"Wierzę, że Rowerzysta Was nie zawiedzie.", pisze w notce, na stronie wydawnictwa Grasshopper, Adam Zalewski, autor książki. Niestety, mimo, jak mniemam, silnej wiary pana Adama, książka mnie zawiodła. Dlaczego? Śpieszę wyjaśnić.
Akcję osadzono w miasteczku na amerykańskim południu. Historia rozpoczyna się w 1968 roku, kiedy to nie ma już co prawda zinstytucjonalizowanej segregacji rasowej, ale w tradycyjnie niewolniczych stanach o prawdziwej równości czarnoskórzy mieszkańcy mogą jedynie pomarzyć. Nie inaczej jest w Eltonville, w którym, należy dodać, istnieje tradycyjny, znany choćby z westernów, porządek. Lokalny tuz, pułkownik w stanie spoczynku i najbogatszy mieszkaniec mieściny, trzęsie okolicą i nic nie może się wydarzyć bez jego zgody. Ma w kieszeni ratusz, szeryfa i kto wie kogo jeszcze. Ale jednym aspektem swego życia nie udaje mu się pokierować według własnej woli. Jego jedyna córka wychodzi za mąż za Jankesa. To policzek dla imć Jarreda i początek kłopotów dla wszystkich. Tym bardziej, że z tego związku rodzi się syn. Ukochane dziecko dla rodziców, bękart dla dziadziusia.
Przyznać należy, że zawiązanie intrygi jest bardzo dobre, szkoda tylko, że reszta książki, to historia przystojnego mściciela, która sprowadza się do rzezania przez niego tych złych i uszczęśliwiania dobrych. Nie pomaga także sam hero, taki uaktualniony na potrzeby naszych czasów (bo bardziej krwawy), Brudny Harry, z własną wersją moralności i prawa, i tak przy tym wkurzający i zachowujący się jak rozkapryszone dziecko, że aż niestrawny. Mało wiarygodna, choć nie przeczę, że niemożliwa (psychiatria nie takie zna przypadki), jest też dwoistość natury wywołana życiową traumą. Z jednej strony kieszonkowcowi kosę ożenić, z drugiej - staruszkę przez pasy przeprowadzić i zranioną sarenkę mlekiem karmić. Przejaskrawiam, ale za równie przejaskrawiony uważam obraz postaw i zdarzeń będących ich skutkiem, namalowany piórem pana Zalewskiego (vide pewien strzał przez drzwi). To parcie na jatkę skutkuje czasem nieuwagą, która przynosi choćby takie kwiatki jak zakucie jednego ze złych chłopców w kajdanki, a następnie mistrzowski numer godny Copperfielda w wykonaniu tegoż, kiedy to "w pośpiechu zrzucił kamizelkę i ściągnął koszulę". Nie próbujcie tego w domu!
"Rowerzysta" to spełnienie młodzieńczego marzenia o byciu Robin Hoodem, który wraz ze swoją wesołą bandą rabował, ale w szczytnym celu. Niestety, o ile dopingowałem mieszkańcom sherwoodzkiego lasu, o tyle wkurzał mnie dupek, który po krwawej masakrze zasiadał z ekipą nad kubkiem kawy i dumał, jak by tu po swojemu świat naprawić.
Podsumowując - ja wiem, że świat południowców, to prosty świat męskich zasad, ale ja widzę życie bardziej skomplikowanym niż błysk kozika. Autorowi zaś daję kredyt zaufania, bo widzę w jego powieści potencjał. Widać też starania o rzetelną podbudowę faktograficzną. Chciałbym jednak, może nie gwałtowniejszych, ale mniej jednoznacznych zwrotów akcji, bo "Rowerzysta" to jeden z bardziej przewidywalnych thrillerów jakie czytałem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
"Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników je zamieszczających. Prowadzący bloga nie ponosi odpowiedzialności za treść tych opinii."