piątek, 5 kwietnia 2013

"Hania Bania" Hanna Bakuła

Póki nie wejdę w wiek, w którym człowiekowi łatwiej sobie przypomnieć rozwalone w wieku dwóch lat kolano, niż wczorajszy obiad, ciężko mi się będzie cieszyć wspomnieniami własnego, pewnie jak się okaże, gdy już tamy pamięci puszczą, niezbyt porywającego pacholęctwa. Na razie skleroza zabrała i nie ma. Jest co prawda parę zdjęć z pulchnym blondynkiem w wieku lat czterech, ale nawet intensywne się w nie wpatrywanie nie skutkuje bogatymi w szczegóły retrospekcjami. Trudno. Nie mam (na razie) swoich, sięgnę po cudze. I sięgnąłem. Po “Hanię Banię”. A skończywszy tę niezbyt grubą ksążkę Hanny Bakuły pomyślałem, że chyba już mi się tak bardzo nie śpieszy dowiadywać, co ja takiego, pędząc żywot w kusych majtkach, nawywijałem i jak mi się w tamtych czasach powodziło.
O ile jednak nie śpieszno mi do własnych reminiscencji, o tyle, pełne zjadliwej autoironii i krzywego spojrzenia na swe szczenięce lata teksty pani Hanny wielce poprawiły mi humor. Bo, zaznaczam od razu, osadzone w czasach wczesnego Gomułki perypetie gargantuicznej dziewczynki, która przerasta rozmiarami nie tylko rówieśników, ale i niektórych dorosłych domowników, są wielce śmiechogenne. Choć nie do końca, bo gdzieś za historiami, jak ta o wizycie u fryzjera, który tęgo popił z dziadkiem dziewczynki i w szale twórczym obciął ją “na chłopca” (a pamiętajmy, że były lata 50te i we fryzurach chłopięcych królował minimalizm), czają się rzeczy mniej wesołe. Apodyktyczny ojciec, wojskowy, ciągle dający małej Hani do zrozumienia, że to iż jest wielką kluchą płci niewieściej nie było szczytem jego marzeń jeśli chodzi o posiadanie dzieci. Dziadek kobieciarz wykorzystujący wnuczkę jako zasłonę dymną dla swoich zdrad. Babcia tucząca wnusię jak broilera. Sami widzicie, z wierzchu wesołe scenki, które wywołują w czytelniku salwy śmiechu, a pod spodem ...
Nie bójcie się jednak lektury, bo dystans z jakim opisane są wariacje na jedną tęgą kilkulatkę, jej rodzinę (galerię dość barwnych person) i najbliższe otoczenie, powoduje, że jest to lektura bardzo wdzięczna i częściej skłaniająca do śmiechu niż refleksji nad cieniami życia rodzinnego. W końcu nie od dziś wiadomo, że osoby zażywne to ludzie weseli i skłonni do psot, ot choćby zjedzenia dwóch kilo cielęciny na zimno, która miała posłużyć za wkładkę do chłodnika. Chcecie się dowiedzieć jakie jeszcze talenty miała Hania Bania? Koniecznie sięgnijcie po książkę*. A na zachętę:

"Tatuś, wujek i Dziadek poszli na pasterkę, zabierając na wszelki wypadek piersiówki, bo mróz pomalował śnieg na granatowo i drzewa trzeszczały jak w ognisku. Ten desperacki krok niewiele miał wspólnego z pobożnością. Więcej z towarzyskim aspektem zagadnienia.
Babcia, Mama i ciocie gadały w kuchni, Stefa zmywała w wielkim przedwojennym zlewie z żeliwa, a zapomniana Hania cicho wyszła z łóżka, pomknęła do salonu i stojąc w stertach papierków, przyglądała się szczątkom pogruchotanego konia na biegunach. Łeb zwisał smętnie, wszystkie nogi złamały się w identycznym miejscu, obok leżały pęknięte w kilku miejscach bieguny.
Dobrze, że nie przymierzali tornistra – pomyślała, a łzy płynęły po jej globusowatych polikach. Przypomniała sobie wszystkie tragedie tego wieczoru. Wrzask Babci, kiedy zobaczyła, z czego zrobione są perfumy dla Mamusi, i furię Tatusia, kiedy wypakował łuskę od bomby, choć była idealna na wazon do biura w jednostce. Nareszcie mógł na Hanię Banię pokrzyczeć i nikt mu nie przeszkadzał, a nawet pomagali. Hania zdumiona takim afrontem odmówiła zjedzenia kompotu z suszu, na który i tak nie miała już miejsca. Konia, okazało się, zapominalski Mikołaj podał Tatusiowi w ostatniej chwili, już po wręczeniu prezentów.
I dobrze zrobił, bo Hania była smutna niby Niobe. Ze spuszczonym na kwintę nosem otwierała podawane przez Mikołaja paczki, w których nie było nic ciekawego poza pajacem i tornistrem, ale z tektury, i kredkami zamiast farb. A za to dziergane szaliki, książka Tomek na tropach Yeti, podobno fajna, a nawet lepsza od Winnetou – najpiękniejszej powieści na świecie, granatowy dres, rajtuzy z gumą na dole, do zakładania pod obcas, szlafrok w kratkę, jeszcze grubszy od poprzedniego – rozpacz.
Mikołaj był kretynem albo analfabetą. Koń uratował sytuację. Brązowy, pokryty prawdziwym futrem, z grzywą, czerwoną uzdą i skórzanym siodłem odwinięty z papieru przypomniał Hani ulubione baśnie o Szeherezadzie, co chyba nie chciała Niemca albo coś.
Babcia podsadziła Hanię i oto pierwszy huśt. Stęknęły pod ciężarem bieguny, zagruchotała podłoga, Hania z twarzą natchnionego Amora bujała się nieprzytomna ze szczęścia, a wszyscy patrzyli z satysfakcją, nawet ciocia i wujek przerwali na chwilę kłótnię.
Wtedy Tatuś i Dziadek, po wychyleniu kolejnego koniaku armeńskiego, postanowili się też pobujać. Zdetronizowana Hania Bania patrzyła, jak siadają jeden za drugim, jak koń staje się coraz niższy i z hukiem opada na kawałki biegunów. To nie był sen. Koń, koń i po koniu wymarzonym. (...)"

* Chyba że jesteście rodzicami, którzy na wieść o tym, że można było dziecko paść schabowymi, zimnymi nóżkami itp. oraz poić herbatą słodzoną 7 (słownie: siedmioma) łyżkami cukru, tracą przytomność, to nie. Stanowczo, nie.

52 komentarze:

  1. Dlaczego zdjęcia "z pulchnym blondynkiem w wieku lat czterech" nie zostały załączone do tekstu, przypuszczam, że stanowiłyby wartościowe uzupełnienie:) Jak już zeznawałem, Hanny Bakuły nie trawię, odkąd brylowała w tokszołach na każdy temat. Na piśmie, jak widzę, wypada lepiej. Ale fajna recka, zachęcająca, dopisuję do listy, rozejrzę się w bibliotekach:DD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie jakoś fenomen pani Bakuły, jako zjawiska medialnego, ominął i dlatego podszedłem do Bani bez uprzedzeń. Dostałem fajnie sportretowaną "oczyma dziecka" rzeczywistość gomułkowską z punktu widzenia dziewczynki, która żyła w dość cieplarnianych jak na owe czasy warunkach (ojciec wojskowy, dziadek - prywatna inicjatywa). Przymierzam się do kontynuacji, a to o czymś świadczy.
      Zdjęcia nie będzie, bo ostało się w domu mym rodzinnym. A tak poza tym, to dam Ci ja reckę. Może jeszcze dodasz, że to był mój popisowy blogowy, urważ jego mać, wykon!!

      Usuń
    2. Niewiele straciłeś, omijając fenomen, przynajmniej nie masz złych skojarzeń podczas lektury. Nie będę namolnie przypominał, co miałeś czytać w pierwszej kolejności:P Wykony miałeś lepsiejsze, ale recka przednia, dużo komciów będzie:D

      Usuń
    3. Nie żeby całkiem, bo coś mi się w odległym zakątku mózgu kołacze jakieś info o fatalnej w skutkach operacji plastycznej. Prośbę Twą, zmęczony namolnością, realizuję :) Właśnie! "Recka" będzie świetnie pasować, jak już jakaś TV wpadnie na pomysł zrobienia talent szoł z blogerami książkowymi w rolach głównych.
      - Nie porwała mnie twoja recka. Masz niezły warsztat, ale za mało w tej recce ciebie. :P

      Usuń
    4. Cieszy mnie mój wpływ na Twoje lektury:P Liczę na reckę, w której będzie dużo Ciebie:D

      Usuń
    5. Ty się tak nie ciesz, bo Cię zacznę cisnąć o Szwejka, a to grube i wysyłka da Ci po kieszeni :P

      Usuń
    6. Jak nie znajdziesz w wojewódzkiej bibliotece, to mogę pożyczyć, ale to jeszcze potrwa, na razie książka leży na widoku, żeby wabiła:P

      Usuń
    7. Na razie to mnie zwabiłeś Szczygielskim i mój wykupiony abo cierpi :) Bądź więc spokojnym. Mam coś z Kima. Grożę, ale na razie nic nie robię.

      Usuń
    8. Skoro abo cierpi, to zakładam, że Cię wciągnęło? Gdyby nie, to upraszam o nierzucanie egzemplarzem o ścianę, jestem do niego przywiązany:P

      Usuń
  2. A i w ogóle bardzo fajny blog, zapraszam do siebie :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Odpowiedź multimedialna, jak na XXI wiek przystało. No bo gdzie link? :P

      Usuń
    2. No jak gdzie, nick wystarczy kliknąć.

      Usuń
    3. Kliknąłem. Ale masz fajoski blogas. Będę częściej wpadał :)

      Usuń
    4. I dodaj mnie do blogrolla, to ja dodam Ciebie :D

      Usuń
    5. Albo przejdźmy już na ten wyższy poziom. Wiesz, lajk za lajk, fid za fid, kontent za kontener :D

      Usuń
    6. Za kontenery i ich kontent od lipca odpowiada gmina:PP Ale możemy się wymienić banerkami albo bańkami z nalewką:)

      Usuń
    7. Rypłem się, bo miało być "za transporter", ale ponieważ nie spożywasz za wiele, to pewnie pójdziesz z interpretacją w kierunku militariów :P

      Usuń
    8. Transporter odpada, aż tyle nalewki nie mam:P

      Usuń
  3. Ja się tak nie bawię! ZWL napisał już wszystko, co ja chciałam zamieścić w swoim komentarzu!:D

    (a tak poważnie i na marginesie: też mam problem ze zniesieniem Hanny B., ale ostatnio dawno jej nigdzie nie widziałam, więc trochę mi się poprawiło. Powinnam chyba poczytać jej książkę, w ramach wspólnoty doświadczeń: własna Matka - na moje pytanie, jak to możliwe żeby wyhodować tak grube dziecko, jak to którym byłam w niemowlęctwie, wyznała całkiem niedawno: "bo Ty tak fajnie sapałaś, jak jadłaś!")

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Po więcej szczegółów i foty zapraszam na mój blog:D

      Usuń
    2. @momarta A może książkę napisz? Wstęp elegancki już masz. Na tyle dobry, że się poplułem :D I dołączam do prośby przedpiścy o bezpośredni odnośnik do fot :)

      Usuń
    3. Foty wstawię gdy będę tworzyć fanpejdża, co by zyskać na wejściu tysiące lajków. To dopiero będzie, łał!:P
      (ale do blogrolla to mógłbyś mnie dodać!:D)

      Usuń
    4. Niedobry blogger przestawił widżet z obserwowanych na ręczne dopisywanie :( Mea culpa, mea bardzo wielka culpa. Naprawione. A pejcza zalajkuję. Dawaj :)

      Usuń
    5. No!:D W ramach rewanżu mogę dodać Cię do mojego blogrolla po raz drugi, chcesz?
      Z pejczem jeszcze poczekam. Żeby tak w poniedziałek, przed południem? No nie, za bardzo wstydliwa jestem...

      Usuń
    6. Miałem napisać pieprzny komentarzyk odwołujący się do głównego bohatera przeczytanego właśnie "Uwikłania", ale sobie daruję. Sprokuruję wpis i wtedy nadmienię :D

      Usuń
    7. Prokuruj, prokuruj - "Uwikłanie" czytałam, ciąg dalszy niestety też; zdanie mam wyrobione aż nadto, chęć dodania pieprznego komentarzyka nie dziwi mnie więc:)

      Usuń
    8. Ale dlaczego niestety? Bo ja się już zaopatrzyłem :) Tylko, że mnie jakby Sandomierz u Miłoszewskiego interesuje. A, powiedz mi jeszcze czy to taka cegłówka jest (2 część), czy też mi tablet liczbę stron przekłamuje? :)

      Usuń
    9. Mnie Sandomierz interesuje mniej, bo mam do niego zdecydowanie zbyt daleko; ale faktycznie, w drugiej części jest go całkiem sporo.
      Dzieło jest grube (w papierze 397 stron), ale czyta się szybko.
      Mój stosunek do książek "branżowych" jest specyficzny, więc się nie sugeruj. Z dwojga złego wolę jednak część pierwszą, a zdecydowanie najbardziej (i tu nawet powiedziałabym, że gorąco polecam) - "Domofon"!

      Usuń
    10. To ja może zrezygnuję z czytania o narowach Szackiego i zerknę na ten "Domofon", bo Legimi też ma w abo :)

      Usuń
    11. To ja tylko przezornie napomknę jeszcze, że nie twierdzę wcale że "Domofon" to Wielka Literatura jest. Ale w kategorii "czytadeł" - znakomite! I straszne, że strach się bać!:P

      Usuń
    12. Ale wiesz, że ja rok 2013 postanowiłem przepędzić pod znakiem lektur nic do mojego małego rozumku niewnoszących? Więc będzie jak znalazł. Ale kiedyś tam, bo na razie zacząłem, jak widać, Yrsę i po 40 stronach zastanawiam się czy to dobry pomysł, żeby ją dziś w nocy kontynuować. Dubla "Domofonem" mogłoby serduszko nie wytrzymać :P

      Usuń
    13. Mi by się dziś przydało walnąć czymś mocnym, bo za chwilę zasnę nad kompem i papierami. Yrsa o fantastycznym nazwisku jakoś mnie jednak nie pociąga. "Domofon" nie jest chyba aż tak straszny, zwłaszcza dla osób nie zamieszkujących wieżowca z windą:)

      Usuń
  4. o widzę, że nie tylko ja byłam grubym dzieckiem! (tylko że mi po latach ten stan wrócił, niestety)
    Bakuły miałam chyba "Idiotkę" i gdzieś opchnęłam, bo po tym rajdzie medialnym też znieść coś nie mogłam, więc nie wiem czy chcę coś innego.
    Ale oczywiście fajny blog, zapraszam do mnie i co tam się jeszcze...
    ("cze skąd klikasz?" to nie tu się pisze, nie?)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wolę określenie "przy kości" :) Całe szczęście w podstawówce dostałem hormonalnego kopa od dołu i wyskoczyłem w górę, osiągając około 7 klasy obecne dwa metry, więc tłuszczyk rozłożył się do tego stopnia, że z miłego grubaska stałem się tyką :)
      PS. Klikash! Ortografii się nie zna. Ale i tak będę wpadał :D

      Usuń
  5. Bo Hania w wersji młoda niegniewna dobra jest, druga część nawet jeszcze lepsza. Wyśmienity polepszacz nastroju na byle jakie pory roku, jak na ta aktualna.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ucieszyłaś mnie wieścią, że "dwójka" lepsza, bo w tym roku mam zamiar wchłaniać tylko pozycje rozrywkowe, za nic mając własny rozwój.

      Usuń
  6. Smakowity kawałek nam zafundowałeś, bardzo mi się podoba taki styl opisywania wspomnień. Że też ja nie jestem w posiadaniu takich barwnych wspomnień. Jedno z moich pierwszych, ale cholera go wie, ile ja wtedy lat miałam. Jestem u babci na wsi, zima, bujam się w takiej huśtawce montowanej na hakach do futryny drzwi, i oglądam w TV małego delfina Uma. Kurczę jak ja lubiłam tę bajkę :)

    grendella

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja właściwie z dzieciństwa nie pamiętam nic oprócz jakichś migawek.
      PS. A pamiętasz Mikrobiego? :)

      Usuń
    2. A jak! I Załogę G też :)

      Usuń
  7. Jakoś mi ta Bakuła w telewizorni w oko nie wpadła (fakt, że od paru lat poza Eurosportem od czasu do czasu nic nie oglądam...) wiec i znielubić jej nie miałam kiedy.
    Tej książki nie czytałam, ale znam kontynuację "Hania Bania. Tornado seksualne" i polecam - rodzina dalej w formie, Hania dalej się niemożebnie opycha, chociaż pod wpływem płomiennych uczuć postanawia się odchudzić. A i wierzy, że od pocałunku zachodzi się w ciążę...

    I oczywiście tak jak poprzednicy: Fajny blog i zapraszam do mnie, bo mój też fajny;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszy mnie to co piszesz, bo przeczytawszy ostatnio, że czytanie paszy literackiej (kryminały, książki do śmichu, itp.), to w zasadzie nie czytanie, bo nie rozwija, w ramach protestu postanowiłem w tym roku czytać w większości właśnie rzeczy lekkie i totalnie nie rozwojowe. Bo tak! Więc druga Baniu, wkrótce nadchodzę :D

      Usuń
  8. Oj, Hania bania to moje dzieciństwo, nie w sensie dosłownym, ale czytelniczym oczywiście. Moja koleżanka powiedziała mi kiedyś; "wiesz, jak wreszcie pojawią się w twoim domu wnuki, wrócisz do lat szczenięctwa i z zakurzonego strychu wyciągniesz wszystkie Twoje zakurzone książki z dzieciństwa". No cóż, póki co dzieci są już dorosłe, więc jakiś etap powrotu do książek z przeszłości mam już za sobą, teraz czekać mi pozostało na kolejny etap.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. U mnie chłopy jeszcze małe, ale też funduję sobie powroty w klasykę młodzieżową. I choć nie wszystkie są fajne, to jednak w większości jest miło. Ba, oprócz nostalgicznych lektur zacząłem testować też nowości dla nastolatków. O dziwo, z całkiem niezłym skutkiem :D

      Usuń
  9. No cóż mogę tylko podpisać się pod ZWL i momartą (wspólnota nietrawienia H.B.), bazylem, momartą i zakurzoną (wspólnota doświadczeń z utuczeniem w dzieciństwie). No i oczywiście - fajny blog(asek) i oczywiście ....

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam taką teorię, że babcina troska o napchany kałdunek wnuków wynika z wojennej traumy. Mowa oczywiście o babciach przedwojennych, bo u tych współczesnych to nie wiem :)
      PS. Nie fajny, tylko słitaśny :P

      Usuń
  10. Jakoś z tego opisu przebija się do mojej świadomości najbardziej (pod płaszczykiem ironii narratorki) samotność, niezrozumienie i w sumie chyba nieszczęśliwe dzieciństwo małej dziewczynki. Ale może ja przewrażliwiona jestem. Pozdrawiam Bazylu.
    PS: Twój syn chyba zadowolony, bo w niedzielę Bartman pokazał całkiem niezłą formę :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie jesteś, bo gdzieś z tyłu głowy ma się podczas lektury wzgląd na to o czym piszesz. Niemniej jednak, skoro autorka postanowiła na wesoło, to czemu mam się nie pośmiać? :)
      PS. Nie oglądał, bo był u koleżanek swych najlepszych i go wciągła zabawa :)

      Usuń
  11. Pisałeś, że znajdziesz, i znalazłeś. :)
    Mnie Hania wpadnięta do szamba po dziś dzień w oczach stoi.

    Druga część też dobra, ale też tam smuteczki przebijają spod podszewki. Chcesz w papierku? Bo mam i się kurzy, wystawiłam na fincie, ale zainteresowania brak.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Trochę mi zeszło, ale jak widać Bazyl nierychliwy, ale słowa dotrzymujący. Za papier dziękuję, bo mam na tableciku. Właśnie zacząłem "Tornado ...", więc zobaczymy :)

      Usuń
    2. Tornada nie znam jeszcze, poczytam Twoją opinię :)

      Usuń

"Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników je zamieszczających. Prowadzący bloga nie ponosi odpowiedzialności za treść tych opinii."