piątek, 27 września 2013

"Wiersze dla dzieci" Julian Tuwim - wyd. Egmont

Na blogu Czytanki-przytulanki autorka prosi: "Niech podniosą rękę ci, którzy swoim pociechom czytają wiersze...", więc odpowiadam na apel i kończynę swą górną podnoszę, jednocześnie stając niejako w opozycji do stwierdzenia, że "żyjemy w czasach fabuły", a wiersze to "zbyt krótkie (...) formy, by miały szansę zatrzymać się na dłużej w naszych głowach". W naszych, dorosłych, zajętych myśleniem i kombinowaniem jak tu do pierwszego i co jutro na obiad, być może tak (choć i tu mocno bym polemizował), ale w dziecięcych? Nigdy! Klasyka wciąż trzyma się mocno na swoich, moim zdaniem, niezagrożonych pozycjach, ale nie powinna się czuć zbyt pewnie, bo świeża krew naciera z prawdziwym zaangażowaniem i dużym talentem. Dziś jednak będzie o klasyce.
Korzystając z okazji, że rok 2013 został ogłoszony rokiem Juliana Tuwima, postanowiłem uzupełnić biblioteczkę chłopaków o zbiór jego wierszy dla dzieci. Wiem, wiem, powinienem zrobić to dużo wcześniej, a nie szukać, choćby tak zacnego, pretekstu, ale tak się jakoś złożyło, że do tej pory wystarczały nam pożyczki. No właśnie, wystarczały, aż w końcu doszło do sytuacji, w której dziecko chce, a w domu nie ma. No to już jest, choć droga do zakupu prowadziła długa, zawiła i najeżona przeszkodami, bo jaki Tuwim w swych wierszach jest, to wiadomo, ale jak jego poezję oprawił ilustrator, to już rzecz niepewna. A że prawie każde wydawnictwo chce mieć "swojego" Tuwima, jest w czym wybierać. Postanowiwszy znaleźć złoty środek między "pastelową paletą barw", a artyzmem, który rozczytać może twórca dzieła i wąskie kółko koneserów, postawiłem na "Wiersze dla dzieci" Egmontu z ilustracjami Daniela de Latoura. Dlaczego? Już śpieszę wyjaśnić.




Wiersze Tuwima, to dla mnie i dla moich synów przede wszystkim jedna, wielka radocha. Szeroki uśmiech wywołują zarówno: biegający z obłędem w oczach i rozwianym włosem, i poszukujący okularów - pan Hilary, wbijający namiotowe śledzie w nozdrze wieloryba - Pan Maluśkiewicz czy też koziołkująca po trawie ekipa, która ad hoc skrzyknęła się, by wziąć udział najpierw w rwaniu (rzepki), a potem w podnoszeniu (się, z ziemi). Zwracamy co prawda uwagę na walor edukacyjny zawarty choćby w historii Grzesia i jego cioci, ale równocześnie chichramy się z niczym nieposkromionej wyobraźni kłamczuszka. Po co o tym wszystkim piszę? Żeby powiedzieć, że pan Daniel de Latour idealnie wpisuje się w moje wyobrażenie na temat wizualnej strony wierszy pana Juliana. Od razu spieszę donieść, że nie mam żadnych uprawnień, by się o pracach graficznych wypowiadać. Ba, nie dysponuję nawet na tę okoliczność stosownym słownictwem. Będzie więc po amatorsku, od serca.



Frywolna, acz momentami dzika kreska, którą pan Daniel kreśli scenę wyrywania opornego warzywa poparta odpowiednią, pełną stękań i ocierania czoła, deklamacją, to spółka zapewniająca sukces "Rzepce". Ta sama dzikość, ale i podobna frywolność (atleci) jest w ilustracjach do "Lokomotywy". Dwa przymiotniki? Słabo, nawet jak na amatora.  Dorzućmy zatem "zabawne", bo Pan Maluśkiewicz z bicyklem oraz kaczki z "Trudnego rachunku", wywołują za każdym razem paroksyzmy śmiechu moich dzieci, a i mnie bawią wciąż i wciąż.



Żeby nie było jednak zbyt kolorowo, to opeer należy się za układ graficzny zbioru. Typografia, bo tak się to chyba nazywa, jest pod psem. Zarówno czcionki, które są aczytelne, i nie piszę tu jedynie o swym sfatygowanym wzroku, ale i o młodych oczach docelowej grupy odbiorców poezji pana Juliana, jak i rozmieszczenie tekstu oraz obrazu na stronach, to moim, jak już zastrzegłem, laickim okiem, duże, ale na szczęście jedyne, minusy publikacji.



Zatem czytać mili Państwo, bo choć do mistrzostwa interpretacyjnego Ireny Kwiatkowskiej w "O Grzesiu kłamczuchu ..." pewnie nam wszystkim daleko, to dla naszych dzieci, to my jesteśmy najlepszymi deklamatorami. A przy okazji damy tym wspaniałym strofom "szansę zatrzymać się na dłużej w naszych głowach".

36 komentarzy:

  1. Od dzieciństwa jestem fanką wydania wierszy Tuwima z ilustracjami Olgi Siemaszko. Ilustracje pana de Latoura (przynajmniej te, które prezentujesz) są jednak co najmniej tak samo znakomite!
    Czy to jednak uchodzi kupować drugie wydanie tych samych wierszy tylko dla ilustracji? Zwłaszcza, że za drugim powinno pójść i trzecie, bo właśnie i Wytwórnia wznawia swój dużo bardziej graficznie awangardowy zbiór:((

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chrzanić konwenanse i pustą kieszeń. Jak już wspomniałem, Tuwim jest jeden, ale sposobów jego podania - tysiące. Umówmy się tak, że ja sobie sprawię Siemaszko, bo nie mam, a Ty de Latoura. :D A co do wydania Wytwórni, to poczekam na głosy eksperckie, żeby choć trochę się zorientować co o nim myślę :P

      Usuń
    2. momarta, ja powiem więcej: nas wiele wydań jednego wiersza ratuje przed nudą podczas piętnastokrotnego czytania Kaczki Dziwaczki :D Te ilustracje ogromnie mi się podobają!
      Wiersze oczywiście czytamy, zwłaszcza że z racji wieku znacznie lepiej przykuwają uwagę mojego dziecka niż proza. Na efekty nie trzeba było długo czekać, jakiś czas temu, bawiąc się w piaskownicy, moje dziecię ni z tego ni z owego oświadczyło wszem wobec: "A to krowa!". I za chwilę dodało: "A to świnia!"...

      Usuń
    3. Zgadzam się. I tak na przykład u nas "Abecadło" zilustrowane przez pana Butenkę nie zostało zdetronizowane przez wersję pana Daniela. Faktem jednak jest, że w tym pierwszym przypadku, to samodzielna publikacja, a więc i pole do popisu większe niż gdy do dyspozycji ma się jedną stronę :)
      A ta piaskownicowa deklamacja, to mam nadzieję w powietrze, a nie do koleżanki na przykład i chryi nie było ? :D

      Usuń
    4. Uchodzi :)
      To pisałam ja, właścicielka czterech różnych Lokomotyw i dwóch zestawów Broniewskiego....
      O, Broniewski jeszcze jest.
      Też staroć...

      Usuń
    5. W powietrze, w powietrze, ale dzieci i tak wokół sporo i babcie się dziwnie patrzyły...

      Usuń
    6. @momarto Sama widzisz :) Nie krępuj się :D

      Usuń
    7. Czuję się przekonana! A paragon skserować i przesłać każdemu z osobna, czy na Twoje ręce Bazylu, żebyś sam mógł zająć się, pardon za brzydkie słowo, egzekucją?:P
      A historia Książkozaura przednia! To w takich właśnie sytuacjach najbardziej rośnie serce czytającego rodzica. Kogo zaś interesuje, co dzieje się wówczas z sercami przypadkowo znajdujących się wokół piaskownicy babć, phi!:))

      Usuń
    8. Z buchalterią to proszę ode mnie z daleka. Mnie cyfry mącą umysł (jakby można jeszcze bardziej, phi!) :D

      Usuń
  2. Odpowiedzi
    1. Bombowe! Kurczę, a mogłem użyć :) Rzeczywiście, takie są. Jest na nich ruch, jest w nich pazur, jest mnóstwo radości z ich oglądania. Dlatego po długich wahaniach, to właśnie ten, a nie inny (Siemaszko), zbiorek wylądował u nas na półce i jest katowany przez ojca dzieciom na zmianę z bibliotecznymi :( "Andronami" pana Jana :D

      Usuń
  3. ja czytam także:) Mój dwulatek uwielbia Tuwima, od miesiąca jest na tapecie, mamusia zna na pamięć wiersze :D
    Pięciolatka raczej w wierszach nie gustuje, woli treściwsze książki:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. U mnie też Młodszy większym fanem, choć sam de facto pięciolatek. Widocznie starsi przeszli na ciemną stronę mocy, gdzie czai się już tylko proza życia. Szkoda, że tak wcześnie :(

      Usuń
  4. A czemu nie pokazałeś tego fatalnego układu? U nas Tuwim z ilustracjami Szancera oraz gromadka przypadkowych tekturowych książeczek z ilustracjami koszmarkami:) A wierszyki się czyta, zupełnie nie wiem, skąd poczucie, że to przeżytek.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pewnie, że się czyta! Brzechwę, Tuwima, Kerna...i inne.

      Usuń
    2. @ZwL Miałem dosyć intensywny weekend i nie zdążyłem poprawić tych niefajnych zdjęć z komórki, ale obiecuję poprawę. Co do układu to, w większości przypadków, tekst do lewej, obraz do prawej. To, wraz z kilkoma nieczytelnymi czcionkami, utrudnia odbiór (Sąsiadka, której książkę okazano, stwierdziła, że miejscami nie da się czytać), ale ponieważ ilustracje wymiatają, to przymykam na to oko, a info zamieszczam dla tych mniej gruboskórnych estetycznie :D I też nie wiem skąd przekonanie, że wierszy się nie czyta. To już raczej obstawiałbym, że jeśli się nie czyta, to w ogóle :(
      @Agnesto Czyli klasyka. A coś "świeżej krwi"? :)

      Usuń
    3. Bo to tera, panie dziejku, taka moda, wymyślić se, że ludzie nie czytają dzieciom/nie czytają dzieciom wierszyków/nie czytają w ogóle, a potem pisać alarmistyczne teksty:P

      Usuń
    4. A my, z cicha pęk, robimy swoje :) A jakie kolega czyta dzieciom wiersze oprócz klasyków? Bo może będzie okazja zaalarmować, że nie czyta się młodych twórców, tylko samą konserwę :P

      Usuń
    5. Starsza sobie czyta sama, na szczęście:) Młodszej się czyta to, co akurat w łapkach przyniesie, z wierszy jej wpada głównie ABC Strzałkowskiej. Zdecydowanie nie jesteśmy awangardą i propagatorami młodych twórców:P

      Usuń
    6. Tego pierwszego szczerze zazdroszczę. U nas Wechterowicz, Gellner, Frączek, ale tak na dobrą sprawę, klasyczna fraza rzondzi :P

      Usuń
    7. To pierwsze to lata mojej ciężkiej pracy, psychologicznych podchodów i podsuwania różności do czytania. Kto by pomyślał, że zaskoczy na Tytusie, Romku i A'Tomku:P

      Usuń
    8. Klasyka rządzi, bo jest dobra, czego nie można powiedzieć o newsach.
      Współcześni Poeci-Dla-Dzieci, o ile zaliczyli wszystkie lekcje z rymu (czasem, mam wrażenie wielokrotnie np. p. Gellner), o tyle z rytmem i sensem gorzej. Ja tam się boję otwierać współczesne wierszowania... Chlubny wyjątkiem Wechterowicz.
      A co mi się "nowego" spodoba, to i tak okazuje się, że staroć jednak.
      U nas pan Julian z panem Janem to podstawa. Dopuszczamy p. Wawiłow, Grońskiego, Stannego Chotomską.

      A delatourowy Tuwim i u nas jest, bo lubię i jak Ty przymykam, choć układ graficzny rzeczywiście boli. I te piżamowe okładki...

      Usuń
    9. Mógłbym oczywiście otworzyć w tym momencie okienko do dyskusji pt. "Czy wiersz dla dziecka musi mieć sens?", ale w sumie po co? Co do rytmu, to już rzeczywiście sprawa poważniejsza i tu mistrzostwo duetu Jan i Julian niepokonane. A tak w ogóle, to niezrażony okładkami przywlokłem wczoraj "Piękną i mądrą bajkę ..." państwa Pawlaków :D

      Usuń
  5. No właśnie. Typografia tej serii Egmontu jest fatalna i choć ilustracje pana de Latour kuszą, nie kupię za skarby świata, bo bolą mnie zęby od patrzenia. Swoją drogą wychodzi tytuł za tytułem i nikt w Wydawnictwie zdaje się nie zważać na głosy krytyki dochodzące z różnych stron. Dziwne.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ilustracje są tak bardzo z mojej bajki, że przymknąłem oko na niedogodności w postaci dziwnych fontów i reszty :D

      Usuń
  6. my mamy w domu wiekowego już i nadgryzionego zębem czasu Tuwima z ilustracjami Olgi Siemaszko- ale ponieważ to już trochę 'zabytek' to boję się, że rączek mojego dwulatka nie przetrwa ( pomimo tego, że mama dmucha i chucha na swój egzemplarz z dzieciństwa). Poszukuję więc nowego egzemplarza do domu i kusi mnie ten serii Egmontu, kusi tymi swoimi ilustracjami... tak czy owak dla mojego malucha najlepiej jakby mama nauczyła się całego Tuwima na pamięć i recytowała na spacerach i w autobusach;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To mama jeszcze nie zna?? :P A Tuwim z ilustracjami pani Olgi wciąż jest w sprzedaży w wydaniu, chyba, Prószyńskiego, więc nawet nie trzeba szperać po allegrach :)

      Usuń
  7. Ja corce Brzechwe czytam, z ilustracjami Szancera, ten tom Brzechwa dzieciom. Tak ze reke sumiennie podnosze. Na poczatek swietnie sie sprawdzaly te krociutkie o zwierzetach, panterach gubiacych cetki, misiu co to lapy nie chcial podac, a potem troche dluzsze. Tuwima jakos mniej, choc Lokomotywa i Ptasie radio trzymaja sie mocno.
    Ale musze przyznac ze ocenzurowalam i Klamczuchy tej Brzechwowej nie czytam. No skandal normalnie. Ja to bym umiala docenic, gdyby mi dziecko jakies zasunelo "zamiast deszczu u sasiada dzis padala oranzada i w dodatku calkiem sucha" A co poeta na to? Fe nieladnie, fe klamczucha. Przeciez to dziecko nie klamie tylko zmysla i w dodatku z barokowa fantazja - zeby poeta tego nie umial docenic. I w dodatku autor nonkonformistycznej Kaczki Dziwaczki, ktora nawet kucharzowi zagrala na nosie...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale nie uważasz, że pan Jan natrząsa się w "Kłamczusze" z dorosłych, którzy właśnie nie potrafią docenić roli fantazji i fantazjowania w życiu małego człowieka? Przecież ten wiersz jest świetną okazją do wytłumaczenia dziecku czym różnią się wytwory bogatej wyobraźni od kłamstwa. Ja, szczególnie od Młodszego, słyszę takie historie, że beret zrywa, ale nie dość, że nie piętnuję mianem kłamczucha, to jeszcze dokładam do pieca, tworząc równie fantastyczne ciągi dalsze. I tak na zmianę. Nie skreślałbym zatem tego wiersza i nie cenzurował, tylko tłumaczył. I dołożył tuwimowego Grzesia :)

      Usuń
    2. No jakos tego nie widze, zeby sie natrzasal z tego sztywnego doroslego. Ostatnie zdanie nalezy wlasnie do niego. Moze i rodzic niektory potrafi jakas podskorna ironie znalezc, ale dziecku trzeba wytlumaczyc no i oczywiscie tlumaczylam, ze dziewczynka nie klamie, tylko opowiada i zmysla i bardzo ladnie jej to wychodzi. A Grzesia faktycznie musze dorzucic. Psycholog by powiedzial, ze jest to bardzo wiarygodny portret w tym sensie, ze klamiac czesto dodajemy mnostwo detali, jakbysmy sie nie umieli powstrzymac, moze wierzac ze w ten sposob uwiarygodniamy historie :)

      Usuń
  8. Już rocznemu dziecku z powodzeniem wiersze można czytać, bo to rytmiczne i brzmi jak piosenka. Co do interpretacji Ireny Kwiatkowskiej, to i ja jej zazdroszczę, bo kiedy się zawzięłam, by dziecięciu wiersz artystycznie przeczytać, dziecię rzekło: Czytaj normalnie ;) I za każdym razem, kiedy książkę brałam do ręki, dziecię zastrzegało: Ale będzie normalnie? Ilustracje? Ważne. Te tu ;) lekkutkie, dowcipne, w formie stop-klatki. Pyszne! (dwulatka na określenie "pyszna książeczka" usiłowała odgryźć kawałek okładki. ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja się jednak wczuwam i jak na razie nie słyszałem słowa krytyki :) Czyli: przy "Lokomotywie" sapię i dyszę, przy "Rzepce" mało nie dostaję przepukliny próbując uwypuklić trud rwania ... I tak dalej i w tym guście :) Może dlatego, że tak było od zawsze, to dla chłopów takie czytanie to norma? Z drugiej strony Kitek czyta "normalnie", więc ...

      Usuń
  9. Oj, moi rodzice mają chyba do dzisiaj traumę :P
    codziennie czytać dzieciom Kaczkę Dziwaczkę (jednak bardziej brzechwową niż tuwimową ;))
    na zmianę z Lokomotywą ;)

    A ilustracje genialne! Czasem utknę w księgarniach na dziale z książkami dla dzieci i nie mogę wyjść z zachwytu nad niektórymi wydawnictwami.

    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj, poprawiłem, bo zazol okrutny :D Swoją drogą popatrz jak się panowie zlali w jedną całość, skoro tylu odwiedzających nie zwróciło na ten błąd uwagi. Chyba, że naród taki delikatny i po cichu kiwał głową nad moją indolencją umysłową :P U mnie chłopaki jakoś sami po poezję nie sięgają, ale wystarczy, że pojawię się z odpowiednią książką w ręku, zalegają obok i czasem nawet pomagają w recytacji :D

      Usuń
    2. Może ich dzieciaki jeszcze za mało męczą/męczyły tą Dziwaczką? ;)
      Poza tym, faktycznie, zawsze się ich wrzuca do jednego wora :)

      My z siostrą też, mówiłyśmy z pamięci szybciej niż rodzic czytał :P
      a same również do wierszy niechętnie zaglądałyśmy a jak ktoś czytał to i owszem ;)

      Usuń
  10. My także podnosimy ręce do góry! Czytanie wierszy przynosi frajdę i rodzicom i dzieciom. Kto nie pamięta jakiegoś wierszyka z dzieciństwa? Właśnie czytając wiersze dzieci postanowiłam sprawdzić, kim byli ich autorzy. Możesz zapoznać się z moją recenzją książki o Brzechwie, który był geniuszem w pisaniu bajek, ale w poważnej literaturze nie odniósł sukcesu, choć najbardziej tego pragnął. Zerknij na: www.familyliving.pl/brzechwa-nie-dla-dzieci

    OdpowiedzUsuń

"Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników je zamieszczających. Prowadzący bloga nie ponosi odpowiedzialności za treść tych opinii."