wtorek, 7 sierpnia 2012

"Eugeniusz Bodo. Już taki jestem zimny drań." Ryszard Wolański

O miałkości współczesnej, polskiej sztuki filmowej w ogóle, a komedii w szczególe, można by rozprawiać długo i, podejrzewam, burzliwie. Można by, ale właściwie po co? Czy nie lepiej, zamiast takiej czczej dysputy, odpalić odtwarzaczyk i zrywać boki obserwując prawdziwych mistrzów przedwojennego rozśmieszania. Pewnie lepiej. Problem jednak w tym, że luka pokoleniowa* oraz zadziwiający brak publikacji o sławach rodzimego, międzywojennego kina, sprawia że polska kinematografia tamtego czasu oraz ludzie z nią związani giną w mroku zapomnienia. I nie jest to bynajmniej, jak twierdzą niektórzy, wina Wujka Samo Zło, czyli komuny. To bowiem za jej panowania TVP nadawała fantastyczny cykl pana Janickiego, czyli “W starym kinie” i to z niego właśnie dowiedziałem się kim byli Flip i Flap, Keaton, Chaplin oraz Brodzisz, Ordonka, Dymsza i wielu, wielu innych. A teraz? Misja! Jak tak patrzę z boku, to chyba imposibol. No dobrze, ale ja tu dryfuję, a rzecz miała być o Eugeniuszu Bodo (właśc. Bogdan Eugène Junod), jednym z filarów polskiego filmu lat dwudziestych i trzydziestych XX wieku, a właściwie o jego biografii, pióra Ryszarda Wolańskiego.
To właśnie z jej kart mamy okazję poznać historię mężczyzny, który w zasadzie już od dzieciństwa skazany był na sukces w showbiznesie. Podróżując wraz z matką, Anną z domu Dylewską oraz ojcem Teodorem Junod, który zajmował się prowadzeniem objazdowych teatrzyków i kabaretów, miał mały Boguś okazję poznać życie sceniczne niejako od podszewki. Kiedy rodzice osiedli w Łodzi, a ojciec rozszerzył dotychczasową działalność o prowadzenie kina “Urania” (pierwszy taki przybytek w tymże mieście), kwestią czasu był wybór drogi życiowej przez młodego Junoda. I nie, nie była to kariera lekarska, jaką wymarzyła była sobie dla jedynaka matka. Ucieczka z domu wniwecz obróci plany rodzicielki, a scenie daruje wspaniałego artystę, którego artystyczny pseudonim, aż do wybuchu II wojny światowej, będzie synonimem dobrej rozrywki. I to bez względu na to czy mowa będzie o występach scenicznych, blasku srebrnego ekranu, czy też o jego scenariuszach i reżyserii.
Przerywam wykład o Bodo, bo nie będę Wam odbierał przyjemności poznawania postaci, wokół życia i śmierci której narosło sporo legend. Sami odkryjcie tajemnice jego miłości i miłostek, acz nie spodziewajcie się spekulacji na temat domniemanego homoseksualizmu. Poznajcie najlepsze filmy z jego udziałem i wyśpiewane przezeń piosenki, a przez nie, lepiej, samego bohatera. Dowiedzcie, jak rodziła się polska sztuka filmowa i jakie miejsce zajmował w niej Bodo. Pozwólcie się porwać opowieści o człowieku, który bywał i amantem, i błaznem, i odtwórcą ról dramatycznych, słowem - artystą wszechstronnym i w niczym nie ustępującym legendom Hollywood.
Zarzucić mogę tej biografii jedynie dwie rzeczy. Po pierwsze drobniutkie błędy rzeczowe, ale to chyba raczej wina redakcji/korekty, która przepuściła np. wódkę Baczyńskiego, choć kilkadziesiąt stron wcześniej produkował ją jeszcze Baczewski. Po drugie, zbyt bogate tło, w którym czasami rozmywał mi się ten Bodo, jak sen jaki złoty, a ja miałem wrażenie, że z biografii o nim, złośliwe, książkowe duszki przeniosły mnie nagle na karty monografii o dziejach filmu polskiego. Bo to, że chciał Bodo nakręcić “Karierę Nikodema Dyzmy”, nie znaczy wcale, że należało wspominać o wszystkich ekranizacjach powieści, włącznie z tą, w której gra pan Pazura.
Poza tymi naprawdę drobniutkimi mankamentami, autor dał nam do ręki świetne kompendium wiedzy o tym, jak byśmy go dziś nazwali, zwierzu scenicznym, który powodował żywsze bicie serca u dam, nienagannie się ubierał, mieszkał z matką, wyśpiewywał szlagiery, które znane są do dziś i …
Resztę informacji znajdziecie w okraszonej biogramami filmowych partnerów Bodo, fotosami, zdjęciami programów kinowych i fotografiami z prywatnych archiwów, publikacji Rebisu. Włączcie sobie "Umówiłem się z nią ..." albo "Baby" i zafundujcie podróż w czasie. Polecam i poproszę o więcej.

* Młode dziewczęta, z którymi tymczasowo dzielę w pracy pokój, zainteresowały się przydźwiganym przeze mnie tomiszczem, ale na widok okładki zrobiły zdziwione minki i stwierdziły, że pojęcia nie mają kto zacz.

36 komentarzy:

  1. Jako mamut śledziłem regularnie W starym kinie:) O ile na podstawie filmów doskonale rozumiem fenomen Dymszy, Bodo, Żabczyńskiego czy Jadzi Andrzejewskiej, to ni w ząb nie wiem, co współcześni widzieli w Ordonce. Ponoć ani kino, ani płyty nie były w stanie ująć jej czaru, głosu itp. Trudno w nie uwierzyć, chociaż chwałę wszyscy jednym głosem śpiewają.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeżeli chodzi o czar ekranowy, to trudno mi coś rzec, bo z filmów oglądanych w młodości, w ogóle jej nie pamiętam (a na 99% oglądałem "Szpiega w masce"). Jeśli zaś idzie o głos, to, sądząc po tym, co Wolański pisze o problemach z udźwiękowianiem filmów, bardzo być może, że ówczesne rejestratory nie oddały tego czym się ówcześni słuchacze zachwycali w występach na żywo. Ale to tylko moje przypuszczenia, bo znawcą tematu nie jestem :)

      Usuń
    2. No właśnie o te problemy z wiernym utrwaleniem głosu ponoć chodzi. Muszę wierzyć świadkom jej występów, ale sam się raczej do Ordonki nie przekonam. W Szpiegu w masce była moim zdaniem dość drewniana, chociaż dziecięciem to oglądałem:)

      Usuń
    3. Piosenki pani Hanki b. lubię, jako aktorka chyba rzeczywiście nie wypadała najlepiej. Może o jej popularności zadecydował także życiorys? Z biedoty na salony - historia jak z bajki. Tylko koniec smutny.

      Usuń
    4. Właśnie dojrzewam do jej "Tułaczych dzieci".

      Usuń
  2. Widocznie ja już nie taka młoda, skoro wiem, o kogo chodzi, ba, nawet cykl "W starym kinie" pamiętam, choć niezbyt dobrze:). Mam nadzieję, że w mojej bibliotece będzie ta książka kiedyś dostępna. Trochę już o Eugeniuszu Bodo czytałam w internecie, ale chętnie dowiedziałabym się więcej.

    Zdjęcie na okładce - zabójcze:).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mota podjęła kiedyś fajne dzieło, którego dwa pierwsze wpisy poświęcone są właśnie Bodo. Szkoda, że nie ma dalszych :(

      Usuń
  3. Ech... Szkoda, że jestem zbyt młoda, żeby powiedzieć "czasy mojej młodości"... Ubóstwiam książki o międzywojniu. Sempoliński, Halama, łapię co się da.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę zatem, że opisywana książka powinna Cię zainteresować :)
      PS. Pierwszy raz słyszę, żeby kobieta publicznie oznajmiła "szkoda, że jestem zbyt młoda" :P

      Usuń
  4. To ja napiszę, szkoda, że jestem nie tak młoda jak Agata Adelajda:( Doskonale pamiętam cykl W starym kinie i wiele filmów z udziałem wymienionych gwiazd i gwiazdek i wspominam go z sentymentem i uśmiechem. Jak książka trafi do mojej biblioteki to chętnie przeczytam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pamiętaj tylko, że autor dał się ponieść fali i na tych ~400 stronach pisał też dużo na temat samego kina i okolic. O pierwszych reklamach, czasem tak chamsko wielkich, że zasłaniały scenografię. O kłopotach z napisami. O problemach z dźwiękiem - jego zapisem, synchronizacją, dubbingiem. I wielu innych rzeczach, które w tej biografii niekoniecznie musiały się znaleźć, ale, patrząc z perspektywy, fajnie że jednak doń trafiły.

      Usuń
  5. Przystojniak ten Bodo, ech, a jaki uśmiech charakterystyczny...
    Muszę Mamie powiedzieć o tej książce, a może kupić jej na imieniny?...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O! I tu kolejna sprawa. Oprócz głosów uwielbienia, trafiały się też takie, które twierdziły, że uroda Bodo jest "przyciężka" i jako wzór przystojniaka wskazywały choćby Brodzisza. Porównać, drogie panie, możecie sobie choćby TU, tylko musicie wziąć poprawkę na charakteryzację i, choćby, wyretuszować w głowie wielką szramę z twarzy Eugeniusza :)

      Usuń
    2. Heh - dwaj nieustraszeni - obaj tak samo przystojni :)

      Szrama tylko uroku Eugeniuszkowi dodaje
      i w niczym Bodo od Brodzisza nie odstaje :)
      Chętnie bym poleciała do księgarni i zakupiła sobie tą "książeczkę" ale cena mnie odstrasza...

      Usuń
    3. W kwestii męskiej urody pozwolę sobie głosu nie zabierać. Cena rzeczywiście nokautuje, ale od czegóż publiczne biblioteki. Jeśli już jest, nie sądzę, żeby była wielce oblegana. Choć, oczywiście, wolałbym się mylić :)

      Usuń
  6. Eh... Czy te twoje młode dziewczęta nie posiadają matek ani babć? Moje (matka i babcia)czasem w rozmowach wspominały Bodo (i paru innych, wartych kobiecych westchnień) np. porównując czyjąś urodę itp., więc od dzieciństwa kojarzyłam gościa. A książkę niedawno gdzieś widziałam i przeglądałam; przyznam, że okładka wyjątkowo sympatyczna. Książka wydała mi się wtedy smakowita, a teraz to już na bank wyląduje na mojej liście.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pewnie posiadają, ale ja niewiedzy starszego pokolenia wcale się nie dziwię. Mówimy o babciach, mieszkankach wiosek, do których prąd zawitał w latach 60', a TV czasem i na początku 80'. O wizytach w kinie nawet nie wspominam, gazet do dziś się w niektórych domach nie czyta. Ciekaw jestem czy moja babcia wiedziała kto to Bodo?
      Jeśli chodzi o okładkę, to uwieczniono na niej Bodo z jego ulubionym dogiem arlekinem, który wdzięcznie wabił się Sambo. Sambo przeżył zresztą swojego pana, ginąc przypadkowo dopiero w czasie Powstania.

      Usuń
  7. Widzę, że wychowaliśmy się na podobnych programach i filmach.;) Pan Janicki powinien medal dostać za swoje dokonania. W niedziele można obejrzeć jego cykl w Kino Polska. Z jego opowiastek o Bodo pamiętam m.in., że zdjęcie widniejące na okładce książki, a wzięte chyba z pocztówki, było przemyślanym chwytem PR-owym Bodo. Dog był zresztą częścią wizerunku aktora.;)
    B. lubiłam Bodo, znacznie bardziej niż Dymszę i Żabczyńskiego. Miał chyba ciekawsze role.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Za Wiki: 29 października 2008 z rąk ministra kultury i dziedzictwa narodowego Bogdana Zdrojewskiego odebrał Złoty Medal "Zasłużony Kulturze Gloria Artis", więc ktoś pana Stanisława docenił. Szkoda tylko, że nie wiąże się to z powrotem jego i jego cyklu do "publicznej" telewizji :(

      Usuń
    2. I jeszcze, wracając do tematu, w najbliższy weekend, w ramach uzupełniania biografii Bodo, obejrzę sobie "Za winy niepopełnione" p. Janickiego właśnie :)

      Usuń
    3. O pardon, nie odrobiłam lekcji.;) Późno, bo późno, ale go docenili.
      Na program w publicznej szans raczej brak, nijak ma się to do śpiewów i kabaretu.;(

      Usuń
    4. Ww. film trzeba po prostu obejrzeć.;

      Usuń
  8. O, jak ja uwielbiałam Stare Kino, choć wspomnienia z konkretnych filmów mam raczej mgliste. Nieraz sobie z mężem marudzimy, że TVP misję powinna realizować i pokazywać ten cykl oprócz tych wszystkich talent showów! Co by taka starsza publiczność w naszym wieku również miała z tego coś dla siebie ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jakby nie można było upchnąć cyklu między. Jako przykład niech TVP służy, czytane przez moją Rodzicielkę, "Życie na gorąco", w którym, oprócz tysiąca artykułów i artykulików o dupie Maryni czy inszych celebrytek, jest rubryka, bodajże, "Ludzie legendy", gdzie zamieszczane są dość artykuły z życia artystów z dawnych lat. W przedostatnim była na przykład opisana sprawa Igo Syma. Można? Można!

      Usuń
  9. Na "W Starym kinie" się wychowałam, pamiętam, że jak byłam dzieckiem, to strasznie mnie potem dziwiły filmy, w których polscy aktorzy nie wymawiali tego charakterystycznego "ł":)Za książkę się wezmę jutro, skoro mankamentów jest niewiele.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Te, które znalazłem, nie przeszkadzają w cieszeniu się dobrą lekturą. Ale to tylko moje osobiste zdanie :)

      Usuń
  10. Tak sobie czytam te wpisy i aż serce rośnie widząc, ile osób w blogosferze kojarzy program w Starym Kinie i przedwojennych autorów.
    A z nieco innej beczki - marzy mi się, żeby powstała książka/film dokumentalny o Inie Benicie. Bardzo lubiłam jej role, natomiast jej życie to niezły materiał na scenariusz filmowy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pragnę zauważyć, że te komentarze obalają również tezę, że to PRL zniechęcił nas do przedwojennej sztuki filmowej. A o Inie możesz przeczytać ciekawy wpis TUTAJ

      Usuń
    2. O Inie Benicie poniekąd traktuje Poczet królowych polskich Szczygielskiego. Jeszcze nie czytałem, ale Szczygielskiego polecam w ciemno:)

      Usuń
    3. @ Bazyl

      Dzieci PRL-u chyba nie zniechęcił.;) Nie wiem, dlaczego mnie te filmy pociągały. Chyba głównie za sprawą kontrastu do tego, co wokół. Plus aura świata, który nie wróci. Dzięki za link.

      @ ZWL

      Szczygielski mówisz? Jak pisze też o pani Mieci, to się rozejrzę.;) Od jednego z programów Janickiego o Ćwiklińskiej coraz bardziej ciekawi mnie ta postać.

      Usuń
    4. On się chyba skupia na okresie wojennym, nie wiem, czy się pani Miecia zmieściła. Za to Ćwiklińska ma jakąś biografię wydaną lata temu.

      Usuń
    5. Właśnie. Są jeszcze Rozmowy z panią Miecią Okońskiej.

      Usuń
    6. Życia nie starczy.;( Będąc jeszcze w sferze marzeń - ciekawa mogłaby być też solidna biografia Andrycz (chyba jeszcze nie ma żadnej, a wspomnienia samej p. Niny to jednak nie to samo.;) No i muszę tu zakrzyknąć: ależ ta kobieta ma klasę!

      Usuń
  11. A ja czekam na tę książkę i czekam i doczekać się nie mogę. Zamówiłam i mam nadzieję ją niedlugo dostać. Przeczytałam tę recenzję i jeszcze bardziej czekam, hehe

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kasiu, gdybym wiedział, że tak czekasz, to poczekałbym z wpisem :) Ale myślę, że warto, bo będzie lepiej smakować. Albo i nie, to wtedy wpadnij i mnie zbluzgaj, że wprowadzam w błąd :P

      Usuń

"Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników je zamieszczających. Prowadzący bloga nie ponosi odpowiedzialności za treść tych opinii."