środa, 4 września 2013

"Niestety wszyscy się znamy" Bohdan Smoleń, Anna Karolina Kłys

Na początek scenka rodzajowa, która w jakiejś części tłumaczy dlaczego sięgnąłem po ten wywiad rzekę z ikoną polskiego kabaretu lat 70’ i 80’.
Otóż mamy rok pański osiemdziesiąty któryś. W pewnym nowohuckim mieszkaniu, pewien spędzający wakacje u cioci nastolatek wyciąga z szafy szpulową unitrę i dwie taśmy. Nawija, sprawdza, odpala i razem z głosem płynącym z głośników szepcze pod nosem: “Aaa tam, cicho być! Ty pindo jedna!”. I tak wspólnie, aż do końca odtworzenia. Później druga szpula i znów: “Siostra niejednokrotnie przełożona... przeze mnie... przysyła mnie na ergoterapię.”. Nie pamiętam ile było tych odtworzeń, ale z pewnością sporo, bo większość tekstów z czterech programów, które odtwarzał ten starożytny ipod, pamiętam do dziś. I choć jako dziecko nie łapałem podtekstów, kontekstów i dodatkowych smaczków ukrytych między wierszami, to jednak śmieszył mnie pan Bohdan niesamowicie. A już przy słynnym “Ege szegedre ciokolo masajo osto kudo chojo todo buroki!”, pękałem wprost ze śmiechu.
Lektura “Niestety wszyscy się znamy” tak wesoła nie jest. Bo w w rozmowach z Anną Karoliną Kłys, Bohdan Smoleń zdradza kulisy estradowej kariery, opowiada o życiu artysty kabaretowego, jego blaskach i cieniach, a tych ostatnich jest moim zdaniem zdecydowanie więcej. Mówi też o godzeniu roli bożyszcza tłumów z obowiązkami męża i ojca. Napomyka o niesnaskach między zespołem Teya i Zenonem Laskowikiem, ale też o świetnych imprezach, które były ich udziałem. Ta szczera rozmowa pozwoliła mi inaczej spojrzeć zarówno na fenomen tego poznańskiego kabaretu jak i samego bohatera rozmów. Małego facecika z sumiastym wąsem, który gdy tylko pojawiał się na scenie, wywoływał huragan śmiechu wśród zgromadzonej publiczności. I wcale nie musiał przy tym mieć na głowie chustki w kwiaty, choć wiadomo, że co jak co, ale pani Pelagia wyszła mu nad podziw dobrze. Dzięki niej mogłem zobaczyć jaka droga zaprowadziła wiecznego studenta Wyższej Szkoły Rolniczej w Krakowie do podpoznańskiej wioski Baranówko, gdzie ma siedzibę założona przez niego w 2007 roku fundacja. I postarać się zrozumieć, co spowodowało, że bon vivant, imprezowicz i ulubieniec scen, stał się człowiekiem, który pytany czego oczekuje od ludzi, mówi: "Spokoju".
W trakcie jednej z rozmów pada stwierdzenie: "Kiedy ludzie cię spotykają, mają wobec ciebie jasno określone oczekiwania: żebyś ich rozśmieszał, żebyś był dowcipny, żeby były jaja.". Nie podchodźcie do tej książki w ten sposób. To nie kabaret, w którym występował bohater, a jego życie. I jak to w opowieści o życiu są historie zabawne, anegdoty (np. ta o rozmowie dwóch generałów, z których jeden podczas odcedzania kartofelków rzuca: ”Ci dwaj to dopiero dopierdalają, szkoda, że się śmiać nie wolno”.) i wice, ale są również wielkie dramaty, a tych akurat los panu Bohdanowi nie szczędził. Nie szukajcie jednak taniej sensacji, bo jej tu nie znajdziecie. Weźcie książkę do ręki i posłuchajcie tej interesującej rozmowy dwójki znajomych. W ten sposób będziecie mogli przestawać z bohaterem wywiadu, jednocześnie nie będąc jednym z "ktosi", których pan Bohdan nie lubi, bo:
"Przez to, że kiedyś zdobyłem popularność, to teraz zawsze się znajdzie ktoś, kto będzie mnie bratersko poklepywał, bratersko obejmował. Bratersko częstował. Cokolwiek powiem na nie, to obraza. A ja jestem człowiek nikczemnego wzrostu. Jak mnie po kolei pięć osób pierdyknie w plecy, to mnie boli."
A ja bym nie chciał, żeby pana Smolenia bolało.

20 komentarzy:

  1. U nas były dwa programy na taśmie Stilon Gorzów:P "Nie oglądaj telewizji, bo będziesz mieć w głowie glizdy" stało się rodzinnym zawołaniem. Szkoda, że wywiad na smutno.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To nie jest tak, że całkiem na smutno. Ale jest w tych rozmowach sporo melancholii, tęsknoty za starymi czasami i niechęci do nowych. Przynajmniej ja to tak widzę. Jest też żart, cięty język i troszkę anegdot.

      Usuń
    2. Melancholię mam we własnym zakresie, prędzej na tę anegdoty bym się połaszczył.

      Usuń
    3. To lepiej odpal YT i pooglądaj stare programy Teya i Pod Spodem :)

      Usuń
    4. No to z głowy sobie odpal :) Dla mnie pan Bohdan na wizji to kabaretowa wartość dodana. Jak i młody Rudi Schuberth w "Na zapleczu" :D

      Usuń
  2. Ech, wspomnienia z młodości odżyły!
    Tylko zastanawiam się, czy warto je odzierać z tego infantylnego uroku i sprowadzać na ziemię...?
    Swoją drogą czytałam niedawno inny wywiad z p. Smoleniem, przykre to wszystko. Bo też bym nie chciała, żeby go bolało.
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Decyzja należy do Ciebie. To zgorzknienie troszkę jednak tu i ówdzie wyłazi, a i zajrzenie za kulisy ówczesnego (70', 80') show-biznesu dobrze człowiekowi nie robi. Jak już pisałem, nie jest to wesoła lektura.

      Usuń
  3. Ja słuchałem na kasetach magnetofonowych:) Ale tak samo jak ty znałem na pamięć wszystkie kwestie z tych programów. Śmiałem się do rozpuku, ale jeszcze bardziej śmiałem się gdy obejrzałem te programy razem z ojcem, który był mi łaskaw wyjaśnić wiele smaczków z tych programów, a które po wyjaśnieniu powodowały wielkie zdziwienie i szacunek, że oni tak w tamtych czasach sobie żartowali rzucając bardzo odważne aluzje do rzeczywistości PRL.
    Z wiadomości, które krążą po sieci Fundacja Pana Smolenia przeżywa kłopoty finansowe, trzeba będzie ją wesprzeć choćby i złotóweczką. A książkę postaram się przeczytać jak najszybciej, bo Twój opis wskazuje, że jest tego warta.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No i widzisz, ten szacunek dla odwagi zostaje zestawiony z tym co mówi bohater wywiadu, wskazując że wykonawcy zdawali sobie sprawę z tego, że będąc niejako wentylem bezpieczeństwa, rozbrajali śmiechem, to co władza życzyła sobie rozbroić i w sposób dozwolony przez cenzurę. Wiadomo, że podczas występów na żywo można było, żeby pozostać przy generalskim określeniu, "dopierdolić" coś od siebie i oni to robili, ale reszta, to programy mające pokazać, że władza też ma poczucie humoru i potrafi śmiać się sama z siebie. W pewnych, określonych ramach oczywiście.

      Usuń
    2. O proszę bardzo, czyli ktoś inteligenty we władzach partii zasiadał i wiedział, że ludzie potrzebują odskoczni i chwili wytchnienia.

      Teraz to muszę tę książkę zdobyć.

      Usuń
    3. Ponoć władza rozumiała, że skoro nie może sobie kupić społeczeństwa pełnymi sklepami, to musi poluzować w innym miejscu. I tak sklepy mieliśmy puste, za to byliśmy najweselszym barakiem w obozie socjalistycznym:)

      Usuń
    4. Aż ciekaw jestem, jak to było w innych państwach obozu. Czy tam też estrada, a w szczególności kabaret, pełniły rolę upuszczaczy pary??

      Usuń
    5. Pojęcia nie mam. Słyszałeś o jakimś czeskim albo enerdowskim kabarecie?:P

      Usuń
    6. Nie. Podobnie jak o węgierskich, bułgarskich czy rumuńskich. Przy czym to właśnie brak wiadomości o czeskich zaskakujący jest chyba najbardziej.

      Usuń
    7. Czesi mieli pełne sklepy i Pod jednym dachem, a NRD pełne sklepy i rewie w Stadtpalast w Berlinie:P

      Usuń
  4. Popatrz, z kaset to może nie, ale pamiętam z programów TV gdy w zamierzchłych czasach, pacholęciem będąc ;), jeszcze miałam odbiornik TV w swoim pobliżu (bo aktualnie najbliżej to u sąsiadów). Niektóre teksty, mimo, że nie znałam ich jak Ty na pamięć, to jednak wryły się głęboko w świadomość, a najdobitniej pani Pelagia jednak :)
    To teraz sobie spokojnie poczekam, aż moja biblioteka zakupi tę rozmowę :D
    ps. Szalenie mi się podoba Twój postulat pod wpisywanymi komentarzami! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nasi rodzice mieli Starszych Panów, my (piszę o moich rówieśnikach), teoretycznie mieliśmy Olgę Lipińską, ale jakoś tak się zadziało, że z jej kabaretu pamiętam tylko: "Panie Mareczku, grać?!" i kreację Gajosa jako Tureckiego, a i to kiepsko. A teksty pana Bohdana - dużymi partiami i to łącznie ze specyficznym akcentowaniem (ergoterapie).
      Jaki postulat? Ja się w politykę nie mieszam :P

      Usuń
  5. W moim rodzinnym domu bardzo ceniło się Smolenia, mnie też weszło w krew. Nie dziwię się, że przeszkadzają mu pierdyknięcia w plecy, sama bywałam zniesmaczona, kiedy próbowano mu stabloidyzować życie prywatne. Książkę bardzo chętnie przeczytam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cóż począć, jeśli w dzisiejszych czasach powodem do zagoszczenia na łamach kolorowej prasy jest, dajmy na to, złamanie obcasa przed wejściem do knajpy, a pana Bohdana, nie da się ukryć, dotykały wielkie tragedie. A co się najlepiej sprzedaje? Ostatnio znów "zaistniał" przy okazji kłopotów finansowych swojej fundacji :(

      Usuń

"Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników je zamieszczających. Prowadzący bloga nie ponosi odpowiedzialności za treść tych opinii."