środa, 6 kwietnia 2011

"Szemrane towarzystwo niegdysiejszej Warszawy" Stanisław Milewski

Kiedy w “Vabanku” Duńczyk z pogardą mówi o Moksie i Nucie per “szopenfeldziarze”, to właściwie tylko intonacja zdradza, że nie jest to z pewnością odpowiednik dzisiejszych “debeściaków”. No bo cóż dla mnie, człowieka który z tzw. półświatkiem miał do czynienia o tyle, że przez pewien czas jeździł na uczelnię stotrzydziestkądziewiątką i, chcąc nie chcąc, mijał “ul” na Montelupich, znaczy “szopenfeldziarz”? Nic. Albo prawie nic, bo podczas literackich wojaży zaliczyłem w końcu Grzesiuka, Piaseckiego i parę innych książek rozgrywających się w złodziejskim środowisku “ludzi”, jak sami lubili o sobie mówić i troszkę “blatnej” mowy liznąłem. Nie zmienia to jednak faktu, żem frajer i o rodakach zarabiających w sposób legalny inaczej wiem niewiele. Dlatego z zaciekawieniem odnotowałem (dzięki śmietance literackiej i montgomerry) fakt pojawienia się książki pana Milewskiego, która, zakupiona, pozwoliła mi się zapoznać zarówno z szemranym towarzystwem niegdysiejszej Warszawy, jak i z ówczesnym systemem prawnym i penitencjarnym.
“Szemrane …” to miks wiadomości pochodzących z poważnych dzieł składających się na literaturę przedmiotu oraz sensacyjnych artykułów z “Kuriera Warszawskiego”, będącego międzywojennym tabloidem, często goniącym za tanią sensacją. O dziwo, takie połączenie sprawdza się znakomicie, bo lektura tego przekładańca nie nuży, tym bardziej, że Autor porusza naprawdę szerokie spektrum tematów, zgrabnie przechodząc od systematyki złodziejskich specjalności do kar wymierzanych za poszczególne zbrodnie, czy specyficznej złodziejskiej gwary. Nie pomija najgłośniejszych farmazonów stolicznego półświatka: Taty Tasiemki, Felka Zdankiewicza, Szpicbródki czy Alfonsa Cynjana, który wsławił się ponoć sprzedażą kolumny Zygmunta. Z zapałem opisuje zasady specyficznego kodeksu honorowego i działanie dintojry - złodziejskiego sądu.
Ciekawa to i pouczająca lektura, wiodąca niestety do wniosku, że dziś to nawet i złodzieje nie tacy jak ongiś. Mógłbym co prawda zarzucić, że trafiło się w treści kilka powtórzeń, ale równoważy to cała reszta. No i jakość wydania. Tasiemkowa zakładeczka, dwukolumnowy układ treści bez justowania, czyli stylizowanie na stary leksykon czy pitawal (fajne) oraz klimatyczne ilustracje z przedwojennych periodyków, składają się na sympatyczną całość, którą warto postawić na półce. Ta książka wyjaśni Wam, dlaczego Kwinto był bożyszczem młodych złodziejaszków i pozwoli się dowiedzieć, że najlepsi “szopenfeldziarze”, czyli po prostu złodzieje sklepowi, potrafili wynieść pod ubraniem DYWAN! A jak! W końcu Polak potrafi.

3 komentarze:

  1. Mnie z "tego tematu" podobały się jeszcze Sekrety starych więzień
    http://smietankaliteracka.blox.pl/2009/08/Sekrety-starych-wiezien.html
    choć akurat tej książki nie wznowili

    OdpowiedzUsuń
  2. bsmietanka A mnie zainteresowała postać Urke Nahalnika i mam zamiar zapolować na "Życiorys ...". No i odświeżyć sobie rzeczonych: Piaseckiego i Grzesiuka :)

    OdpowiedzUsuń
  3. No i obejrzeć sobie Vabanki! Koniecznie :)

    OdpowiedzUsuń

"Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników je zamieszczających. Prowadzący bloga nie ponosi odpowiedzialności za treść tych opinii."