piątek, 10 lipca 2015

"Gofrowe serce" Maria Parr

Zachwycony "Tonją z Glimmerdalen" rzuciłem się w odmęty Internetu, żeby namierzyć pozostałe książki Marii Parr. Internet był bezlitosny i zasmucił mnie informacją, że oprócz "Tonji ...", mogę przeczytać jedynie literacki debiut autorki, czyli "Gofrowe serce" właśnie. Szybkie wyszukiwanie w zasobach WBP poprawiło mi nastrój, bo okazało się, że książka jest. I przy ostatniej bytności w progach kieleckiej biblioteki wylądowała w moim plecaku.

Wieczorami wróciliśmy do świata, który znaliśmy już z "Tonji ...". Mała miejscowość położona nad norweskim fiordem. Prom, który przewozi jej mieszkańców do miasta. Silna, dziewczęca bohaterka. Przyjaźnie na całe życie. Świetne relacje dzieci z dorosłymi. Smutki mniejsze, większe i te nie do ogarnięcia. Ale i szaleństwa dzieciństwa (choć nie tylko), które wywołują tubalny śmiech dziecka i rodzica.

Kręciołek, bo tak nazywają najbliżsi chłopca, jest co prawda narratorem opowieści, ale na pewno nie jej główną siłą napędową. Cichy, spokojny, troszkę zachowawczy w działaniach i zamartwiający się, że Lena, sąsiadka z domu obok, nigdy nie powiedziała mu, że jest jej najlepszym przyjacielem. No właśnie, Lena! Torpeda, pocisk, animatorka i mistrzyni zabawy w najlepszym wydaniu. Za nic mająca jej konsekwencje, choćby miała to być złamana ręka, czy upadek z urwiska. Szalona dziewczyna, która imponuje Kręciołkowi, zaraża go swoją energią i sprawia, że chłopiec w jej towarzystwie czuje się po prostu świetnie. W tym miejscu odradzam lekturę "Gofrowego serca" rodzicom, którzy wejście dziecka na drzewo plasują w kategorii "koniec świata, zabije się".

Ten debiut ma w sobie wszystko to, co urzekło mnie w jego następczyni. Humor, celnie wymierzony w przeponę kilkulatka, który wprost zanosi się ze śmiechu, kiedy słucha opisu akcji gaśniczej prowadzonej przez dziadka z użyciem gnojówki. Smutek, nieodłączny składnik ludzkiego życia (jak nie wierzycie, idźcie do kina na "W głowie się nie mieści"), w chwytającym za serce rozdziale o śmierci bliskiej osoby. Opisy przyjaźni, której niestraszna odległość oraz wyrozumiałości i wsparcia, których nie szczędzą rodzice i opiekunowie swoim małoletnim podopiecznym. 

Spotkałem się z opinią, że "Tonja ..." czerpała z "Gofrowego serca" i że są to książki dość podobne. Rzeczywiście, jak piszę wyżej, nie da się tego ukryć. Nie było to jednak dla mnie żadnym problemem, bo akurat w tym przypadku, to żaden zarzut, a rekomendacja. I, zaprawdę powiadam Wam, śpieszcie się udać z dziećmi do Zatoki Pękatej Matyldy. A jeśli moja opinia niewiele dla Was znaczy, to posłuchajcie Staśka.

35 komentarzy:

  1. Macham radośnie, dziękuję i cieszę się, że już też przeczytaliście. Bo to fajna książka jest!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo fajna :) I nie jest wyłącznie słodko pierdząca, tylko jest w niej miejsce, żeby, jak już opanujemy ból brzucha ze śmiechu, spociły nam się oczy przy scenie, w której Kręciołek wyciąga gofrownicę. Chociażby. Dlatego uznałem, że warto o niej wspomnieć i siadłem do wpisu, żeby książka nie spoczęła w Składowisku Wyrzutów Sumienia :P

      Usuń
  2. A ja sobie niedawno ją zakupiłam na KIERMASZU KSIĄŻKI PRZECZYTANEJ, za całe 5 zł chyba. Czeka na wspólne czytanie z Młodszym. Fajny ma format, taki wakacyjny - plecakowy, prawda? Treść jak widzę nas również nie rozczaruje. Zatem już się cieszę na lekturę. Tymczasem kończymy 4 część świetnej serii Z.M.I.A.N.A, którą Wam również polecamy! Lubicie pająki, mrówki, muchy? Nieeee? To koniecznie przeczytajcie te książki!
    Uwielbiacie wszelkie małe stworzenia i nie skrzywdzicie nawet muchy? Koniecznie przeczytajcie tę serię!! :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szkoda, że ja nie mam tyle szczęścia. Nawet aukcję na Alle ostatnio przegapiłem i "Ella ..." poszła za 17 zeta, ech! Temat much letnią porą, jest tematem mocno drażliwym, więc może poszukiwania polecanej serii rozpoczniemy dopiero jesienią :P

      Usuń
  3. Ostrzę sobie zęby na tę książkę. Tyle pozytywnych recenzji czytałam, no i Tonję uwielbiamy!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niby niektóre wątki powtarzają się w Tonji, ale jednak "Gofrowe serce" ma swój własny klimat. Książka do dostania raczej w bibliotekach i na alle :)

      Usuń
  4. Jak tu nie kochać internetów.
    Siedzę sobie, przeglądam blogi, nadrabiam zaległości. Patrzę, Bazyl coś poleca, czytam co. Fajne, myślę sobie. Za kilka dni będę na wsi u mamy, to zerknę do miejscowej biblioteki. Ale zaraz, ja tam zakładam konto do dostępu!
    Loguję, sprawdzam, jest, rezerwuję.
    No proszę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Magia Sieci :) Teraz tylko wypada z drżeniem serca czekać czy się spodoba :P Choć scena z gnojówką jest pewniakiem :D

      Usuń
    2. Mega. Panna młoda gasi lalkę. Tego bym nie wymyśliła w życiu. :)

      Usuń
  5. Już w tym miesiącu będzie nowe wydanie "Gofrowego serca" u Dwóch Sióstr. W tym samym tłumaczeniu, ale z ilustracjami Heleen Brulot. Nie mogę się doczekać, bo obie z córką uwielbiamy Tonję i w ogóle skandynawską literaturę dla dzieci i młodzieży z jej podejściem do wychowania, humorem, dystansem i szczerością.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Śledzę doniesienia z frontu zapowiedzi DS na bieżąco, więc już wiem. Jak tylko ogarnę finanse, kupię sobie komplet. I nawet fakt, że w Tonji Gunvald w wersji Brulot zupełnie nie przystawał do mojego o nim wyobrażeniu, nie zmieni tego postanowienia :)

      Usuń
  6. {poniedziałek, 23 października 2017; "Długi deszczowy tydzień" Jerzy Broszkiewicz} --->
    Tymczasem w Norwegii wyszła trzecia powieść Marii Parr, będąca luźnym sequelem "Gofrowego serca". Powieść ma tytuł"Keeperen og havet" co na nasze przekładałoby się "Bramkarz* i morze". Dwie Siostry kupiły już prawa, Aneta Haldorsen tłumaczy, inszallah będzie na 2019 a może nawet i wcześniej?
    Ja jednak nie miałem zamiaru czekać tak długo, sprowadziłem sobie z Norwegii egzemplarz natychmiast jak tylko się ukazało (co prawda cholerna poczta guzdrała się z dostawą całe 6 tygodni) i gruntownie przeczytawszy sobie zacząłem czytać mojej 10-letniej bratanicy (przekład a vista, albo przygotowywany po rozdziale z góry). Za jakiś czas, za pozwoleniem Bazyla, zamieszczę tu swoje wrażenia z lektury, muszę je tylko jeszcze solidnie ułożyć w głowie by nie wyszedł mi groch z kapustą.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. {uzupełnienie poprzedniego}
      * -- może raczej "Bramkarka"? bądź co bądź, chodzi o Lenę

      Usuń
    2. Recenzja "Keeperen og havet"
      No dobra. Słowo się rzekło, kobyłka u płota. Spróbuję się podzielić wrażeniami z lektury najnowszego dzieła Marii Parr, starając się nie spoilerować nadmiernie, ponad to co konieczne by nie zorientowany w sprawie czytelnik wiedział o co chodzi.
      „Keeperen og havet”, jeśli idzie o bohaterów i miejsce akcji jest sequelem „Gofrowego serca”. Dzieje się jednak około trzech lat później, a to oznacza że bohaterowie są odpowiednio starsi. I jeśli tam mieli po dziewięć do dziesięciu lat, zatem wciąż jeszcze byli małymi dziećmi, to teraz mają 12, czyli są… no właśnie.
      (cd w następnym poście)

      Usuń
    3. (cd z poprzedniego)
      Przedstawmy może wpierw aktorów i scenę.
      Głowni protagoniści:
      Teobald Rodryk Danielsen-Yttergård z racji zbyt wyszukanego imienia powszechnie zwany Kręciołkiem (norw. Trille): Chłopiec refleksyjny i trochę zbyt nieśmiały. Podobnie jak w GS narrator powieści.
      Lena Lid: Sąsiadka i przyjaciółka Kręciołka. Czort nie dziewczyna, wulkan energii i szalonych pomysłów. Córka samotnej matki, od 2 lat w rodzinie patchworkowej (pod koniec GS wydała mamę za mąż). Główna pasja: piłka nożna. Gra razem z chłopakami, na bramce.
      Birgitte: Nowa koleżanka. Pochodzi z Holandii. Dziewczyna jest śliczna, utalentowana artystycznie (i w muzyce i w sztukach plastycznych), w zapyziałe wiejskie środowisko wnosi powiew wielkiego świata i hipsterskich obyczajów, przy tym zupełnie nie zarozumiała i bardzo miła. Dość, żeby nie podejmując żadnych aktywnych starań w tym kierunku, zawrócić w głowie każdemu dojrzewającemu chłopcu.
      Lars Danielsen-Yttergård: Dziadek Kręciołka. Dobiegający osiemdziesiątki rybak. Mimo wieku i emerytury wciąż jeszcze wypływa łowić. Jak twierdzi – zmarniałby, gdyby tego nie robił. Owdowiał młodo i może właśnie dlatego nikt tak dobrze jak on nie rozumie dzieci.
      (cd w następnym poście)

      Usuń
    4. (cd z poprzzedniego)
      Postaci drugoplanowe:
      Reidar Danielsen-Yttergård: Ojciec Kręciołka. Rolnik i marynarz na promie pływającym do miasta na przeciwległym brzegu fiordu.
      Kari Yttergård: Mama Kręciołka. Ostoja rodziny.
      Minda Danielsen-Yttergård: 17-18 lat. Najstarsza siostra Kręciołka. Adoptowana jako niemowlę w Ameryce Południowej (GS).
      Magnus Danielsen-Yttergård: 16 lat. Brat Kręciołka. Typ okropnego starszego brata, który zawsze zjawia się tam gdzie młodszy ponosi klęskę i szyderstwem podwaja nieszczęście.
      Kędziorka (norw. Krølla): Młodsza siostrzyczka Kręciołka. Właśc. Konstanse Lillefine Danielsen-Yttergård, podobnie jak jej brat z powodu zbyt wyszukanego imienia funkcjonuje pod przezwiskiem. W KoH ma 6 lat i właśnie idzie do 1 klasy. Nie cierpi świetlicy, ale mama nie pozwala jej wracać do domu wraz ze starszym bratem i jego koleżanką. Wiadomo, dlaczego.
      Ylva: Mama Leny. Artystka, z powodu przedwczesnego samotnego macierzyństwa musiała przerwać edukację i podjąć pracę ekspedientki w lokalnym sklepie typu szwarc mydło i powidło (GS). W GS wznawia studia. Pod koniec GS córka wydała ją za Izaaka.
      Izaak: Ojczym Leny. Okręgowy lekarz rodzinny.
      Ellisiv: Wychowawczyni klasy Kręciołka i Leny. Lubiana przez uczniów.
      Axel: Dotychczasowy trener piłki nożnej. Zdaniem Kręciołka najmilszy facet na świecie.
      Kai-Tommy: Klasowy samiec alfa. Najmłodsza latorośl piłkarskiej dynastii. Kapitan drużyny. Wróg nr 1 Kręciołka, a zwłaszcza Leny, która w GS go znokautowała za seksistowskie uwagi. Teraz też by chciała, ale już nie może.
      Ivar: Nowy trener. Prywatnie ojciec Kai-Tommy’ego.
      Bulder-Kåre: Stary rybak. W przeciwieństwie do Larsa w jego sieci wpadają tylko małe rybki. Przyjaciel i rywal Larsa za dni ich młodości. Jeden z dziadków spędzających wolne chwile na przesiadywaniu pod sklepem.
      Tore: Drugi bramkarz. Kumpel Kai-Tommy’ego.
      Ponadto osoby, których ujawnienie w tym miejscu mogłoby być już nadmiernym spoilerowaniem.
      Miejsca:
      Zatoka Pękatej Matyldy: Nieoficjalna nazwa lokalna. Miejsce oczywiście fikcyjne, ale z pewnością gdzieś w Sunnmøre. Odległy przysiółek nienazwanej wsi, w którym mieszkają bohaterowie powieści. W GS dwie etymologie nazwy. Lars twierdzi że to od przezwiska pewnej wdowy, która tam kiedyś mieszkała, natomiast Minda na użytek malców zmyśliła legendę… bliźniaczo podobną do legendy którą na użytek turystów wymyślił K. O. Borchardt, kpt. ż.w. („żnaczy Kapitan”, opow. p.t. „Quanto Costo”; legenda Mindy w GS).
      Wieś: Szkoła, kościół, handel, przystań promowa, domy kolegów bohaterów. Jednym słowem – dla mieszkańców ZPM cała potrzebna reszta świata. Droga z ZPM do wsi biegnie między świerkowym lasem a morzem, a jedyne zabudowania pomiędzy, to ponad stuletnie gospodarstwo, które nabyła Ellisiv.
      Miasto: Na przeciwległym brzegu fiordu. Nie nazwane z imienia, lecz jeśli nie 100% fikcyjne, to mogłoby być Aalesund.
      Kobbholmen: Duży szkier u wylotu fiordu, z latarnią morską. Obecnie bezludny (latarnia funkcjonuje automatycznie?), ale przed 60 laty zamieszkały przez rodzinę latarnika. Ulubione łowisko Larsa.
      A skoro już ustaliliśmy, kto i gdzie, to przejdźmy ad rem.
      (ale ad rem przejdę w następnym poście)

      Usuń
    5. Do postaci drugoplanowych należy jeszcze dodać:
      Rognstad: Nauczyciel muzyki. Prawie cała klasa Kręciołka i Leny uczęszcza do niego na lekcje.
      (cdn)

      Usuń
    6. Na zaostrzenie smaku próbka tekstu (w przekładzie własnym):

      (W wieczór drugiego dnia świąt Bożego Narodzenia Kręciołek i Lena wybrali się, pomimo sztormowej pogody, na kolędowanie do wsi. Gdy byli w drodze powrotnej, sztorm zmienił się w huragan.)
      „…Nastała ciemność. Nie mam na myśli zwyczajnej ciemności. Mam na myśli taką ciemność, jak w zamkniętej szafie w ciemnym pokoju do którego prowadzi równie ciemny korytarz. Latarnie uliczne zgasły, iskierki po przeciwnej stronie fiordu znikły, a księżyc ukrył się tak głęboko, jak tylko możliwe. Po omacku podszedłem do Leny.
      Gdybyśmy popełzli naprzód, moglibyśmy zostać zmiażdżeni przez padające drzewo. Gdybyśmy próbowali cofnąć się do wsi, groziłoby nam zmycie do morza. Byliśmy w potrzasku!
      ***
      – Domek Ellisiv! Krzyknęła Lena wprost w moje ucho.
      Czerwona chata to jedyne, co znajdowało się pomiędzy przylądkiem a świerkami. Wiedzieliśmy o tym. Lecz nie widzieliśmy absolutnie niczego, i przekroczenie przydrożnego rowu było niebezpieczne. Nowe uderzenie wichru nadbiegło znad morza. Gdy nieco zelżało, starłem deszcz z oczu i pokręciłem głową próbując znaleźć jakiś punkt zaczepienia. Czyżbyśmy oślepli?
      Wtem pojawiło się coś, co jakby szpilką przebiło ciemność.
      – Tam! Zawołała Lena.
      To musiało być jedno z okien Ellisiv. Może uczyniła latarnię morską ze stearynowej świeczki? Zaczęliśmy brnąć naprzód. Przy każdym uderzeniu wiatru kładliśmy się w rowie. Lecz w krótkich przerwach pomiędzy parliśmy naprzód. Lena pełzła pierwsza, a ja za nią, z workiem. W końcu doszliśmy na miejsce, z którego dom był na wprost nas. Teraz musieliśmy przebiec przez łąkę.
      Zaczekaliśmy aż troszeczkę się uspokoiło, i rzuciliśmy się do biegu. Kilkakrotnie upadaliśmy. Niemożliwe było widzieć, gdzie stawiamy nogi, zaś wiatr wstrząsał nami i uderzał w nas z ogromną siłą. Gdy dotarliśmy do domu, potknąłem się o najniższy stopień i wywaliłem się wprost na schody. Zabolało tak, że aż wrzasnąłem. W ustach poczułem smak ciepłej krwi z nosa. Nowe uderzenie wichru prawie zwiało nas z powrotem na łąkę, lecz w końcu uchwyciłem się klamki. Musiałem użyć całej siły by wiatr nie wyrwał drzwi z zawiasów. Wreszcie wpadliśmy do sieni. Za nami drzwi zatrzasnęły się znów z ssącym hukiem.
      Widok, który ujrzała Ellisiv przerazić mógł niejednego. Dwoje przemoczonych do nitki, zakrwawionych dzieciaków, pośrodku góry czekolady i mandarynek (jak widać, Kręciołek z poświęceniem obronił wór ze zdobyczą, przyp. mój). Pisnęła i chwyciła się za usta. Na szczęście nie była sama. Spoza niej wyglądał Axel, nasz dawny trener. Lena i ja podnieśliśmy się do pozycji siedzącej.
      – Ty tutaj? Powiedziała Lena i spojrzała zdziwiona na Axla.
      – I ty to mówisz! – krzyknęła Ellisiv. – skąd, u diabła, wzięliście się tu, Kręciołku i Leno?
      – Tak, chcieliśmy tylko zaśpiewać wam, ale…
      Lena nie dokończyła. Ja też to czułem. Strach i zimno przemogły nas. Trząsłem się całym ciałem.

      Usuń
    7. Teraz o formie:
      O ile jestem w stanie efektywnie oceniać dzieło, które czytam w języku opanowanym w stopniu, Bogiem a prawdą, umiarkowanym, to wydaje mi się że autorka z każdym kolejnym dziełem dojrzewa literacko. Wprawdzie podczas tych ośmiu lat które minęły od „Tonji” Maria Parr poświęcała się zdaje się przede wszystkim życiu rodzinnemu (ślub, dwie córeczki etc. etc.) jako też sprawom związanym z filmowymi i teatralnymi adaptacjami dotychczasowej twórczości, ale literacko całkiem nie próżnowała (dwie krótkie baśnie dla wydawnictwa „Skald”, opracowanie w języku nynorsk zbioru klasycznych baśni) i z wprawy nie wyszła. „Keeperen og havet” wydaje mi się utworem dojrzalszym nawet od „Tonji” (którą, nawiasem mówiąc, czytałem w obu językach; „Gofrowe…” tylko po polsku). Choć tak jak w „Gofrowym sercu” mamy wiele epizodów łączących komizm z prawie katastrofą (choćby jak ten zacytowany wyżej – inne zaspoileruję jedynie na wyraźne życzenie, chyba że będzie to niezbędne dla dalszego wywodu) to o ile tam stanowiły w zasadzie osobne anegdoty, z grubsza pozszywane w fabularną całość, tu wydarzenia wynikają logicznie jedne z drugich, a wątki splecione są w solidną sieć (zważywszy że rybołówstwo jest tu istotnym tematem taka rybacka metafora wydaje mi się być na miejscu ;) ) w której każdy węzełek znajduje się na swoim miejscu. Konstrukcja ogólnie podlega zasadzie strzelby Czechowa. Treść nie ustępuje jakością formie, więc czyta się dobrze, zwłaszcza że i język i sposób prowadzenia narracji jest żywy i lekki (nie wiem co prawda jak wyjdzie w tłumaczeniu na polski, ja mogę odpowiadać tylko za własne). Pod względem formalnym książka zdecydowanie mi się podoba.
      O treści będzie w kolejnym poście.

      Usuń
    8. W „Keeperen og havet” mamy m.in. pierwsze nastoletnie zauroczenie, zazdrość, konflikt lojalności, ale też dużo piłki nożnej i związanego z nią problemu genderowego: czy dziewczyna może grać w męskiej drużynie? Ponadto relacje rodzinne, konflikty szkolne i generalnie to wszystko, czego należy spodziewać się, towarzysząc przez rok młodym bohaterom. Ponadto kilka śmiertelnie niebezpiecznych sytuacji – jedna z nich pozwoli Kręciołkowi wykazać się prawdziwym bohaterstwem – i nieco komicznych epizodów (jeden stanowi hołd dla Astrid Lindgren). O wartości powieści stanowi nie to co wyliczono tu wyżej, lecz sposób, w jaki autorka to potraktowała i opowiedziała, a z zadania tego wywiązała się znakomicie. Zreferuję teraz główne wątki, tak, by dać pojęcie o czym jest ta historia, bez nadmiernego spoilerowania.
      Lena: ma trzy główne problemy. Po pierwsze nowy trener uważa, że dziewczyna na bramce w drużynie chłopaków to aberracja i de facto odsuwa ją od gry. Za radą Axla (usłyszała ją przy okazji pamiętnego kolędowania w huraganie) zaczyna trenować w żeńskiej drużynie w mieście, ale znajdzie jeszcze sposób by utrzeć nosa Ivarowi (patrz spis osób) i Kai-Tommy’emu. Po drugie: rywalka do uczuć dotychczas najlepszego kumpla. Niby wiadomo, że Birgitte przyjechała tylko na rok, tym nie mniej będzie to okazją do paru gorących epizodów. Wreszcie problem, który chyba ma prawie każda początkująca nastolatka, a nieobcy chyba też i chłopakom: rodzice zdają się ignorować jej preferencje i oczekiwania od życia a w zamian usiłują, jak się jej wydaje, narzucić jej własne. Jak wybić się na niepodległość, nie wystawiając na szwank skierowanych ku niej uczuć najbliższych sobie ludzi?
      (ciąg dalszy w następnym poście)

      Usuń
    9. (ciąg dalszy z poprzedniego)
      Kręciołek: no cóż, chłopak, choć na głos temu przeczy, zakochał się. W Birgitte. Oczywiście, kocha też i Lenę, ale to ten rodzaj miłości który łączy brata z siostrą albo parę starych, dobrych kumpli. Niby tak można, sęk w tym że nowa fascynacja i stara przyjaźń wyraźnie konkurują w jego sercu. Lena ma naprawdę dobry powód do zazdrości. Poza tym (co na końcu powie mu Lena) jak zakochać się, by jednocześnie nie robić z siebie głupca? Chłopiec robi naprawdę mnóstwo rzeczy co do których w innych okolicznościach spasowałby bez wahania, tylko po to , by zapunktować w oczach Birgitte. I mocno go frustruje, że dziewczyna wydaje się po równo rozdzielać swoje względy pomiędzy niego a jego głównego wroga, Kai-Tommy’ego, na co zazdrosna Lena przy każdej okazji zwraca jego uwagę. Z drugiej strony, kontakt z Birgitte uświadamia chłopcu wiele spraw, które przedtem były poza jego światem. Na przykład że mógłby wybrać inną ścieżkę życiowej kariery niż ta, która była udziałem jego dziadka i ojca (a Lars i chyba też Reidar, po dojściu do lat męskich zaciągnął się jako marynarz do floty handlowej i pływał po morzach i oceanach świata, gdy zaś przyszła pora ustatkować się został rybakiem, czy w przypadku Reidara marynarzem na lokalnym promie, łącząc tę pracę z gospodarowaniem na rodzinnej farmie). Jednak nie tylko konflikt lojalności względem dwu dziewczyn zaprząta serce chłopca. Jego mama, do tej pory ostoja domu, najwyraźniej wypada z roli. Chłopiec martwi się czy nie jest aby poważnie chora. Kiedy jednak czterdziestokilkuletnia kobieta pod presją syna pójdzie w końcu do lekarza, okaże się, że to nie choroba a coś zupełnie innego… (co też da Lenie powód do zazdrości… ;) ).
      (ciąg dalszy w następnym poście)

      Usuń
    10. (ciąg dalszy z poprzedniego)
      Ważne są też relacje między dziadkiem a wnukiem. Towarzysząc im, dowiemy się więcej o Inger, młodo zmarłej babci Kręciołka, córce latarnika z Kobbholmen. Wątek dziadka, tak w ogóle, prosi się o to, by ukraść tytuł Hemingwayowi. Co prawda trudno tu szukać bezpośrednich inspiracji sławną nowelą Amerykanina, zbieżności wydają się czysto przypadkowe i zupełnie powierzchowne – ot, stary rybak i wielka ryba – ale jednak taka myśl się nasuwa. Wątek skonstruowany jest ściśle według zasady Czechowa. Na początku powieści wraz z Kręciołkiem czytelnik jest świadkiem kłótni między Reidarem a Larsem. Chodzi o środki bezpieczeństwa na morzu. Syn usiłuje przekonać ojca do nowych zabezpieczeń, zaś stary rybak upiera się przy tym co sprawdzało się przez lata… I koniec końców przy łowieniu tej największej ryby dojdzie do groźnego wypadku. Stary człowiek ocali życie dzięki skąd inąd przypadkowej obecności wnuka na łodzi, jednak przypłaci wypadek trwałym kalectwem. Jak teraz zaradzić, by dziadek nie utracił tego, co dotąd stanowiło o sensie jego życia?
      Ostatecznie wszystko kończy się dobrze, w końcu powieść przeznaczona jest dla młodego czytelnika. Wydaje mi się jednak, że adresat powieści jest starszy, niż w przypadku „Gofrowego serca” czy nawet „Tonji”. Wydawca rekomenduje książkę od lat 9, ja widziałbym raczej 10+.
      (koniec recenzji, czas na dyskusję ;) )

      Usuń
    11. Cieszę się, że Parr nie traci formy. I bardzo odpowiada mi jeden z wątków powieści, czyli kobieca piłka nożna. W drużynie Młodszego gra dziewczyna, której kibicuję na równi, jeśli nie mocniej niż własnemu synowi :P Reszta też zapowiada się smakowicie, tym bardziej, że Starszy wkracza w świat, w którym nagle zaczynają liczyć się dziewczęta :P Martwię się tylko wspomnianą już rozciągłością cyklu wydawniczego, która może sprawić, że Starszy wyleci z widełek targetu wiekowego :(

      Usuń
  7. Wyleci, albo nie wyleci. A Młodszy z całą pewnością się w nich utrzyma.
    A tak na marginesie, ktoś mądry kiedyś stwierdził (chyba że to ja sam wymyśliłem ten bon mot) że: "Dzieci czytają książki. Dorośli czytają autorów." Nie sądzisz że coś jest na rzeczy?
    PS Zauważyłem że zmieniłeś dekoracje, ale z tych poprzednich wynikało że czytałeś chłopakom norweską klasykę dziecięcą czyli "8+2..." A.C. Vestly. Powiesisz coś na ten temat? Chętnie "powymądrzam się" co do szczegółów.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja tam czytam książki, więc pewnie pielęgnuję w sobie wewnętrzne dziecko :P A dzieci tak szybko wyrastają z książek, że łohoho. Z drugiej strony są takie tytuły, które ciągle mają się dobrze :)
      Zbieram się do napisania o kilku seriach. O "8+2 ...", "Zosi z Kociej", czy wielopiętrowych domkach albo komiksach Samojlika. Tylko, że z tym zbieraniem mi schodzi. Ostatnio od maja :P Mam nadzieję, że nie będzie to zasadą :D

      Usuń
    2. A tak właściwie, to mam dla ciebie, Bazylu, pewną propozycję. Skoro obawiasz się, że zanim wyjdzie u Dwóch Sióstr profesjonalny przekład ostatniej powieści Marii Parr, to może urządzałby cię mój? W tej chwili mam przetłumaczoną na piśmie około połowy książki -- pierwszy rozdział, całą drugą część i prawie całą trzecią. Ta pewnie będzie gotowa za kilka dni, a czwarta za parę tygodni. Mam też zamiar zapisać przekład tych rozdziałów pierwszej części które tłumaczyłem Janeczce à vista.
      Z całą pewnością nie nadejdzie Wielkanoc, a całość będzie gotowa. Jesteś zainteresowany?

      Usuń
    3. EDIT: Skoro obawiasz się, że zanim wyjdzie u Dwóch Sióstr profesjonalny przekład ostatniej powieści Marii Parr,twój starszy syn wyrośnie z targetu, to może urządzałby cię mój?

      Usuń
    4. Jak tylko całość będzie gotowa z chęcią skorzystam z propozycji. Starszy może się nie załapać tak czy siak, bo coraz rzadziej przychodzi na wspólne czytanie, ale nawet gdybym miał przeczytać sam to i tak poproszę :D

      Usuń
  8. Dam ci znać tutaj kiedy będę gotów, i wtedy ustalimy jak ci to przekażę

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przekład jest już w zasadzie gotów, została mi tylko ostateczna redakcja i opatrzenie różnymi duperelami. Udostępnię ci go pod warunkiem, że zobowiążesz się nabyć legalne wydanie "Dwóch Sióstr" gdy tylko się ukaże (nie chcę im robić konkurencji), nie powiesisz mojego przekładu w internecie na stronach publicznie dostępnych (wolno ci krótkie cytaty zamieścić w ew. recenzji) ani nie będziesz go przekazywał dalej, chyba że bezpłatnie pod warunkiem takim jak wyżej, ale za moją wiedzą, i jeśli (na co skrycie liczę) zamieścisz na blogu recenzję, to podasz że napisałeś ją na podstawie amatorskiego przekładu który otrzymałeś od (nie)znajomego i że legalne polskie wydanie książkowe nakładem "Dwóch Sióstr" (w przekładzie Anety Haldorsen) ma się ukazać do 2019. Kiedy się ukaże, zamieścisz dodatkową notkę podającą tytuł pod jakim się ukaże, wygląd okładki, i jeśli nie będziesz miał ochoty recenzować po raz drugi odsyłacz do pierwszej recenzji.

      Wyślę ci plik MSworda (.docx) w formacie A4 i pdf-a sformatowanego pod czytnik/tablet.

      Jeśli akceptujesz powyższe warunki, zamieść w odpowiedzi adres mailowy na który mam ci to wysłać, możesz go zaszyfrować używając słów "małpa" i "kropka" w miejsce odpowiednich znaków.

      Usuń
    2. Strasznie dużo warunków jak na fakt, że chciałem Twojego przekładu użyć wyłącznie do wieczornej lektury z Młodszym :P

      Usuń
    3. Dobra, dobra. Jeśli tylko nie wykorzystasz mojego przekładu do tego, by zaoszczędzić 30 złotych na wydaniu "Dwóch Sióstr", to wywieś ten adres, a ja ci poślę.

      Usuń
    4. Na końcu prawej kolumny :) A jak już wyjdzie w DS, to tak czy inaczej pewnie kupię. Może dla siebie, może do biblio (raczej na pewno), a może na prezent :) Cóż to zresztą jest trzy dychy w porównaniu do tego ile wydałem na książki jednego z moich ulubionych wydawnictw :P

      Usuń
  9. To ci posłałem, mam nadzieję że ten adres działa faktycznie.

    OdpowiedzUsuń

"Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników je zamieszczających. Prowadzący bloga nie ponosi odpowiedzialności za treść tych opinii."