środa, 27 października 2010

"Witajcie w Murderlandzie" Frédérique Molay


“Nie oglądaj telewizji, bo będziesz miała w głowie glizdy (...)”, mówił kiedyś z estrady klasyk kabaretu, Bohdan Smoleń. I w sumie od tamtych czasów nic się nie zmieniło, tylko zamiast dwóch programów, jednego dla wojskowych, drugiego dla rolników, mamy obydwa dla tych, co to kochają polskie seriale. Ale ja nie o telewizji ... Ciekawe, co też pan Bohdan rzekłby o Internecie, który w dzisiejszym świecie stał się medium dla TV konkurencyjnym, ale w przypadku niewłaściwego korzystania, równie ogłupiającym. Ba! Jak pokazuje “Witajcie w Murderlandzie”, również niebezpiecznym. Bo jak nas strzeże społeczna reklama, nie każdy Wojtek, choćby się w wirtualne piersi bił, rzeczywiście ma 12 lat, no i “Nigdy nie wiadomo, kto jest po drugiej stronie”.
Gry i net jako źródło wszelakiej sodomygomory wśród młodzieży są wymieniane przez psychologów jednym tchem wraz z TV i muzyką death metalową. I książka żadnych nowinek nam tu nie przyniesie. Autorka rzuca między wierszami prawdami znanymi i dość oklepanymi. Życie online zastępuje nam prawdziwe, postać w grze multiplayer nie zawsze ma tę samą płeć co w rzeczywistości, a pan Władek spod “trójki” być może obmyśla makiaweliczny plan pozbawienia nas życia. Ot, tego typu konstatacje.
A jednak zarówno ja, jak i Kitek, pochłonęliśmy “Witajcie ...” właściwie na bezdechu. Bo mimo, że w kwestii wpływu Sieci na człowieka autorka prochu nie odkryła, to jednak sama intryga jest tak wciągająca, akcja wartka, a i tematyka dość bliska (w końcu trochę czasu TU spędzamy), że jedzie człowiek przez kolejne strony jak, nie przymierzając, Winnetou na Błyskawicy i ani się obejrzy, a tu koniec. Dość zaskakujący, choć my już takie chwyty znamy i nie z nami taki numery Brune..., erm, Molay.
Kurczę, ale nawet nie chrząknąłem o czym to jest. Ano pewien gość grał sobie w gierkę społecznościową i nagle wydarzenia z tejże gierki przelazły mu do reala. Dałby jeszcze Zeus, żeby to chodziło o seks ze szwedzkimi bliźniaczkami, ale nie. Facet rozjeżdża zerojedynkowym samochodem kobitkę, a tu się okazuje ... Eee, sami sobie doczytajcie, bo warto.

4 komentarze:

  1. Też mnie pochłonęła ta intryga. Grunt to umieć napisać stary temat w nowy sposób.:)

    OdpowiedzUsuń
  2. jak mi wpadnie w ręce, to chętnie przeczytam ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Mimo, że chaotyczna ta Twoja recenzja to jakże zachęcająca ;)

    OdpowiedzUsuń

"Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników je zamieszczających. Prowadzący bloga nie ponosi odpowiedzialności za treść tych opinii."