wtorek, 4 stycznia 2011

"Krwawy południk" Cormac McCarthy


Jeśli chcecie zachować dziecięce wyobrażenie Dzikiego Zachodu nie otwierajcie “Krwawego południka” McCarthy’ego! Pozostańcie przy bezpiecznej wizji Old Shatterhanda i Winnetou. Prawych, szlachetnych, słowem takich, co to bizona zanim zabiją, z dziesięć razy przeprosić go muszą, a z alkoholu, to jedynie orszadę piją. Jeśli jednak chcecie poznać prawdziwy Wild West, to zapraszam na wycieczkę z Dzieciakiem, nastolatkiem, który zwiał z domu od ojca pijaka i w wieku nastu lat poznał twarde i przerażające życie na amerykańsko - meksykańskim pograniczu.
Lubię odbrązawianie i demitologizację. Wielkie wrażenie zrobił na mnie, swego czasu, serial “Deadwood”, którego twórcy zdarli trochę pozłotki z opowiastek o dzielnych szeryfach i prawych czerwonoskórych, a przy okazji dostało się też i legendom, np. Calamity Jane. McCarthy idzie dalej. Znacznie dalej. Jego bohaterowie, to zwierzęta w ludzkiej skórze. Banda degeneratów (wzorowana, jak donosi Anna, na autentycznej grupie Johna Joela Glantona), która włóczy się po terytorium Teksasu i morduje, pali, gwałci, pije, rabuje, skalpuje, zarzyna, bezcześci zwłoki, uprawia seks z dziećmi i zmarłymi... Wśród tych prymitywów znajdujemy jednak ewenement, człowieka światowego, tajemniczego Sędzię, który filozofuje i korzystając z tego, że świat Dzikiego Zachodu jest taki, a nie inny, daje upust swym dziwacznym fantazjom. Jestem już dużym chłopcem i zdaję sobie sprawę, że amerykański Zachód nie był podbijany przez dżentelmenów w stetsonach i ze srebrnymi coltami u boków, którzy przy fajeczce pokoju rozprawiali z dumnymi czerwonoskórymi braćmi o sprawach ducha i wielkim Manitou, a jednak muszę przyznać, że wizja przedstawiona przez autora “Krwawego Południka” poraża.
Książka rozszarpała mnie na strzępy. Suche opisy potworności w zestawieniu ze świetnymi szkicami na temat surowej przyrody stanowiły dobrą, czasem zbyt dobrą, pożywkę dla wyobraźni i przyznać muszę, że po tej lekturze, żaden western nie będzie już taki sam jak przed nią.
Mocna rzecz. Momentami, jak dla mnie, zbyt niejasna i bełkotliwa w sferze mistycznej (włączając w to otwarte i cholera wie co znaczące, zakończenie), ale z drugiej strony ukazująca podwaliny powstania jednego ze współczesnych światowych tuzów w zupełnie innej, niż zazwyczaj, optyce. Spróbujcie, jeśli macie odwagę odwiedzić tę diabelską ziemię.

9 komentarzy:

  1. Spróbuję, spróbuję, po tak sugestywnej recenzji nie ma innej opcji – czuję się zahipnotyzowana. ;-)

    OdpowiedzUsuń
  2. No, widzę, że wrażenia mieliśmy bardzo podobne. Dobrze, kolejny dowód, że mogę liczyć na Twoje recenzje :]

    OdpowiedzUsuń
  3. "Krwawy Południk" chodzi za mną od kilku tygodni. Muszę zamówić go przy najbliższych zakupach a Twoja recenzja tylko mnie w tym utwierdziła :)
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  4. Generalnie się z Tobą zgadzam, z zastrzeżeniem, że przeszkadzał mi dużo bardziej wspomniany mistycyzm i bełkotliwość - momentami książka przynudzała, by za chwilę emanować przemocą. Z perspektywy czasu trzeba jednak przyznać (dobre kilka miesięcy temu ją czytałem), że cholera wgryza się w pamięć i nie pozwala o sobie zapomnieć.

    OdpowiedzUsuń
  5. O, podsłuch dobrze napisał, teraz oceniłabym ją chyba nawet wyżej, bo pamiętam ją z niesamowitymi szczegółami.

    OdpowiedzUsuń
  6. ksiazke mam ale nic nie powiem bo mi łeb pęka.
    przeczytam kiedyś jak mi sie bedzie chcialo takiego nastroju bo poki co nie mam ochoty

    OdpowiedzUsuń
  7. Tej książki nie czytałem, ale wierzę w dosadność i sugestywność opisów. Zwłaszcza, że przeczytałem "Drogę".

    OdpowiedzUsuń
  8. Jedna z najlepszych książek, jakie przeczytałem w życiu - i jednocześnie najlepsza z książek McCarthy'ego jakie czytałem. Jakoś inne kilka jego tytułów kompletnie mnie tak nie wciągnęło, a taki "Suttree" wręcz koszmarnie znudził.

    OdpowiedzUsuń

"Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników je zamieszczających. Prowadzący bloga nie ponosi odpowiedzialności za treść tych opinii."