środa, 19 grudnia 2012

"Krwawa zemsta" Joanna Chmielewska

Gdybym przemógł wrodzone lenistwo, które każe mi wpisy książkowe tytułować najprostszą możliwą metodą, miast wymyślać coś zabawnego i kreatywnego, ten nosił by miano “Za dużo Chmielewskiej w Chmielewskiej”. Już widzę jak fanom JCh, takim z dziada, pradziada, wysuwają się ostrza à la Wolverine i jak lecą tu urządzać krwawe jatki, że jak to “za dużo?”. A jednak. “Krwawa zemsta”, to jedna z najbardziej przekombinowanych książek o niczym. Albo, przepraszam, ale taka opinia znajduje oparcie w tekście, nie o niczym, a o dupie. I to bynajmniej nie Maryni, ale Emilki. Ale, to ja może lepiej od początku.
A na początku jest trup. Co prawda finalnie okaże się, że nie miał on żadnego znaczenia, ale jednak jest, więc kronikarsko odnotuję jego obecność, która ma prawdopodobnie świadczyć o tym, że książka jest kryminałem. A nie jest. Jest za to obyczajową, rozdętą do monstrualnych rozmiarów, historią pewnej zdrady, której podstawą jest już wspomniany wcześniej zad. Zad, którym jego właścicielka, rzeczona Emilia, wyczynia sztuki niesłychane, przy których podrygi tyłka mistrzyni świata w dancehallu, to jest małe miki. Bo ta rozkręcona rzyć hipnotyzuje mężczyzn do tego stopnia, że żyć im się już z dotychczasowymi partnerkami nie chce. I nic to, że dziewczyny to inteligentne, od łoża niestroniące, gotujące, dzieci wychowujące, ba, mając ten cały nabój na głowie, dobrze zarabiające. Rozkręcone poślady wprawiają w trans, a obietnica boskich rozkoszy sprawia, że dotychczasowy, przykładny mąż i ojciec zmienia się w pół-, a nawet ćwierćgłówka, którego pole widzenia zawęża się do tego co ptaszek wypatrzy z rozporka. A ptaszek widzi sztuki, o których nawet Keglowi się nie śniło i śle impulsy do durnej, nomen omen, pały. Ot i wszystko. Dominik chce się rozwieść, Majka nie, w środku Kręcidupcia, a z boku paru roznamiętnionych samców i, żądnych zemsty na kurwiszonie, małżonek tych ostatnich.
Męczyła mnie ta książka. I postacie, wkurzające swoim irracjonalnym zachowaniem. I dialogi, czasem tak wykręcone w kosmos i naszpikowane skrótami myślowymi, że aż niezrozumiałe. I sceny nasiadówek, w których to scenach wymieniony musiał być każdy wypity kieliszek i każdy zjedzony koreczek. I powtarzanie raz po raz pewnych znanych już czytelnikowi rzeczy, jak choćby dość nieprawdopodobnych cech charakteru Domisia.
Nie będę ukrywał, że po notce ZWL wstąpiła we mnie nadzieja, że Autorka zapewni mi dobrą zabawę na niegdysiejszym poziomie. Niestety, wstąpiła i, po lekturze, sklęsła, bo “Krwawa zemsta”, mimo że zawiera momenty kongenialne (jak choćby scena wyboru narzędzia do uszkodzenia wirującego odwłoku), przy których rżałem jak za dawnych lat, to jednak jako całość jest przegadana i przez to, co tu kryć, nudna. Mimo to, nie tracę nadziei na to, że pani Joanna znajdzie złoty środek i następna powieść będzie bardziej wyważona, acz niepozbawiona komicznych elementów, które tak w jej pisaniu lubię.

26 komentarzy:

  1. Marudniście, obywatelu Bazylu, marudni:) Ale pazury mnie się nie otworzyły, bo ja łagodny jestem i wyrozumiały:) A masakrę i tak mniejszą urządziłeś niż na forum GW, gdzie chyba litera na literze z Zemsty nie została:P W każdym razie z nadzieją też czekam na następną książkę, a chwilowo do Porwania boję się zajrzeć:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No marudny, bo ciągnęła się ta zemsta i ciągnęła, i żeby choć finał jakiś, jak to zaprzyjaźniona młodzież mówi, "wyjebisty i z przytupem", a tu ... Daj linkę na forum, bo chętnie masakrę poczytam :D

      Usuń
    2. No jeszcze się finału zachciewa, co za naród:P Linki nie dam, rozpierduchę znam ze streszczeń, ale pewnie bez trudu znajdziesz. Jeden z tematów brzmiał: Jak zgrać film reklamowy na dyskietkę:P

      Usuń
    3. I to już jest czepialstwo. Ja miałem jeszcze nadmienić o tęgich głowach pań i dzieciach wzbudzających odruch "takie chcę", ale ... :P

      Usuń
    4. No tak idealne dzieci to każdy by chciał:)) Za niewiarę w tęgie głowy pań to Ci pewnie wkrótce jakaś feministka przywali:P

      Usuń
    5. Będę się bronił mówiąc: "To siądźmy i zobaczmy!". Oczywiście pod warunkiem, że ona stawia. A ja nadal twierdzę, że mimo tłumaczeń autorki, że one tak niewinnie, to jednak wytrąbienie trzech bro podczas, jakby nie patrzeć, niezbyt długiej rozmowy, to jest jednak wyczyn. Dla Kitka by był. Pytałem :)

      Usuń
    6. Ale autorka ma zaprawę z budowlanych czasów, i wyścigowych też:)

      Usuń
    7. "Porwanie" - takie sobie klik i klik
      Ale czytaj, czytaj.

      Usuń
    8. Poczytam, pewnie, ale już mnie rodzona małżonka zniechęciła, więc tak przeczekuję sobie:))

      Usuń
  2. Wychwyciłam z twojej recenzji słowo dupa i tak mnie zaciekawiło, że przeczytałam całość :)

    Ale tak serio to nigdy, ale to nigdy nie czytałam nic Chmielewskiej i chyba nie przeczytam.

    No chyba, że warto :) Ale raczej nie tę pozycję...

    Moc pozdrowień :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czy warto? Ciężko na to pytanie odpowiedzieć. Niektórzy uważają, że czytania popierdółek do śmichu nie należy nazywać czytelnictwem i porównują ten proceder do wgapiania w serialową papkę w TV. Niektórzy, w tym ja, mają niezły ubaw (mówię o starszych pozycjach) i trochę więcej zmarszczek. Wybór należy do Ciebie.
      PS. A "dupa" w tekście szalenie zwiększa ilość wejść z przeglądarek. Nie wiedziałaś? :D

      Usuń
  3. Poczytaj drugi albo trzeci tom Autobiografii - kategoria "reportaż z peerelowskiej budowy" :))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Muszę wreszcie nadrobić, bo utknąłem chyba na drugim właśnie :)

      Usuń
  4. Tej książki nie czytałam.Kiedyś czytałam Chmielewską pasjami i przeważnie lepiej dla otoczenia było jak w samotności czytałam.Ale moim numerem jeden jest "Lesio":)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja "Lesia" czytałem po raz pierwszy w totalnie niesprzyjających okolicznościach. Obok toczyła się bardzo poważna rozmowa, a ja walczyłem z chęcią głośnego wybuchnięcia śmiechem. Całe szczęście łzy, które miałem w oczach, zostały zinterpretowane przez rozmówców na moją korzyść :)

      Usuń
  5. W takich przypadkach to się cieszę, iż nie jestem fanem autorki z dziada pradziada, jednakowoż na półce "Całe zdanie..." czeka ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To ja czekam, aż się doczeka i jestem ciekaw opinii :)

      Usuń
  6. Po notce ZWL pożyczyłam od koleżanki, choć początkowo nie chciałam, wypierałam się, prawie mi siłą wpychała, że inne, że powrót do tej starej lubianej JCh. Pożyczyłam, przeczytałam kilka stron i odłożyłam na półkę, jakoś mnie nie wciągnęła. Myślę wrócić za jakiś czas. Po dwóch dość skrajnych recenzjach jestem tym bardziej ciekawa, do kogo tym razem mi będzie bliżej :) Trzy bro...- ja padłam jak nieżywa swego czasu po trzech kielonkach wody ognistej :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Znam co prawda niewiasty, z którymi nie chciałbym pojedynkować się na "pięćdziesiątki", ale jednak odporność pań, którą autorka tłumaczyła wolnym tempem spożycia (nie odniosłem takiego wrażenia) oraz doskonałą zagryzką jest raczej z gatunku sf :P

      Usuń
  7. O Bogu, mam nadzieję, że nie masz racji. Chociaż ona płonna, bo raczej się z Toba zgadzam w większości przypadków. Wzdech

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też mam nadzieję, że tym akurat razem będzie nam zupełnie nie po drodze i książka porwie Cię i da chwile wspaniałej rozrywki. Tylko, że z tą nadzieją ... :)

      Usuń
  8. "Niestety, wstąpiła i, po lekturze, sklęsła" - czyli zakalec, żeby tak świątecznie nawiązać. :DD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Raczej za dużo mas wszelakich, które w efekcie dały efekt niestrawności :)

      Usuń
  9. No ale co, że niby nie można stracić głowy dla fajnej pupci? No przecież można.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Można i owszem, ale żeby pisać o tym prawie 500 stron, to już lekka przesada.

      Usuń
  10. Jestem zapóźniona, ale dopiero dziś wróciłam do żywych (a czy na pewno to się okaże).
    Zdaje się, że nie będę się o tę książkę zabijać - to będzie jakaś siódma czy ósma z kolei nowa Chmielewska, po którą nie mam ochoty sięgnąć. Chyba że wpadnie w ręce za darmo - to co innego!
    Natomiast co do ilości bro, to chciałam uprzejmie zauważyć, że wprawdzie teraz lata już nie te, a ponadto zaprzestałam treningów (a trening czyni mistrza, jak wiadomo), ale w czasach studenckich, to przy trzecim bro impreza się dopiero rozkręcała:) Mój osobisty mąż może poświadczyć, w razie jakby co (ale to nie na forum, bo dokładna ilość zdaje się być faktem kompromitującym).

    OdpowiedzUsuń

"Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników je zamieszczających. Prowadzący bloga nie ponosi odpowiedzialności za treść tych opinii."