środa, 21 marca 2012

"Utwory rubaszne" Mikołaj Rej

Jakby tak za moich, średnioszkolnych czasów, spytać licealistę, kto był zacz Rej Mikołaj, ten bez namysłu sięgnąłby w głąb swej, przeżartej tanim alkoholem i jeszcze tańszymi fajkami, pamięci i odrzekł, że to ten gość co to tam gęsi pasał czy coś. Kujon zaś grzecznie zacytowałby słowa ojca literatury polskiej: “A niechaj narodowie wżdy postronni znają, iż Polacy nie gęsi, iż swój język mają.” i w zasadzie na tym też by mu się koncept urwał. Za taki stan rzeczy odpowiada nauczycielskie podchodzenie do klasyków ze ściśniętymi pośladkami i broń nas Apollo, żeby ktokolwiek zwrócił uwagę na to, że mistrz z Nagłowic nie tylko poważną frazą był się parał, ale i pikantne wierszyki tworzył. Ach, jaka to szkoda, bo nic tak nie przyciąga ucznia czy to do filmu czy też tekstu, jak grube słowo, czy też jeszcze grubszy dowcip. A pan Mikołaj z upodobaniem posługiwał się zarówno jednym jak i drugim. Szkoda tylko, że człowiek ma się okazję przekonać o tym dopiero poza systemem edukacji i to na własną, wielce zapracowaną, rękę.
Nie wiem już skąd się wziął u mnie w domu malutki, oprawiony w czerwień, wolumin, na którym złotymi literami stało “Utwory rubaszne”. Faktem jest, że zaciekawiony lilipucim rozmiarem książeczki sięgnąłem i ze zdumieniem czytać jąłem takie XVI-wieczne perełki pióra pana Mikołaja, jak np.:


Chłop co srał za dębem.

Jeden pan jechał sobie,
a przy drodze dąb stał
I poźrzał kęs na stronę,
ano za nim chłop srał.
Pocznie się prostak gubać,
ten rzekł: - "Siedź, nieboże!"
Bo wiem, że się bez tego
nikt obejść nie może."
Ten rzekł: - "Ja się bez tego,
panie, obejć mogę
I tak, to zostawiwszy
przed się pójdę w drogę.
Wy, chcecie li, weźmicie,
mnie tego nie trzeba,
Na to miejsce wolałbych
już kawalec chleba.

Jest w tym niewielkim utworku wszystko co w nauczaniu o klasyce potrzebne. Można zobaczyć jak zmienił się od czasów Reja język, można wyciągnąć wnioski na temat ówczesnych stosunków społecznych, można wreszcie docenić kunszt poetycki nagłowickiego poety. Gwarantuję też, że takie tytuły jak: “Dziewce uwiązła koszula w pośladku” czy “Nowiny z Dupnych Gór”, bardziej przemówią do młodej głowy niż “Krótka rozprawa …”.
Lektura “Utworów rubasznych” to wbrew pozorom nie czcza rozrywka, ale spory wysiłek. Zaprezentowany wyżej utwór należy do językowo najłatwiejszych. Z resztą trzeba się rozprawiać ze słownikami staropolszczyzny pod pachą, a i to nie zawsze z dobrym skutkiem. Ale jak się już uda dojść o co cho, to satysfakcja wielką jest, czego i Wam życzę.

28 komentarzy:

  1. O, Bazyl zmartwychpowstał nam! :)

    OdpowiedzUsuń
  2. O, figliki Reja :D
    "Baba co u krzcin pierdziała", "O księdzu, co go wróbl osrał"... Do dziś pamiętam :->

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czyli jesteś widomym znakiem, że mam rację. Prawda, że takie rzeczy zapadają w pamięć, a przy okazji mogą być przyczynkiem do dyskusji o XVI-wiecznej literaturze. Bawiąc - uczyć ;)

      Usuń
    2. Oj, zapadają. Prawda, zgadzam się. Toż to nasza polszczyzna najprawdziwsza, barwna, prawdziwa. W porównaniu z tym, "Żywot człowieka poćciwego" wypada bardzo blado.

      Nigdy nie zapomnę też kolokwium ze staropolskiej, gdy dostałam właśnie z owych figlików pytanie :D
      "No czytałam, panie profesorze... ale ja pamiętam tylko... te... brzydkie" :D
      -No, to proszę opowiedzieć kilka" :D
      No i opowiadaj tu, o nowinach z dupnych gór...:-D W końcu musiałam jakoś udowodnić, że czytałam!

      Usuń
    3. Popatrz, jak to ciężko mówić o "tych brzydkich". Ja pamiętam jak znajoma do egzaminu wybrała "O hultajach, wiedźmach i wszetecznicach" Baranowskiego i pierwsze pytanie brzmiało: "A kto to były te wszetecznice?". Kumpela się zacukała okrutnie, spłoniła i odpowiedzi nie udzieliła. Po wyjściu spytałem czemu i dostałem odpowiedź, że "jedyne słowo, które mi przyszło do głowy, to kurwy". Ot i tyle :)

      Usuń
    4. dobre :-))

      Normalnie to może ciężko nie jest, ale wiesz, przed poważnymi profesorami, biedna, zestresowana studentka, pierwsze kolokwium..:) Jakoś tak trudno przechodzą przez gardło słowa, że jeden drugiemu wysłał gówno w kopercie, czy tam kupę :>

      Usuń
    5. He he ale się uśmiałam :)

      Usuń
  3. Humor dopisuje, czyli wszystko idzie ku dobremu ;-)
    Rej, Kochanowski, wielu pisarzy ma w dorobku utwory, o których milczą szkolne podręczniki.
    pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale jak się pytam dlaczego milczą? Gołębiowi wolno posągowi na głowę narobić, a uczniowi nie wolno wiedzieć, że Fredro grubszym słowem nie gardził? Nie mówię oczywiście, by robić z tej akurat części twórczości clou podstawy programowej, niemniej jednak byłby to ciekawy przerywnik wśród powagi dzieł cięższego kalibru.

      Usuń
  4. Mój wykładowca ze staropolskiej z upodobaniem przytaczał takie perełki literatury :) I Kochanowskiego też właśnie z tego typu humoru pamiętam.
    Na pewno warto by chociaż jedną lekcję polskiego takim utworkom poświęcić, wszak to także dawna polszczyzna, z którą warto chwilę poobcować, wywoła przy tym o wiele większe zainteresowanie (i motywacja do zrozumienia większa), a i uczeń się dowie, że w XVI wieku też żyli i pisali całkiem normalni ludzie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wykładowca, czyli na studiach. Czyżby wychodzono z założenia, że lilaróż duszyczka licealisty nie wytrzyma spotkania z "Nagrobkiem kurwie" Morsztyna? :P

      Usuń
    2. Myślę, że biedne młode polonistki mogłyby nie wytrzymać ;)

      Usuń
  5. Taka miniaturka, a ile to wspomnień:)) Mrówki, Żywoty kurtyzan Aretino, polskie sprośności:P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I cała reszta świństw i świństewek jakie wielcy literaci stworzyli ku uciesze swojej i znajomych, a które bawią teraz gawiedź w mojej, na ten przykład, osobie.

      Usuń
    2. Otóż to:) Mam pełne wydanie Żywotów pań swawolnych Brantome'a, to sobie kiedyś w przypływie fantazji poczytam:)

      Usuń
  6. Rej, Kochanowski, Trembecki, Naborowski, Morsztyn Hieronim i Jan, Trembecki, Fredro, Żeleński-Boy, Tuwim - ich mocno erotyczny i sprośny wymiar twórczości poznałam późno i to dzięki Panu Olbrychskiemu i "Chwastom polskim. Jak pisał w przedmowie Pan Olbrychski jego z kolei do lektury takiej poezji na początku lat siedemdziesiątych namówił nie kto inny a profesor Kazimierz Wyka słowami: "Panie Danielu, to są perły literatury polskiej. Sądzę, że w swoim gatunku to poezja piękniejsza nawet od francuskiej czy angielskiej, ba - po cichu Panu powiem - i ruskiej. Chociaż Puszkin też niczegowaty...Bierz to chłopcze, ucz się i wykonuj".
    Zgadzam się, że cała reszta twórczości wyżej wymienionych poetóe bardziej zapada w pamięć po lekturze pikantnych perełek.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O, i to jest słuszna koncepcja! Jeden egzemplarz "Chwastów ..." właśnie zmienił właściciela i via PP zdąża ku mnie. Dzięki za przypomnienie :)
      PS. Ja oczywiście nie optuję za samymi sprośnościami w programie, ale podobnie jak Ty uważam, że można nimi nieźle nęcić młodzież ku innym, bardziej wyrafinowanym, dziełom tychże poetów.

      Usuń
  7. Ale fajnie zaskakujesz. Przyznam się, że wyrywna do klasyków nie jestem, ale epizodzik taki mam, że jednak się spotkaliśmy z tymi klasykami.
    Mianowicie dawno dawno temu, kiedy to w modzie było świętowanie w szkołach, Dzień Kobiet przynosił nam niespodzianki ze strony kolegów z klasy. Dzień Chłopca też chciałyśmy jakoś upamiętnić, problem jednakowoż polegał na tym, że nas było całe dwie sztuki, a ich dwudziestu paru, ta znacząca dysproporcja ograniczała nas finansowo, toteż po krótkiej burzy mózgów postanowiłyśmy wręczyć im laurki. Ale, uwaga, każdemu inną - każdemu przypisując inną fraszkę, wierszyk, krotochwilę, fragment dzieła. Posiłkowałyśmy się wielką księgą, która miała takie cudeńka zebrane wszystkie naraz, my musiałyśmy to tylko całe przeczytać i wybrać odpowiednie. Radocha przy czytaniu wielka, ubaw przy wybieraniu też. A panowie swoje laurki czytali całą godzinę (wychowawczą), pokazując sobie nawzajem, oburzając się, śmiejąc i wytykając palcami. :D
    Oto siła klasyki.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A cóż to była za szkoła? Technikum leśne :P A pamiętasz co to była za księga? A żeby pozostać w temacie coś od biskupa warmińskiego:

      SEN
      Śniło mi się, żem wóz, a to mara broi,
      Budzę się, wozu nie ma, tylko dyszel stoi.

      Usuń
    2. Technikum leśne? Mylisz mnie z dziadkiem borowym, zacofanym :) Technikum elektroniczne :)
      Tytułu księgi niestety nie pamiętam, coś z fraszkami w podtytule?... Gruba była.

      Usuń
  8. O tak, ja również postuluję odczarowanie klasyków! Odczarować Reja, Kochanowskiego, Mickiewicza - wszystkich ich odczarować. A nie tylko ciągle w te poważne, smutaśne, i patriotyczne tony uderzać.

    PS. Napisałeś do Milvanny? Bo ona, wiesz, do piwnicy się wybiera (a może i już wybrała), a tam pewne postaci zbójeckie mieszkają ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Napisałem i wyjaśniłem, bo namieszałem :)

      Usuń
  9. Ależ wesoło się zrobiło ;))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiosna idzie. A my zamiast smucić się przy dziadach (choć do maja jeszcze trochę czasu jest), brewerie wyczyniamy i bezeceństwa wyciągamy na światło dzienne. Ot, takiego Naborowskiego choćby:

      Pannom nabożnym
      Wiem ja, za co tak często paciorki miewacie:
      Za to, że tylko jedne rzecz potrzebną macie.
      Bo co po pięknej twarzy, co po pięknym oku.
      Gdybyście też nie mieli owej rzeczy w kroku?

      Usuń
    2. Jak już potrąciłeś Naborowskiego:

      - Topić - mówi małżonek - rogacze potrzeba.
      Żona na to: - Uczyć się, miły, pływać trzeba.

      Usuń
    3. ... tylko takie powiedzenie? To dzięki Bogu, bo już myślałem, że brakuje mi wapnia!

      Teksty o rogaczach ciągle w cenie :P

      Usuń

"Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników je zamieszczających. Prowadzący bloga nie ponosi odpowiedzialności za treść tych opinii."