wtorek, 9 października 2012

"Nawiedzony dom" Joanna Chmielewska

“Nawiedzony dom”, to pierwsza część cyklu przygód dwojga uroczych przedstawicieli tzw. młodszej młodzieży, czyli Janeczki i Pawełka Chabrowiczów oraz ich wielce utalentowanego psa Chabra. To w tym właśnie tomie my zaczynamy znajomość z nastoletnimi detektywami, a oni sami poznają nieziemskiego czworonoga. Tyle tytułem drętwego zagajenia.
Kiedy kilkanaście..., no dobra, kilkadziesiąt lat temu, zaczytywałem się perypetiami wyżej wymienionej dwójki z pewnością …, ba, skleroza zeżarła pewność, ale, z dużą dozą prawdopodobieństwa, zazdrościłem rodzeństwu przede wszystkim siebie nawzajem. I psa. I tej wielkiej chałupy z tajemniczym strychem. Dziś zazdroszczę Chabrowiczom progenitury, która co prawda wyprawia przenajdziksze hece, ale jest dobrze wychowana i inteligentna jak diabli. No i psa. Bo pies ciągle robi wrażenie. A jako, że punkt widzenia zmienia się wraz z procesem siwienia, to już niekoniecznie podobają mi się tak bardzo: nocne (zresztą, dzienne też) łażenie po dachu, straszenie starszych ludzi halloweenową dynią, darcie portek na hakach i ogólne robienie starych w trąbę.
Fabuła prosta, wydawałoby się, jak drut. Ot, przeprowadzka związana z pozyskaniem przez ojca rodziny spadku, w postaci kamienicy, zmienia się w jedną wielką komplikację. A to nie ma reduktorków potrzebnych do remontu przedwojennej instalacji wod. kan., a to szpetna lokatorka nie chce opuścić jednego z mieszkań, a to ktoś szura i wyprawia inne brewerie na zamkniętym od czasu wojny strychu. A w tej całej kołomyi wydarzeń dwójka rezolutnych niebożątek, które aż się palą do przeżycia przygody i, co oczywiste, niejako przy okazji, pomocy ułomnym dorosłym. I to właśnie oni będą motorem napędowym książki, a ich pomysły i wyskoki, które tak mi imponowały przed ćwierć wiekiem, podnosić będą teraz moje rodzicielskie ciśnienie i włosy na głowie.
“Nawiedzony dom” to książka, która pozbawiona jest scen skutkujących tubalnym rechotem czy tarzaniem się ze śmiechu po podłodze, ale niezaprzeczenie zabawna humorem słownym i sytuacyjnym. Taka, no, jakby ją tu w jedno słowo ująć? Miła? Niech będzie, bo właśnie tak, miło, spędziłem z Chabrowiczętami czas. A ponieważ książki pani Joanny lepiej czytać, niż czytać o nich, malusieńka próbka, która zaświadczy, że dzieci są naprawdę wyrobione życiowo i która być może zwabi Was do tajemniczej kamienicy.

“Osobnik odsłonił na moment teren swojej działalności i wówczas okazało się, że skrobie po lakierze na drzwiach. Wyskrobał połowę litery „D” i właśnie ją wykańczał.
- Chuligan - zawyrokowała Janeczka.
Osobnik skrobał dalej, aż wreszcie wyszło mu to „D”. Trochę nieforemne, ale za to wielkie.
- Iiii tam - mruknął Pawełek z odcieniem wzgardliwego zniechęcenia wobec tak mało pomysłowego wandala. - Wiadomo, co pisze...
- Wcale nie - zaprotestowała Janeczka, żywo zainteresowana. - Zobacz, to wcale nie jest „u”.”

31 komentarzy:

  1. Strych, strych! To było coś, co mnie najbardziej zachwycało. Moja babcia też posiadała takowy, ale kuda mu do strychu Chabrowiczów!
    Aż tak źle z tą zmianą perspektywy czytelniczej? Pamiętaj, nie wszystko stracone, jeszcze parę latek naszym dzieciom brakuje do wieku Janeczki i Pawełka, może da się ich choć trochę unieszkodliwić? Nie mówiąc o dobrym wychowaniu:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja się bałem ciemności i choć strych w domu, w którym mieszkałem z Mamą, był, to jednak bez takiego backupu jaki miał Pawełek w postaci Janeczki, nie eksplorowałem.
      A perspektywa? Lektura "Nawiedzonego domu" przypomniała mi o dręczącej mnie kwestii wolności. Myślałem, że to zmiana punktu widzenia, ale nie, z książki Chmielewskiej niezbicie wynika, że kiedyś dzieciarnia cieszyła się większą swobodą. Dziś ta rodzicielska smycz jest krótsza. Ot, ciągle się waham wysyłając siedmiolatka samotnie po drobne zakupy :P

      Usuń
    2. Mam wrażenie, że coś kręcisz:P Z posta zrozumiałam, że wolność, swoboda i dzikie pomysły progenitury napełniają Cię aktualnie przerażeniem, a teraz takie rozrzewnienie nad zagubioną wolnością i swobodą?
      Ale skoro już o tym, to ja siedmiolatka nie wysyłam jeszcze nigdzie. Na swoje usprawiedliwienie mam bardzo ruchliwą ulicę, która dzieli go od najbliższego sklepu...

      Usuń
    3. Myślę, że jestem typowym przykładem psa ogrodnika oraz postaci ilustrującej porzekadło o zapominalskim wole. Sam korzystając z tej wolności, którą tak mile wspominam, nie chcę jej dać swoim chłopakom. Nie mieści mi się w głowie, że mogliby robić rzeczy które ja sam robiłem w ich wieku. Oczywiście mam na to setkę argumentów: świat poszedł naprzód itd. :) Nie ma tu żadnego kręcenia. To po prostu dualizm odczuć :D

      Usuń
    4. Niestety, widać tu jak na dłoni, że jeśli się było grzeczną dziewczynką, to nigdy się nie zrozumie, co tkwiło w duszy niegrzecznych chłopczyków:))

      Usuń
    5. Wracając do meritum wpisu, mam wrażenie, że w większości opisanych w "Nawiedzonym .." sytuacji, to jednak Janeczka była w tej parze spiritusem movensem, burząc mit, że to te diabły wcielone, chłopaczyska, planują wszystkie wywrotowe akcje :)
      PS. Grzeczna dziewczynka? Ta, aha, jaha! :)

      Usuń
    6. I znów jest na Ewę, że to ona, niedobra, to jabłko, temu biednemu Adamowi...
      A grzeczna byłam i koniec. Kokardy były? Były. Tarcza "wzorowy uczeń" była? Była. Jeszcze jakieś pytania?

      Usuń
    7. Ja w językach nie kształcony, ale jak to się nazywało w tych sensacyjnych filmach klasy C... A, już wiem, cover :P

      Usuń
  2. Nie wyłeś jak dynia ziała ogniem? Nie wyłeś przy scenie buntowania babci? Nie wyłeś przy tekście o wyrzucaniu tatusia na śmietnik? Źle z Tobą, kolego, źle:)) Ale pomyśleć, że wypuszczano nas kiedyś z domu i jakoś przeżyliśmy, a awantury były dopiero za spóźnienie od dwóch godzin w górę:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ano jakoś nie. Raczej chichotałem potępieńczo i z uśmieszkiem kiwałem głową nad co lepszymi kawałkami. A z babcią niepomiernie ubawił mnie tekst:
    Babcia spojrzała na niego z wyraźną naganą.
    - Zdaje się, że uczycie mnie kłamać? - oburzyła się.
    - W tym wieku powinnaś już sama umieć - stwierdziła zimno Janeczka.

    I tu właśnie chichichi miast buahahaha :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też piękny fragment:)) To jest jeden z tych tomów Chmielewskiej, przy których lubiłem sobie powyć ze śmiechu, dawno nie robiłem powtórki i może czar prysł:P

      Usuń
    2. Ale co Ty?! Że nie buahahałem, to już od razy czar prysł. Proszę mi tu bez histerii! Czar jest i ma się nadspodziewanie dobrze :D

      Usuń
    3. U Ciebie mogło w ogóle czaru nie być, a u mnie mógł prysnąć, ot co:P A nie mam czasu na powtórkę i sprawdzanie:)

      Usuń
  4. Zaczytywałam się Chmielewską właśnie jako dzieciuch, a ta książka, o to była the best :) Zazdrościłam im strychu i tego, że jeszcze mieli co odkrywać! Teraz sobie uświadomiłam, że czytałam to -dziesiąt lat temu!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chmielewska do moich ulubionych autorów dzieciństwa nie należała, ale pamiętam kilka spotkań, w tym "Nawiedzony ..." i chyba "Wielkie zasługi". Tematu lat -dziesięciu nie ciągnę, bo się zrobią wspominki wapniaków. Jak zwykle w takich razach :D

      Usuń
    2. Wspomnienia wapniaków są najfajniejsze:P

      Usuń
    3. Ja lubiłam te powieści z Tereską i Okrętką.

      Usuń
    4. Dziewczyny już u mnie gościły :)

      Usuń
  5. Jeśli chodzi o Janeczkę i Pawełka to jakoś najmniej bawiły mnie "Skarby", natomiast "Nawiedzony dom" kojarzy mi się nader wesoło:)
    Ech to były czasy...

    OdpowiedzUsuń
  6. To rzeczywiscie było dawno, druga połowa ubiegłego wieku, wczesny Gierek. Nie ukrywam jednak, że wolałam odlotowe akcje innego duetu, Tereski i Okrętki.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja zacząłem przygodę z "dorosłą" Chmielewską dość późno i może dlatego moje ulubione pochodzą z tej grupy. A te dla młodszych, to człowiek czytał nawet nie wiedząc, że to TA Chmielewska :)

      Usuń
  7. Muszę przyznać rację przedmówcom, że coś z szanownym Kolegą nie tak;) Bo ja jak czytałam dziecku niedawno "Nawiedzony dom" to musiałam robić dłuższe przerwy, bo mi łzy z oczu leciały ze śmiechu;) Przy straszeniu mordą upiora, przy wyrzucaniu taty na śmietnik, i przy rozgryzaniu tajemnic maszyny do tortur;) A w "Skarbach" równie gwałtowną reakcję miałam w scenie prawie końcowej, gdy matka opowiada rodzinie, co też jej dzieci potrafią załatwić;) W sumie najmniej mnie bawiły "Wielkie zasługi". Ja w ogóle Tereskę i Okrętkę jak najbardziej na tak, ale to Janeczka i Pawełek są moją największą miłością;) Aczkolwiek muszę przyznać, że jak tak czytam jako posiadaczka progenitury zdecydowanie gorzej wychowanej o tym, jak to młodzi Chabrowiczowie wzdragają się przed najmniejszym kłamstwem, to mi się robi jakoś źle;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Widać z wiekiem człek staje się coraz mniej rozrywkowy :P Ale chociaż końcowe wnioski nam się pokrywają :)

      Usuń
  8. Uwielbiam, przepadam i kocham. Janeczkę. Pawełka też. I Tereskę i Okrętkę. Teraz się tak publicznie przyznałam, wezmą mnie za pedofilkę jakąś, o matko. No trudno.
    Jeszcze tylko wyciągnę starannie zakopane wspomnienie z lat, kiedy to książkę czytałam po raz pierwszy, czyli, jak to (hehe) napisał Charlie: "wtedy gdy słońce było bogiem, a ludzie zakładali diplodokom chomąta i orali nimi pola gigantycznych skrzypów" - strasznie, ale to strasznie chciałam wiedzieć, jak wyglądają reduktorki. Nie wiedziałam, no.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Reduktorki? A to nie są redaktorki zredukowane do korektorek? Czy tam na odwrót :P

      Usuń
  9. A wpis o nowym nobliście może będzie?
    http://www.portalmaturzysty.pl/aktualnosci/od-mao-do-buddy-literacki-nobel-2012,1049,1.html

    Na żadnym zaprzyjaźnionym blogu literackim nic o nim nie widze, a "chiński realizm magiczny" brzmi apetycznie, przynajmniej w moich uszach fanki Marqueza :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie pasjonuję się nagrodami literackimi, a samego autora nie znam, więc cóż mógłbym o nim napisać? Co za tym idzie - nie będzie. Przynajmniej do czasu lektury którejś z jego książek. Tylko tu dylemat. Tytuły kuszą jak cholera, a "chiński realizm magiczny" równie mocno odstrasza :)

      Usuń
    2. A może być o starym chińskim nobliście?
      Jeśli tak, to proszę:
      http://mcagnes.blogspot.com/2009/07/gora-duszy-gao-xingjian.html

      Usuń
  10. Jedna z niewielu książek, po przeczytaniu której, zaczęłam czytać od początku:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo rzadkie u mnie zjawisko, dodatkowo zabijane w zarodku, bo przecież inne czekają. Ale kilka razy w czytelniczym życiu miałem na taką akcję ochotę :D

      Usuń

"Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników je zamieszczających. Prowadzący bloga nie ponosi odpowiedzialności za treść tych opinii."