środa, 4 maja 2011

"Opowiadania kołymskie" Warłam Szałamow


Ze wspomnieniem prozy Warłama Tichonowicza Szałamowa spotkałem się bodajże podczas lektury którejś z książek Mariusza Wilka (swoją drogą też polecam). Z tego co moja pamięć kojarzy, autor stawiał twórcę “Opowiadań kołymskich” wyżej niż Herlinga - Grudzińskiego i Sołżenicyna. Czy słusznie? A kimże ja jestem, by sądzić? Jedno wiem na pewno. Bez względu na miejsce jakie zbiór Szałamowa zajmuje na podium literatury łagrowej, obraz sowieckiego systemu obozów, który wyłania się z kart opisywanej książki jest dla czytającego… miażdżący?, powalający?, nie poddający się ocenom?, niezrozumiały? nie do ogarnięcia?. A może po prostu człowiek nie wymyślił jeszcze właściwego słowa na określenie GUŁagu, najgorszego ze skurwysyństw jakie zafundował zwykłym mieszkańcom ZSRR jeden z najbardziej krwawych i nieludzkich totalitaryzmów?
Od czego by tu zacząć? Może od tego, że książkę sobie dawkowałem, bo każde jej wzięcie do ręki było jak skok na bańkę prosto do szamba, a każde odłożenie, jak wejście do raju. Raju, w którym otwiera się chlebak, bierze białą bułkę i je odgryzając solidne kęsy, a nie jak na Kołymie, ssie 0,5 kg (jeśli się miało szczęście) dziennej racji czarnego chleba z nie wiadomo czego. Raju, w którym nieopatrznie wypowiedziane zdanie może co najwyżej wkurzyć obgadywanego (jeśli się dowie), a nie skutkuje 10-letnim wyrokiem, “domiarem”, w przypadku gdy dowie się o nim naczalstwo (zawsze się dowiaduje). Mógłbym jeszcze długo porównywać i punktować różnice między tu i teraz, a tam i wtedy, ale po co? Posłuchajcie lepiej faceta, który w sztolniach, lasach, łagrowych wyrobiskach i innych równie “ciekawych” miejscach dalekiej Północy przeżył 18 lat. Od niego usłyszycie o 60 stopniowych mrozach, szczuciu “błatnych” - kryminalistów na inteligentów, “wrogów ludu”, osadzonych z 58 paragrafu, o dochodiagach i maestrii posługiwania się taczką, o kanibalizmie i innych sposobach na przeżycie oraz tysiącu innych spraw, tworzących obraz stalinowskiej machiny śmierci.
A! Jeszcze jedno. Wybaczcie Szałamowowi powtórzenia pewnych historii i nieścisłości, bo tego po przeżyciu horroru Kołymy uniknąć się nie da. Pamięć lubi płatać figle ludziom, którzy nie mają za sobą promila tego co autor. Po prostu dajcie się porwać autorowi w sam środek piekła i spędźcie w nim czas potrzebny na przeczytanie 700 stron. Te kilkanaście godzin utkwi w Waszej pamięci na długo. Cóż, kończę, bo nawet pisać o “Opowiadaniach …” jest cholernie ciężko.

9 komentarzy:

  1. Ładnie się zgraliście z Kasandrą. Jakby ona nie przekonała, że warto sięgnąć po te Opowiadania, wystarczy zajrzeć do Ciebie :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Mocna rzecz, jak wszystko o wojnie trzeba dawkować, inaczej można się załamać.

    OdpowiedzUsuń
  3. Mam starsze wydanie tych opowiadań, które czytałam jeszcze będąc w liceum. Fakt, wstrząsająca lektura.

    OdpowiedzUsuń
  4. A jeszcze nie czytałam,bardzo ładnie ją opisałeś.

    OdpowiedzUsuń
  5. Bardzo emocjonalny opis, z mocnym słowem, ale o takich książkach trudno nie pisać inaczej. A Mariusza Wilka czytałam "Wilczy notes", faktycznie warty polecania, zwłaszcza rusofilom, ale nie tylko.:)

    OdpowiedzUsuń
  6. A niech to, widać, że ta książka mocno tobą potrząsnęła...

    OdpowiedzUsuń
  7. jestem w trakcie czytania opowiadan, twoj opis wcale nie jest za mocny.Ta ksiazka jest PRAWDZIWA i wzbudza wiele emocji.Chyli sie glowe wobec Autora i wielu innych, rowniesz naszych krajan ktorym przyszlo podzilelic syberyjski los.Zamiast"lac wode"przeczytajcie to.

    OdpowiedzUsuń
  8. koniecznie do przeczytania "Stroma Sciana" Eugenii Ginsburg

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Odnotowuję, choć do tematyki obozowej prędko chyba nie powrócę.

      Usuń

"Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników je zamieszczających. Prowadzący bloga nie ponosi odpowiedzialności za treść tych opinii."