środa, 2 lutego 2011

"Pochwała macochy" Mario Vargas Llosa


Jeśli wydaje się Wam, że literackiego Nobla zdobywa się pisząc o przysłowiowej dupie Maryni, to jesteście w błędzie. Ale mylicie się tylko troszkę. Po pierwsze - nie o dupie, tylko o zadzie. Po drugie - nie Maryni, tylko doñi Lukrecji, bo to ona jest bohaterką książki “Pochwała macochy” Mario Vargasa Llosy. Książki, i jest to jeden z niewielu razy, w których zgadzam się z okładkową zajawką: rozpasanej, perwersyjnej i wyuzdanej. I choć Llosa pisze też książki zaangażowane, opisujące peruwiańską politykę, obyczajowość, problemy, to ja go wolę w takim właśnie, rozwiązłym, wydaniu.
Fabuła książki nie jest być może szczytem wyrafinowania, bo bardziej “bujnych” opisów życia rodzinnego, w tym jego seksualnej strony, można w literaturze znaleźć wiele, ale nie ona mnie w książce urzekła. Historia miłosnych zapasów powtórnie ożenionego don Rigoberta oraz wspomnianej na wstępie doñi, a także wątek występnego pasierba tej ostatniej, owszem, interesujące, ale gdyby “Pochwała …” na tym się kończyła, byłaby dla mnie wielkim rozczarowaniem. Co zatem sprawiło, że jestem na tak? Otóż, mam słabość do miniatur dotyczących dzieł sztuki, a takie właśnie, dość swobodne wariacje na temat kilku obrazów znalazłem w “Pochwale …”. Smaczku dodał fakt, że “Znak” w nowym wydaniu umieścił przed każdą taką perełką stronę z reprodukcją dzieła, którego rzecz dotyczy. Bomba, mimo maleńkości obrazków, szczególnie dla takiego matołka jak ja, który widząc “Bitwę pod Grunwaldem” rzekłby pewnie: “Wielka!” i nic poza tym. Dzięki Llosie mogłem zobaczyć i nauczyć się, że dowolność interpretacji tworów mistrzów pędzla jest nieskończona. I że nie trzeba się jej bać. Interpretacji znaczy.
Przede mną “Zeszyty don Rigoberta” i zastanawiam się, czy dorównają pierwszej części cyklu. Jeśli tak, czeka mnie kolejna podróż do Limy, podczas której autor umocni mnie być może w przekonaniu, że nawet w abstrakcie de Szyszla można ujrzeć gołą babę. Za co mu serdecznie z góry dziękuję.
PS. Pytanie do tych co czytali. Czy Was też zdziwiło, że akcja dzieje się w XX wieku? Ja byłem zaskoczony faktem, że don podróżuje samolotami, bo cały czas miałem wrażenie, że jesteśmy z bohaterami w wieku XIX, może nawet XVIII. Czyżby ta służba i stosunki panujące w domu mnie zmyliły?

5 komentarzy:

  1. Czytałam. Ale jakoś nad czasem akcji się nie zastanowiłam ani przez sekundę.

    OdpowiedzUsuń
  2. Owszem, owszem tak, tak tak. :)
    http://matyldabo.blogspot.com/2010/04/pochwaa-macochy-mario-vargas-llosa.html
    Dokładnie takie samo wrażenie miałam, przeczytaj, co napisała! ;)
    Warto książki przeczytać jednym ciągiem, wtedy opowiadana historia wydaje się bardziej ... zbita. :)

    OdpowiedzUsuń
  3. naczynie_gliniane A ja byłem mocno zdziwiony.
    Matylda_ab Wierz albo nie, ale nie ściągałem :D Ale zgadzam się, że fragmenty "Pochwały ..." lekarze powinni zapisywać na ponuractwo i świętoszkowatość. I jakże zazdrościłem donowi czasu na dokładne ablucje, gdy porównywałem je ze swoim pośpiesznym pryszniczykiem. O zazdrości z powodu regularnych wypróżnień też nie zamilczę. A jaka radość z fizycznych kontaktów z żoną. Powtarzam, panowie, Z ŻONĄ. Aż się samemu chce pofikolić. A jak się żona kryguje, że to już trzeci czy tam czwarty krzyżyk i nie wypada, poczytać o Lukrecji. Ech, dobra książka :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja chyba się bardziej na innych aspektach skupiłam...:P

    OdpowiedzUsuń
  5. O. Mnie ta sztuka zainteresowała szczerze.

    OdpowiedzUsuń

"Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników je zamieszczających. Prowadzący bloga nie ponosi odpowiedzialności za treść tych opinii."