poniedziałek, 27 grudnia 2010

"Cukiernia pod Amorem. Zajezierscy." Małgorzata Gutowska-Adamczyk

Skończyłem pierwszy tom “Cukierni pod Amorem” i żyję. Okazuje się bowiem, że chłop bez ujmy na honorze, a nawet z pewną dozą przyjemności “babińca” ( i nie mruczeć mi tu: “bez szufladkowania”, bo to typowo kobieca lektura jest), przeczytać może, a nawet musi, bo inaczej ciekawość go udusi. Skoro bowiem cała kobieca blogosfera od czasu do czasu wybucha amorkowym entuzjazmem, to trzeba rzecz organoleptycznie sprawdzić. Tak więc w celach niejako badawczych … No i, kurka, niestety do życiowych rozterek, których i tak już sporo, doszła kolejna: czytać sagę dalej, czy nie czytać? A rozterki te skąd? Ano...
Pani Małgorzata ma niewątpliwie talent do snucia rodzinnych opowieści, bo książka, nie boję się tego napisać, wciąga. Rozgrywająca się na kilku planach czasowych historia paru rodzin, dzięki kaprysom Losu splecionych koligacjami, jest jednak strasznie, szczególnie w rozdziałach poświęconych XIX wiekowi, stereotypowa. Ot, jak pojawił się przystojny hrabia, to ja już wiedziałem, że wkrótce zaatakują mnie anse i ansy, czyli zestaw przynależny tego typu literaturze: romansy, mezaliansy i konwenanse. Jak szykowała się noc poślubna z młódką, westchnąłem: “przyjdzie czytać o koszulinie z dziurką” i, imaginujcie sobie, przyszło. Z drugiej strony losy bohaterów wciągają, a sama powieść może być, dla tych którzy z opisami życia XIX wiecznej, szlacheckiej wsi nie mieli do tej pory do czynienia, ciekawym przewodnikiem.
No i teraz nie wiem co zrobić. Czytać “Cieślaków” czy nie? Kusi XX lecie międzywojenne i diabełek na ramieniu, który szepce: “Nie piernicz, żeś nie ciekaw jak się to wszystko skończy! Nie bądź baba i przeczytaj!”. A że czytało się szybko i miło, a historie rodzinne i wywoływanie duchów przeszłości, w połączeniu z wygrzebywaniem trupa z szafy, zawsze mi się podobały, dam drugiemu tomowi zielone światło. Jak stwierdzę, że jest zbyt przewidywalnie i schematycznie, walnę diabełka w łepetynę i oszczędzę nerwy i czas nie czekając na, i nie czytając “Hryciów”.
PS. Czymże jednak jest mój, dość krytyczny, punkt widzenia, skoro Teściowa leci przez pożyczonych “Zajezierskich” jak …, no czymże?

16 komentarzy:

  1. No niecała kobieca blogosfera, nie cała. Nie całkuj tak, Bazylku :P

    (Przez ten Twój nick, to kurka, ciągle mam wrażenie, że do własnego kota piszę:D)

    OdpowiedzUsuń
  2. ja dalej mam tą lekturę przed sobą :D moze w nowym roku się skuszę...

    OdpowiedzUsuń
  3. HE he :) a ta lektura jeszcze przede mną :)

    OdpowiedzUsuń
  4. :) fajna recenzja :) a kornwalia mnie rozbawiłą:)))

    OdpowiedzUsuń
  5. Druga część dla mnie bardziej była po łebkach pisana. Znaczy mniej konkretnych scen, a więcej ogólnych opisów co się w danym roku działo. Nowatorstwa też w niej dużo nie ma, ale w końcu nie po to się takie powieści czyta.

    Mnie się "Cieślakowie" podobali nieco mniej od "Zajezierskich", choć dwudziestolecie międzywojenne uwielbiam. Ale nie poradzę Ci żebyś nie czytał, bo niemal wszystkim innym dwójka podobała się bardziej od jedynki. Więc miej problem dalej, nic a nic Ci nie współczuję (to samo mam z trylogią Larssona, więc wiem jak to jest).

    OdpowiedzUsuń
  6. Szczerze podziwiam, bo mnie, jako że do fanek historii miłosnych nie należę, czasami podczas czytania tej książki było ciężko, a co dopiero mężczyźnie! ;p Ale po drugą część jednak nie sięgnę...

    OdpowiedzUsuń
  7. Świetna recenzja :-). Może się w końcu skuszę na książkę, jak dotąd opierałam się dzielnie.

    OdpowiedzUsuń
  8. kornwalia Ot, skrót myślowy. Chodziło mi o to, że to tu, to tam z kobiecej blogosfery, wystrzela gejzer przychylności dla "Amora", tylko kiepsko myśl ubrałem w słowa. Ale ja taki wariat jestem, napiszę, a później myślę, czy dobrze :) I słusznie mi się czasem obrywa, więc o wybaczenie proszę za uogólnienia.
    Edith, Aneta, Eireann Nie zna życia kto nie służył w marynarce i nie będzie miał zdania o "Cukierni ..." kto nie przeczyta :D
    Mary Na świętego kartofla, ja nie piszę recenzji! :)
    Ysabell, M.N. Widzę, że może być cięzko, ale poddam 2 tom próbie 100 stron, a później mnie pewnie ciekawość pociągnie do samego końca. Albo i nie.

    OdpowiedzUsuń
  9. Lektura jeszcze przede mną. Jednak znów udało Ci się mnie rozbawić recenzją. ;)

    OdpowiedzUsuń
  10. :D:D no oj tam, przejezyczenie, zmylił mnie ten kot Bazyl ;)

    ps a do Eireann to tak nie napisales :P

    OdpowiedzUsuń
  11. :) A to Ci niespodzianka i ciekawostka. facet naprawdę przeczytał Cukiernie:)
    Przeczytaj też proszę Cieślaków. Daj przykład innym, że to naprawdę ciekawa lektura, nie tylko babskie czytadło. Warszawa początku XX wieku i pierwsza Polonia w Stanach to tylko niektóre interesujące wątki, które można znaleźć w drugim tomie.

    OdpowiedzUsuń
  12. Baaaazyl - no nie:) Super! Coś mi się zdaje, że za chwilę zaczniemy Ci się zwierzać, bo będziesz rozumiał babską duszę jak mało kto;) Mnie też się podobało :) Nawet druga część bardziej niż pierwsza - lubię XX lecie. I już zębiska ostrzę na trzecią część - Będzie wojna!

    OdpowiedzUsuń
  13. hehehe ale się uśmiałam czytając Twoją recenzję :)
    fajna :)
    myślę, że warto dać zielone światło Cieślakom ;)

    OdpowiedzUsuń
  14. Otwieram lodówkę, a tam "Cukiernia" :D

    OdpowiedzUsuń
  15. Wiesz, przeczytać całą serię to można. Pytanie, czy się do tego, będąc mężczyzną, potem przyznawać czy nie...:)
    PS
    Żałuję, że przeczytałam tę recenzję, bo jak będzie w bibliotece to i ja będę w amorkowej cukierni zatracona...

    OdpowiedzUsuń

"Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników je zamieszczających. Prowadzący bloga nie ponosi odpowiedzialności za treść tych opinii."