przygody wyżej wymienionego niedźwiedzia syryjskiego, który został adoptowany (co brzmi o wiele ładniej niż: "kupiony za kilka konserw") przez żołnierzy 22 Kompanii Zaopatrywania Artylerii w 2 Korpusie Polskim gen. Andersa i wraz z nimi przeszedł cały szlak bojowy. Szkoda tylko, że polskie dzieci odkrywają postać Wojtka dopiero teraz, podczas gdy w Anglii jest on postacią od dawna znaną. Jak bardzo? Poczytajcie sekcję memoria pod wojtkowym hasłem na Wiki. W każdym bądź razie, dzięki "Dziadkowi ...", błąd został naprawiony, a przecież lepiej późno, niż wcale.
Książka jest świetnym miksem opowiastki o uroczym zwierzaku i Wielkiej Historii. Ten pierwszy przyciąga uwagę dziecka, ta druga nienachalnie ukazuje swe oblicze w tle. I choć mój syn, gdy po raz pierwszy chciałem skorzystać z zamieszczonego na końcu książki słowniczka, który rozwija niektóre użyte w książce sformułowania (np. nazizm), rzekł: "Tato, później sobie będziemy wyjaśniać, a teraz czytaj", to wierzę, że czas kiedy poprosi o wyjaśnienia wkrótce nadejdzie.
Wielkie brawa należą się także panu Łukaszowi za umiejętne rozłożenie akcentów. Autor nie epatuje okrucieństwem II wojny światowej, choć jest ona elementem opowieści. Mamy więc bombardowania, mamy bitwę o Monte Casino i wspomnienie o poległych w niej żołnierzach, ale stonowane i podane słowami właściwymi dla dziecka. Brawo!
Na koniec warto wspomnieć o edytorskiej stronie wydawnictwa. Tekst uzupełniają ilustracje Ireneusza Wolińskiego, oglądanie których lubi mój młodszy syn i dla nich właśnie ładuje się do bartkowego łóżka podczas lektury. Oprócz tego książka zawiera: list profesora Wojciecha Narębskiego, ostatniego żyjącego w Polsce żołnierza wspomnianej kompanii, wspomnienie o Wiesławie Lasockim, autorze książki "Wojtek spod Monte Cassino: opowieść o niezwykłym niedźwiedziu", a także szereg zdjęć dokumentujących żywot dzielnego misia.
Mógłbym jeszcze długo chwalić tę niezwykłą książeczkę, która dostarcza mnóstwa zabawy i jednocześnie przemyca wiadomości. I myli się ten, kto twierdzi, że prawie pięciolatka nie powinno się obarczać wiedzą o wojnie. Jeśli są to informacje przekazane w taki sposób jak w "Dziadku ...", można to zrobić, a nawet trzeba, gdyż ta część historii ludzkości nie powinna być zapomniana i służyć jako przykład, czego robić nie wolno, przyszłym pokoleniom.
Rodzice! Spocznij! Do lektury, marsz!

4 komentarze:

  1. Jak widać każda lektura coś wnosi, oby pożyteczne, ale z tego co czytam to tym martwić się nie trzeba. Szkoda, że mój brat jest już za duży na takie bajki.

    OdpowiedzUsuń
  2. Już Przymanowski pisał o tym niedźwiadku ("Kanonier Wojciech"), ale już wszyscy zapomnieli albo nikt nie czytał...

    OdpowiedzUsuń
  3. Zgadzam się z każdym Twoim słowem!

    OdpowiedzUsuń
  4. Na poprzednich targach książki ta książka była fajnie promowana, po Pałacu Kultury przechadzał się przebrany niedźwiadek. Niestety nie sprowadzili tej książki do mojej biblioteki ale po tej świetnej recenzji mi się o niej przypomniało i chyba musze zainterweniować w dziale dziecięcym. Dzięki!

    OdpowiedzUsuń

"Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników je zamieszczających. Prowadzący bloga nie ponosi odpowiedzialności za treść tych opinii."