Pan Brumm to gapowaty miś o bardzo małym rozumku. Myślicie - Kubuś Puchatek, zżynka, a idźże! O, nie! Ja nie mówię o pierdołowatości, która przysporzyła fanek Kubusiowi*, a mnie zawsze strasznie w nim drażniła. Zapomnijcie o pluszowym maluchu ze Stumilowego Lasu i jego rozwleczonym falseciku. Pan Brumm to olbrzymie chłopisko, o basowym głosie zdolnym zdmuchnąć szpaka z dachu i mięśniach potrafiących dźwignąć zepsutą turbinę lokalnej, bobrzej elektrowni. Niestety wspaniałe gabaryty i walory głosowe oraz niezwykła szybkość działania, nie idą w parze z szybkością kojarzenia faktów, co zazwyczaj jest powodem różnych, zabawnych nieporozumień z Brummem w roli głównej oraz jego złotą rybką - Kaszalotem, jako postacią drugoplanową. Każda kolejna książeczka opowiada jeden dzień z życia tytułowego bohatera, bo Brumm jest zwierzem zorganizowanym i w różne dni tygodnia oddaje się różnym rozrywkom.
W literaturze dziecięcej zauważam ostatnio parcie na to, żeby coś dziecku dawała. Żeby spełniała rolę terapeutyczną, pomagała oswajać trudne sprawy i kształtowała młode duszyczki. Mamy więc wysyp książeczek o tolerancji, chorobach (dzieci i rodziców), umieraniu oraz na inne, nie przeczę, że ważne, tematy. Brakowało mi zaś do tej pory książeczek, które wywołują nieskrępowaną radość, totalny śmiech zakończony czkawką, wesoły rechot, który towarzyszył oglądanemu w “starym kinie” wpadaniu twarzą w tort. Takich tylko i wyłącznie do śmichu. No i przyszła Bona, i oddała w moje ręce pana Brumma, który wypełnił tę lukę.
Na koniec przyjdzie mi tylko zawołać: “Szybciej! Dawać następne!”, bo na stronie autora wypatrzyłem kolejne części, wspaniale ilustrowanych przygód wielkoluda w futrze. No właśnie, bo zapomniałem dodać, że tekst tekstem, ale autorskie grafiki do niego, to już jest po prostu ma-sa-kra! A Brumm na maleńkim rowerku z bocznymi kółkami, ustrojony w czapkę - uszankę, to mój osobisty faworyt do ilustracji, jeśli nie roku, to chociaż miesiąca i w ogóle cud, miód i orzeszki.
I co, było o miodzie? Było. A tych, którzy dotarli do tego miejsca nie muszę chyba upewniać, że książeczki polecam? Mam też cichą nadzieję, że zobaczę w polskiej TV animację na ich podstawie.
* Bo jakaż kobieta nie chciała by się zająć takim dobrze ułożonym i uroczym filozofem - niezdarką?







