wtorek, 26 marca 2019

"Pasztety, do boju!" Clémentine Beauvais

Dorosłym, w większości przypadków, własna młodość kojarzy się z okresem beztroski i zazwyczaj, wyparłszy wszystkie problemy jakie ich w tym czasie dotykały, kładą oni ten zapamiętany, sielski obraz przed oczy młodszych stażem życiowym. Wiecie: "A co ty masz teraz za problemy?! Jedzenie pod nos, o rachunkach myśleć nie musisz, a z obowiązków tylko nauka!". Słowem, zapomniał wół ...

Wielbłąd! Wielgus! Żyrafa! Wysoki jak brzoza ... Jak się jest wyższym o głowę od reszty klasy, to poznaje się wszystkie głupie wierszyki o wysokich, jest się porównywanym do wszelkich wysokich obiektów i to bynajmniej nie w miłym kontekście. A jak się na dodatek jest wychowywanym tylko przez Mamę. O!, dopiero wtedy zaczyna się prawdziwa zabawa! Jak jest się grubszym ... Jak ma się większy nos ... Jak ma się więcej piegów ... To działa tak samo zawsze i wszędzie. I zostawia w pamięci ślad, który przez całe dorosłe życie próbujemy usunąć, bo przecież "młodość była tak cudna". Mnie przed sporą część życia towarzyszyły skulone ramiona i pochył sylwetki, byle odjąć parę centymetrów. A zauważcie, że za mojego pacholęctwa nie było FB, który niesamowicie wręcz potęguje złośliwe zachowania szkolnej "elity" wobec tych, którzy choć trochę odstają od narzuconego młodzieży przez gwiazdki i celebrytów obrazu osoby cool. Dziś jak nic wygrałbym zorganizowany przez kogoś internetowy konkurs na Szkolnego Gibona Roku.

Z perspektywy czasu łatwo mi się śmiać, ale jak się ma naście lat, to każdy taki przytyk boli o niebo bardziej. Wędruje prosto do młodej głowy, która jeszcze nie wyrobiła sobie mechanizmów obronnych przeciw ludzkim: głupocie i złośliwości. Całe szczęście Mireille, która już trzeci rok z rzędu staje na podium fejsbukowego konkursu o tytuł Paszteta szkoły, który to konkurs organizuje jej niegdyś najlepszy przyjaciel (co pewnie boli podwójnie), uzbrojona jest w żądło ironii, tarczę inteligencji i zbroję dystansu do samej siebie. I choć czasem, gdzieś przez spoiny tego całego defensywnego wsparcia, przeciśnie się ostrze chamstwa, a hejterskie komentarze zranią dość głęboko, to właśnie ona stanie się motorem napędowym wydarzeń, które poruszą całą Francję (łącznie z Pałacem Prezydenckim) i zmienią życie Astrid i Hakimy, czyli dwóch pozostałych Pasztetów.

"Pasztety ...", to dość przyjemna książka o wcale nieprzyjemnych sprawach. Internetowy hejt stał się plagą zbierającą okrutne żniwo, a statystyki samobójstw wśród ofiar tej formy poniżania zatrważają. Jak poradziłyby sobie bohaterki tej historii, gdyby nie postanowiły wystawić głów ponad falę internetowego gówna (paszczaki, maciory, grube foki, wieloryby), która próbowała je zalać z kretesem? Czy Astrid "tylko" głębiej uciekłaby w muzykę ulubionego zespołu i gry komputerowe? Czy Hakima ze swoim maksymalnie posuniętym introwertyzmem osunęłaby się w odmęty choroby psychicznej? Tego się na całe szczęście nie dowiemy, bo dziewczyny postanowiły powalczyć o godność, wsiadły na rowery i pojechały do Paryża, zadziwiając cały kraj, wywołując szeroko zakrojoną dyskusję i, miejmy nadzieję, dając paru osobom do myślenia.

Clémentine Beauvais nie ograniczyła się jednak tylko do problemów związanych z samoakceptacją. Mamy w książce dużo większy garnitur kłopotów dręczących zarówno młodych jak i dorosłych. Niepełnosprawność, służba ojczyźnie, imigranci, problemy rodzinne i wiele innych. I choć wydawać by się mogło, że to trochę za dużo grzybów w barszcz, to jednak udaje się autorce stworzyć rzecz lekką, nie przeładowaną tak piętnowanym w przypadku literatury dla nastolatków, dydaktyzmem. 

Czy mi się podobała? Oczywiście. Jak mogłaby nie trafić do mnie historia epickiej, szalonej i niepozbawionej przygód wyprawy rowerowej. A że przy okazji traktuje o rzeczach ważkich? Tym lepiej dla niej. Czytajcie i dawajcie czytać swoim młodym. Może ta lektura sprawi, że zanim palce trafią w klawisze, najpierw włączą się: myślenie i empatia. Polecam!

A tu znajome blogi, którym chciało się poświęcić książce więcej niż kilka lakonicznych akapitów:

36 komentarzy:

  1. Drogie Bravo, jak sprawić, żeby moje nastoletnie dziecko sięgnęło po tę książkę? Bo powinno, na dodatek to faktycznie nieźle napisane, chociaż na moje oko miejscami się autorka trochę ślizga po powierzchni. No ale mimo to nieźle.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No popatrz jak to jest. Starszy zachęcony słowami: "Przeczytałbyś i powiedział czy dobre", wziął i przeczytał. A już "Weroniki i zombie" nie chce, bo to "dziewczyńskie". Dziwne. Ale nie wnikam, bo na chimeryczne czytelnictwo pociech trzeba chuchać i dmuchać, żeby w końcu może coś w badaniach BN drgnęło :P
      I tak, autorka się ślizga, a czasem serwuje bajki (skruszony szubrawiec), ale czyta się dobrze. Mnie akurat przeszkadzało się ślizganie po organizacyjnej stronie samej wyprawy, ale to akurat skrzywienie hobbystyczne :D

      Usuń
    2. Ja muszę zadziałać jakimś piętrowym podstępem.
      Mnie trochę uwierało, że jakoś tak lekko się rodzice zgodzili na tę eskapadę, no ale może nie wszyscy są takimi kokoszami jak ja :D

      Usuń
    3. Ja coraz rzadziej kombinuję. Czasem przynoszę z biblio jakieś książki i kładę w widocznym miejscu. Bywa, że znikają. Bywa, że zdmuchuję kurz i odnoszę na biblioteczną półkę. Ale bywa, że sam z ciekawości zajrzę i czasem nawet przepadnę. Teraz się wkręciłem w "Szóstkę wron", którą Starszy był pochwalił. I choć nie jest to powieść łotrzykowska na miarę Locka Lamory, to jednak wciągło :)
      Kokoszenie to znak naszych czasów. Zauważ, że dziewczynom towarzyszył dorosły, żołnierz, a sama podróż od pewnego momentu odbywała się praktycznie w świetle jupiterów (choć czy ten fakt wpływał na poprawę bezpieczeństwa wyprawy czy też wręcz przeciwnie, trudno powiedzieć). Wszyscy piejemy, żeby nie trzymać dzieci pod kloszem, ale zazwyczaj jak przychodzi do wypuszczania spod niego naszych, to ... :P

      Usuń
    4. Mnie się jeszcze czasem chce kombinować, niech dziecko coś poczyta poza Riordanem i Kosikiem w kółko.
      Kokoszenie przekleństwem czasów, Starsza idzie do liceum w stolicy i już deliberacje, jak ją tam dostarczać bezpiecznie i sprawnie.

      Usuń
    5. Dołączam do zapytania, od zeszłego lata namawiam na lekturę i ni ch..., pardon, nie daje rady. Nie i już.

      Usuń
    6. Może na tak zwany zakazany owoc? :) "Chyba jesteś na to za młody / młoda". :D

      Usuń
  2. Spróbuję podsunąć moim siostrzeńcom, choć to misja jakby z założenia skazana na porażkę. Nie wrodziły się chłopaki w cioteczkę, nie ma między nami tej nici porozumienia, a szkoda, bo lektura wydaje się pouczająca i na czasie. Gdybym dorastała dzisiaj obawiam się, że mogłabym nie dożyć dojrzałego wieku, z moimi kompleksami i znacznym odstawaniem od wzorców.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nic na siłę. Mój Młodszy ma kwartał posuchy czytelniczej, a potem przychodzi faza na czytanie i nie idzie się od Niego opędzić, bo turla się za człowiekiem po całym domu i zasypuje co lepszymi tekstami z czytanego właśnie komiksu/książki :D
      Tak się zastanawiam, kiedy otrząsnąłem się z tego wbijanego przez otoczenie i Rodzicielkę "co ludzie powiedzą"? :P A młodzież częstokroć nie ma dziś żadnych hamulców i też nie chcę sobie wyobrażać swojego kiedyś, dziś :(

      Usuń
  3. Książka całkiem-całkiem, niestety 13-letnia siostrzenica nie dała się skusić na lekturę.;( A tak mnie ciekawi, czy opowiedziana historia przekonuje nastolatki czy np. jest zbyt francuska jak na nasze realia. Chyba dłogo się jeszcze nie dowiem.;(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Moim zdaniem jest zbyt francuska, ale z braku królika doświadczalnego też nie wiem, czy u nas nastolatki to kupią :)

      Usuń
    2. Ale w czym się ta zbyt francuskość przejawia? Dziadkowie prowadzący knajpkę? Egzotyczne korzenie rodziny Hakimy? Chętnie bym odpowiedział na Wasze pytania, jak to widzi polski nastolatek, ale z mojego czytelnika, to czasem wołami trzeba choć cień opinii o lekturze wyciągać :P Co nie znaczy, że jutro nie spróbuję :)

      Usuń
    3. No w dawce multikulti na pewno, ale jakoś nie widzę polskich rodziców (siebie), żeby zezwalał na taką wariacką eskapadę. I jeszcze w telewizji pokażą, wstyd przed sąsiadami :D

      Usuń
    4. Zbyt francuska głównie ze względu na multikulti i ha, ha francuską kuchnię.;)))) Nie wiem, czy młodzi zrozumieją np. fascynację serem pleśniowym.;)))) A rodzice i dziadkowie występujący w tej książce też różnią się od polskich, są zdecydowanie z gatunku tych "hop do przodu".

      Usuń
    5. Uzupełnię: jak pisałam na LC dla mnie ta książka jest nowoczesną baśnią, bo jednak za dużo tu cudów: stan majątkowy i kontakty bohaterek, lekkość w realizacji planów. Ale tak czy inaczej fajnie się czyta.

      Usuń
    6. No i wypowiedziałeś słowo straszak, którego starałem się jak mogłem unikać w tekście :P Obyczajowo, na pewno. Co do tej podróży, to chyba jednak zależy od rodziców, a nie kraju. Poza tym, to książka ku pokrzepieniu serc, nie wymagajmy skrajnego realizmu, a podziwiajmy heroizm :)

      Usuń
    7. @czytanki.anki Po tym jak zamieściłem swój komentarz, pojawiły się Twoje. Co za zgodność wrażeń :D

      Usuń
    8. Tak, podziwiajmy heroizm.;) I poczucie humoru narratorki.;)

      Usuń
    9. Baśń to dobre słowo. Początek jest przecież jak najbardziej realistyczny, dopiero w miarę wędrówki robi się mniej życiowo, a bardziej ku pokrzepieniu serc. Co nie zmienia faktu, że to dobra książka.

      Usuń
    10. W polskich realiach, to by się skończyła wizytą w Sanepidzie :P

      Usuń
    11. W sanepidzie, na policji, w skarbówce i w izbie dziecka :)

      Usuń
    12. Jeśli nie w szpitalu - trudno wyobrazić mi sobie bezpieczny przejazd rowerem nawet 50 km.;(

      Usuń
    13. U nas faktycznie w szpitalu, we Francji może jednak wyższa kultura jazdy, lepsze drogi i więcej ścieżek rowerowych.

      Usuń
    14. Tak mi się wydaje, że Francuzi mają inne podejście do cyklingu.;)

      Usuń
    15. Na policji i izbie dziecka, to chyba jednak nie. Przypominam, że dziewczyny miały dorosłego opiekuna :) Ze szpitalem, to trochę czarnowidztwo. Prowadziłem małoletnich rowerzystów na trasach ~50 km, wszyscy wrócili cali i zdrowi :) Tfu, tfu! :)

      Usuń
    16. U nas by pewnie nie uznali opiekuna, nie dość że niepełnosprawny, to jeszcze imigrant.

      Usuń
    17. Ale to już wjeżdżanie w sytuację społeczno - polityczną. Nie idźmy tą drogą, jeśli mogę prosić jako gospodarz :P

      Usuń
    18. Co nie znaczy, że w tym miejscu mamy przerwać dywagacje :) Zwracam uwagę, że starsze dziewczyny to 15- i 16-latka. Ja w tym wieku miałem już jakieś rajdy pisze z noclegami po szkołach i schroniskach za sobą. Wiem, wiem, to nie to samo co prawie 500 km przez pół kraju, ale jednak chyba trochę przesadzamy :P

      Usuń
    19. Dopsz, pardąsik. No może przesadzamy, bajka to bajka.

      Usuń
    20. O to, to! Tak to bym się musiał czepić krótkich przygotowań do wyprawy i realnych szans na przejechanie tego dystansu w takim czasie i to z poważnym obciążeniem w postaci stoiska handlowego na kółkach. Lepiej przymknąć oko i np. pochwalić pracę tłumaczki :D Aż mam ochotę przeczytać "Bystrzaka", żeby zobaczyć czy to reguła :)

      Usuń
  4. Ja też się zastanawiam czy ta książka trafia do nastolatek. Jako że mam synów postanowiłam polecić ją córce znajomej. I co? Jej córka prawie się obraziła, że proponuję jej lekturę o ... brzydkich i grubych dziewczętach. Że co? Że niby ona też taka? Ma się wzmocnić??
    Innych doświadczeń nie posiadam ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Uuu, ostro! Ale już tak jest z polecankami, że nigdy nie wiesz jaka będzie reakcja drugiej strony (tu, mocno przesadzona, ale trzeba wziąć poprawkę na wiek odbiorcy; swoją drogą, ta lektura powinna uczyć dystansu do siebie :P ). Ja, mimo obaw, lubię polecać Starszemu lekturę. Czasem prowadzi to do zadziwień. Otóż wczoraj rozmawialiśmy o łotrzykowskim fantasy i opowiedziałem o mojej fascynacji Lynchem. Chłop się zapalił, ale ja byłem sceptyczny czy to lektura dla niego. Wspomniałem o dosadnym języku, a tu mój argument został zbity stwierdzeniem, że w Kronikach Drugiego Kręgu też klęli. Szok i niedowierzanie! Muszę chyba powtórzyć :)

      Usuń
    2. U mnie dzieje się już często na odwrót. Chłopaki zaczynają mi polecać lektury ;-0) Obaj zachwyceni twórczością Waltera Moersa czekają aż skończę czytać "Rumo". A ja .. utknęłam... ;-)

      Usuń
    3. A widzisz, też czytałem dużo zachwytów nad Moersem, ale jakoś ani mnie, ani chłopaków, nie zawiało w pobliże. Z drugiej strony znajoma też utkła. Trzeba by się samemu przekonać :D
      A polecanie, rzecz trudna :) Ja proponuję głośne lektury Młodszemu i nie spamiętam już ile książek leży rozpoczętych i porzuconych po paru, a nawet parunastu rozdziałach :) Z kolei takie, co do których byłem przekonany, że nie chwycą, wchodziły szybko, a bywało, że i z poganianiem lektura. Nie trafisz :D

      Usuń
    4. Oj, nie trafisz...;-) A tak przy okazji - "13 ½ życia kapitana Niebieskiego Misia" poszukujemy do kompletu Moersa na półce. Miłość do Autora synów mych ogromna. Ale tej książki nie mają... Dziś dotarła wersja anglojęzyczna i będą czytać, ale tej polskiej szukamy dalej... Jakby ktoś, coś... ;-)

      Usuń
    5. Poszperałem i faktycznie, biały kruk. Trzeba założyć filtry na Alle i może kiedyś wypłynie. Albo pogodzić się z myślą, że nie stanie na półce. Jako ja uczyniłem wobec "Elli i przyjaciół" :)

      Usuń

"Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników je zamieszczających. Prowadzący bloga nie ponosi odpowiedzialności za treść tych opinii."