wtorek, 13 listopada 2012

"Dożywocie" Marta Kisiel

Zacznę spokojnie. Od historii o tym, w jaki sposób “Dożywocie” Marty Kisiel wylądowało, alleluja, na moim Kindlu. Spokojny wstęp jest konieczny, gdyż późniejsze nagromadzenie wykrzykników w postaci wszelakich “ochów”, “achów”, tudzież znaków pisarskich podkreślających mój wielki zachwyt książkowym debiutem autorki, może być dla czytelników jak, nie przymierzając, anielski cios patelnią prosto w ciemię. Żeby więc go osłabić, napiszę jak to udałem się do Krakowa, by na TK wymienić dwie papierowe książki na dwa skromnie wyglądające świstki papieru, dzięki którym z kolei mogłem technomagicznie pozyskać dwa z czterystu udostępnionych na okoliczność akcji e-booków. A że wśród nich była właśnie historia Lichotki i jej dożywotników, którą od dłuższego czasu doradzała mi, alleluja, Agnes, to wziąłem. Wziąłem i przepadłem byłem iżem. Z kretesem. I Krakersem. Tudzież Lichem, Paniczem Szczęsnym, utopcami, Rudolfem Valentino, Zmorą i Kusym.
Jak to jest, że historia faceta, który odziedziczył pseudogotycką w wyrazie willę, gdzieś na zadupnym zadupiu, a wraz z nią zestaw indywiduów, dość niesamowitej prowieniencji, w charakterze lokatorów, może śmieszyć aż tak? No cóż. Nie wiem. I nie chce mi się tego analizować. Bo jakie ma znaczenie, język to, azaliż poczuć humoru pokrewieństwo, czy też inne czynniki nieziemskie, alleluja, skoro faktem jest, że już od bardzo dawna nie czułem się w czytanej książce tak komfortowo! Pokochałem zasmarkanego, uczulonego na pierze i mega porządnickiego, anioła, który mógłby się drwiąco roześmiać w twarz Perfekcyjnej Pani Domu na widok jej białej rękawiczki, ale nie zrobi tego, bo jest strasznym poczciwcem. Jak to anioły stróże. Przyzwyczaiłem się do ogarniętego fobią romantycznej liryki Szczęsnego, którego tyrady sprawiały, że moje sadełko wyprawiało coś na kształt małego, brzusznego tsunami. Sekundowałem Konradowi w jego zmaganiach z materią ożywioną, nieożywioną i pochodzącą z innego wymiaru i z przyjemnością patrzyłem, jak z miejskiego, zapatrzonego w końcówkę nosa swego, bubka, zmienia się w opiekuna, przyjaciela, pocieszyciela i obrońcę uciśnionych.
Ach, rewelacja! Och, wspaniałości! Książka wędruje do mojego prywatnego top ten rozweselaczy, ale niech Was to nie zmyli, bo lektura nie tylko do śmichu i chichu, choć te reakcje, przyznaję, podczas czytania przeważają. Jest w niej ciut więcej, ale tego ciuta musicie już sami na kartach “Dożywocia” poszukać. Do czego gorąco, a psik!, zachęcam, alleluja.
PS. Po raz pierwszy od eonów czułem autentyczną, czytelniczą rozpacz, gdy musiałem opuszczać Lichotkę i jej mieszkańców. Powiem tylko, że gdyby miał pod ręką dalszy ciąg przygód Konrada i jego czeredki, to, olewając prawo przesytu tematem, bez wahania zacząłbym przewracać kolejne strony.
PPS. Miałem napisać jeszcze mrowie a mrowie, ale jak to zwykle bywa zacukałem się w zachwytach, więc jak kto ciekaw większej ilości ochów! i achów!, to dopowiem w komentarzach.

64 komentarze:

  1. Dołącz teraz do krucjaty gnębienia Ałtorki o ciąg dalszy albo chociaż o cokolwiek nowego:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie dołączę. Gorący, owiewający plecy, oddech spragnionych ciągu dalszego wielbicieli twórczości, to najprostsza droga do tego, by muza z krzykiem spierniczyła Autorce z kolan. Czy gdzie ją tam trzyma. Autorka. Muzę. :)

      Usuń
    2. Ja bym też nie ryzykowała. Bazyl słusznie prawisz - naciski zbyt gwałtowne przynoszą efekt odwrotnie proporcjonalny do zamierzonego.

      Usuń
    3. No to chociaż kibicujcie Ałtorce w mękach twórczych :PP

      Usuń
    4. Znam kilka takich przypadków, że naród kontynuacji złaknion, a autor w skorupkę i nic. Trudno, choć przyznaję, że mam coraz większą ochotę złapać takiego Scotta Lyncha za wsiarz i mocno nim potrząsnąć, drąc się przy tym jak opętany: Pisz, no, piiiiiiisz!! :-)

      Usuń
    5. E tam, kibicowanie i motywowanie zaowocowało tym, że Ałtorka z wersji "kategorycznie nie napiszę kontynuacji, spadajcie" przeszła w końcu na wersję "piszę, piszę" :P

      Usuń
  2. Cóż tu dużo gadać, ja też jestem zalichotkowana na amen i z własnym egzemplarzem nie zamierzam się rozstać, pokochałam, ubóstwiłam i też chcę więcej. Alleluja!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Dożywocie", jak zdążyłem zauważyć, albo zachwyca, albo zniesmacza. Witam zatem w tym pierwszym klubie :-)

      Usuń
  3. Odpowiedzi
    1. A witam, witam! A paniczowe: "Ale ja się duchów lękam", w samym dniu dzisiejszym parę razy przyprawiło mnie o paroksyzmy śmiechu. Że o wielu innych tekstach i scenach nie wspomnę :-)

      Usuń
  4. Alleluja! A psik!
    Późno, bo późno, aleś dołączył do zalichotkowanych. Ale jest w tym dobra strona -dopiero teraz zaczynasz przytupywać obcasami w oczekiwaniu na kolejną dawkę Licha i spółki. A my już od ponad roku czekamy;(

    OdpowiedzUsuń
  5. Aniu, ale ja mam wprawę. Na wymienionego wyżej Lyncha czekam już lat parę :-) Niemniej, jak już pisałem, najchętniej bym dziś i teraz :-)

    OdpowiedzUsuń
  6. Nie po raz pierwszy czytam pochlebne i pełnie entuzjazmu słowa o tej powieści, ale po raz pierwszy przed chwilą sprawdziłam via internet zasoby tutejszej biblioteki pod kątem obecności tejże książki. I zonk. Tylko "Dożywocie" Fredry mają ;-(
    Inną drogą więc pozyskać to muszę. Bo muszę. Mam obecnie zapotrzebowanie na literaturę czysto rozrywkową.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Fredro też może być dobry :-) Ja w związku z takim samym zapotrzebowaniem zacząłem Artura Andrusa. Życzę zatem owocnych poszukiwań i przezornie zaznaczam, że reklamacji na niekompatybilność z książką nie przyjmuję :-)

      Usuń
    2. Fredro jest dobry, ale już mi go wystarczy ;-)
      Reklamacji nie przewiduję, bo właśnie wyczuwam kompatybilność. "Ogarnięty fobią romantycznej liryki Szczęsny" rokuje na paradną postać, chętnie poczytam o nim ;-)
      A wykazuję kompatybilność z baaardzo rozmaitymi książkami, wbrew pozorom ;-D

      Usuń
  7. Rzeczywiście widać, że Tobą wstrząsnęło, skoro recenzja pojawiła się takim migiem, błyskiem i z religijnym okrzykiem na ustach:) (a o Tochigi dalej cicho...)
    Ja ciągle w grupie tych, którzy nie wiedzą, co tracą, ale kto wie, może mnie właśnie zmotywowałeś?
    P.S. "mrowie a mrowie" - jak ja już dawno nie widziałam się z panem Muldgaardem; to niedopuszczalne!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To "alleluja", to naoczny znak jak wpłynęło na mnie Licho. I właśnie sobie kwiknąłem z uciechy wspomniawszy jego: "Ręce do góry, alleluja!" i scenę z tym okrzykiem związaną:-)
      PS. Ja się do "Lesia" przymierzam, ale strach przed rozczarowaniem wielkim jest :-(

      Usuń
    2. O tak, ta scena z okrzykiem związana jest cudnej urody! :D Jak i samo Licho! Uwielbiam, kocham i w ogóle "lofciam" ;D

      Usuń
    3. Czuję się dziwnie, nic a nic nie rozumiejąc do jakich to cudnych dialogów się odwołujecie. Hm, znaczy się jednak mus przeczytać.
      A co do peesa: "Lesio" jest jedną z nielicznych starszych książek Chmielewskiej, których nie cierpię. Wiem jednak, że jestem w mniejszości, więc może Tobie się uda. Pan Mudgaard za to jest moją miłością i Lesia w całości rekompensuje:)

      Usuń
    4. I nawet scena z garbem i pociągiem ...? Nic???

      Usuń
    5. Przeczytałam tylko raz, po czym odrzuciłam ze wstrętem. A było to lat temu... ho,ho,ho. Ni cholery żadnego pociągu nie pamiętam. Że o garbie nie wspomnę.

      Usuń
    6. Ja podobnie jak momarta kocham miłością wielką pana Mudgaarda i jego polszczyznę rodem z... No właśnie, skąd? A z Lesiem jakoś tak nie do końca nam po drodze...

      Ale po prawdzie, żeby nieco zmodyfikować Starszych panów "Chmielewska jest dobra na wszystko..."

      Usuń
    7. momarta Lakierków (-erek?) z "Dzikiego białka" też nie? Zgroza! :)
      anek7 Polszczyzna szwedzkiego stróża prawa, to dość dowolna wariacja na temat trylogicznej sienkiewiczowszczyzny, że tak pozwolę sobie poneologizować :) Widzę silną grupę dywersyjną w temacie "Lesia" :)

      Usuń
    8. Ujmę to tak: jakbym na bezludną wyspę mogła wziąć tylko jedną z dwóch książek - Dzikie białko lub Lesio, to wybrałabym Lesia, mimo wszystko. Dzikie białko to już zupełna katastrofa. Negocjowałabym zamianę na książkę telefoniczną.
      A z tą wariacją na temat sienkiewiczowszczyzny, to pojechałeś, powiem ci:)

      Usuń
    9. Wielkieś mi uczyniła pustki w pokrewieństwie poczucia humoru naszego :P

      Usuń
    10. Ale nie jest to wszak pustka niczym step niezmierzony? Poza tym, chyba lepiej tak, niż miałbyś znudzić się mną (jako całkiem przewidywalną) i blogowo, i wirtualnie porzucić? :PP

      Usuń
    11. Ależ wodzu, co wódz?!
      PS. Tak, tak, uwielbiam ten tekst :D

      Usuń
    12. Ja też, zwłaszcza odkąd przybliżono mi jego pochodzenie i rozumiem jego sens nie tylko intuicyjnie:P

      Usuń
    13. Się zgadzam. Znaczy w sumie oraz ostatecznie wolałabym jednak Lesia niż książkę telefoniczną. Ale na pewno książkę tel. zamiast Dzikiego białka.
      A za to Wszystko czerwone to ja mogę tam i nazad. I w ogóle Chmielewską mogę. Wiele zniesę ;)

      I sięgnę po panią Kisiel rzecz jasna w najbliższym czasie, choć tania nie jest, a ostatnio się zaopatruję promocyjnie za 9,90 najchętniej. (Dlaczego ja ciągle nie mam kundla? I dlaczego słychać głosy w moim domu, że wcale go nie dostanę na urodziny, buuuu.)

      Usuń
    14. Et tu Brute contra me? :)

      Usuń
  8. Zabrzmiało jak zdecydowane #chceto.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. (I Lesia zdecydowanie dalej warto).

      Usuń
    2. Ale zdajesz sobie sprawę, że ja mam dość zryte poczucie humoru i śmieszy mnie to, co pół powiatu zbywa wzruszeniem ramion? Może warto wysłuchać drugiej strony? :D

      Usuń
    3. Bazylu, dałeś popsutego linka (chyba że to Anna dała nogę:P). Da się naprawić, bo bym zajrzała?

      Usuń
    4. Zaplątał mi się cudzysłów na koniec. Wywal go lub kliknij :D

      Usuń
    5. Kliknęłam, przeczytałam. Hm. To może być jak z "Lesiem". W każdym razie, teraz bardziej rozumiem genezę Twojego allelujania. Przeczytam na pewno, teraz tym bardziej (o ile ZWL podtrzyma chęć wsparcia mnie pożyczką)

      Usuń
    6. Gdybym wiedział na ile jesteś zelektronizowania i na ile prawnie, hehe, jest dopuszczalne użyczanie swojego e-booka, to ... :)

      Usuń
    7. Zelektronizowana nie jestem wcale, więc choć prawnie to pewnie dopuszczalne (mimo usilnych starań jeszcze nie objęto paragrafami wszelkich przejawów życia na Ziemi), uprzejmie dziękuję, ocierając ukradkiem łzę wzruszenia:PP

      Usuń
    8. Łza wzruszenia nr 2 otarta:PP

      Usuń
  9. Oj, potrafisz przekonywać. :-))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jednym słowem, zmarnowałem piękny talent akwizytorski. :) Tudzież mogłem zostać żigolakiem :P

      Usuń
  10. Panie Bazylu, a nie mogłeś wczoraj?!... Dzień cały mordowałam się z tamtejszym portalem, żeby sobie ściągnąć te darowane na kwitkach ebooki... Warkot mnie brał mocny. To bym sobie i takie ściągnęła, jak piszesz, że rozrywkowe. W końcu już nie miałam pomysłu cobytu, większość tam jakaś taka w ogóle mi nie znana byłą, ale na co się tu rzucać, panie. Ech. poszukam w bibliotece.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale wiesz, że tego "pana", to ja sobie zapamiętam? :-).
      W sumie to mogłem, bo choć kończyłem późno w noc, to jednak wiedziałem, że pean będzie jak nic. Ale chciałem być wporzo i dlatego dopiero dziś, po przeczytaniu :-( Co do ściągania, to ja abarot, kwitki dwa, a książek znanych co bym wziął, multum. Komeda, Grzędowicz, ech! Na następne TK jadę z plecakiem, choć po komentarzach obsługujących odbiór książek pań wnoszę, że albo akcji może nie być, albo będą ograniczenia ilościowe :-)

      Usuń
    2. A któż to miał taką akcję?

      Usuń
    3. Nie chciałem uprawiać kryptoreklamy, ale jako że padło bezpośrednie pytanie, a i akcja fajna, to powiem - publio.pl :)

      Usuń
    4. HA to się cieszę! Czuj się uspokojony kryptoreklamą, ja i tak jestem z nimi związana na dobre (i złe) tymczasem ;) ale jakoś ta akcja mnie ominęła.

      Usuń
  11. To wygląda na niezły prezent pod choinkę. Który darczyńca powinien wcześniej przeczytać. Jeśli lesiopodobne, to niezupełnie w całości.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Lesio" zaplątał nam się tutaj zupełnie przez przypadek, a "Dożywocie" to zupełnie inna para kaloszy. Choć nie przeczę, że zapożyczeń językowych od pani Joanny kilka zauważyłem.

      Usuń
  12. Czytałam jakiś czas temu, 'Dożywocie' należy do moich ulubionych książkowych antydepresantów (na jesienną chandrę jak znalazł) :)
    Chciałabym mieć takiego osobistego kichającego aniołka, przydałby mi się szczególnie przed świętami, a i Krakers w kuchni byłby mile widziany. Wszystkich mieszkańców Lichotki z chęcią bym przygarnęła, no może poza utopcami ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czyżby "Dożywocie" wzbudzało instynkta macierzyńskie? U mnie na pewno poruszyło strunę tęsknoty za taką z wierzchu różnoraką, ale w istocie bardzo spójną, ekipą przyjaciół :)

      Usuń
  13. Bohaterem jest anioł stróż? Uwielbiam książki z aniołami i o aniołach! A gdy w dodatku mają charakter "dozownika wesołości", mogę być pewna, że się nie zawiodę. Lekkich lektur mi trzeba od czasu do czasu! Ale szmiry staram się unikać. Zamówiłam sobie przed chwilą tę książkę, więc swoją kryptoreklamę możesz uznać za skuteczną:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jaka kryptoreklama? To mi się bardzo źle kojarzy. Po prostu podobało mi się wielce, to i wybuchnąłem byłem entuzjazmem. A że się okazał odrobinę zaraźliwy ... :) Mam nadzieję, że przed zakupem zapoznałaś się też z tekstem Anny? :D

      Usuń
    2. Ależ ja tak tylko żartowałam z tą kryptoreklamą!:) Entuzjazm zawsze jest zaraźliwy.
      Zapoznałam się przed chwilą z opinią Anny, a także gośćmi jej bloga, ale się nie zraziłam. Nigdy nie będzie tak, że wszystkim dana książka będzie się podobać, ponieważ wtedy nasz świat, a więc czytelników, byłby bardzo bardzo nudny:D:D:D

      Usuń
  14. Polecam http://www.biblionetka.pl/art.aspx?id=608575 - o Chmielewskiej też tam jest. W jej konkursie książkę wygrałam! Nie jej, bo jej już mam (swoją drogą, pożyczyłam eony temu i jeszcze mi jej nie oddano, a niech to), ale inną, w typie podobną, też z humorem.

    OdpowiedzUsuń
  15. Gandalf otworem przede mną. Za marne dwie dyszki mogę dostać "Dożywocie". "Natentychmiast", bo epubowe. I nie wiem, "i kcem i bojem się" Fantastyka?!

    OdpowiedzUsuń
  16. Odpowiedzi
    1. No to już trudno. Jakby się nie spodobało, masz oficjalną zgodę na obsobaczenie mnie w te i nazad :)

      Usuń
    2. Chyba ani te, ani nazad nie będzie, na dzień dobry zasmarkany anioł mnie rozłożył na obie łopatki. :D

      Usuń

"Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników je zamieszczających. Prowadzący bloga nie ponosi odpowiedzialności za treść tych opinii."