piątek, 28 maja 2010

"Wilt" Tom Sharpe


Jeśli nie podobał Wam się "Lesio" Joanny Chmielewskiej, to w tym momencie możecie przestać czytać dalszy ciąg mojego bajdurzenia, bo za ludowe Chiny nie odnajdziecie się w świecie Wilta. Bo Henry, podobnie jak kolega Kubajek, to postać mocno specyficzna, a opisy jego przygód balansują znacznie, znacznie bliżej granicy dobrego smaku, niż w przypadku niedoszłego zabójcy kadrowej. Nie wszystkich śmieszy to samo i bardzo dobrze. Ja ze swej strony od razu deklaruję - mnie "Wilt" zmuszał momentami do histerycznych i nader głośnych wybuchów wesołości. Ale, jak to mówią, za koleją.
Henry Wilt, wykładowca w Fenlandzkim College'u Nauk Humanistycznych i Technicznych znajduje się, w chwili kiedy go poznajemy, na tzw. życiowym zakręcie, a dokładniej rzecz biorąc o krok od czegoś, co Amerykanie nazwali going postal. Nic zresztą dziwnego. Sam jest życiowym nieudacznikiem, który utknął w podrzędnej szkole, bez szans na awans, wykładając rzeźnikom, tynkarzom i ślusarzom, literaturę. Głupota kolejnych klas przyprawia go o rozstrój nerwowy i gdybyż mógł biedak liczyć na relaks w domowym zaciszu. Ale nie. Czyha tam bowiem na niego totalnie ograniczona i najbardziej na świecie łatwowierna żona, Eva. Kobieta o gargantuicznych gabarytach i wielkim zapale do stawiania czoła wyzwaniom w rodzaju tantrycznej jogi, bądź garncarstwa. Kiedy na dodatek poznaje pewne, maksymalnie wyzwolone małżeństwo, którego piękniejsza i bardziej demoniczna połowa zaczyna sączyć do jej prostodusznego móżdżku jad nowych idei, Wilt nie wytrzymuje i w pijanym widzie morduje, wrzucając do wykopu na placu budowy nowego skrzydła college'u... dmuchaną lalę z sex-shopu przebraną w ciuchy żony. Wilt zostaje oskarżony o morderstwo, a tymczasem Eva znika. A to dopiero początek tej absurdalnej komedii pomyłek.
Używając momentami iście koszarowego humoru, przejaskrawiając większość występujących w powieści postaci oraz snując totalnie poje...chaną historię, portretuje Sharpe brytyjski snobizm, styl życia oraz pseudointeligencję middle class. Uwielbiam dialogi Wilta i inspektora Flinta, obrazoburcze komentarze doktora Boarda oraz scenę wydostawania lalki. I choć zarzucić można prozie Sharpe'a prostactwo, to ja je kupuję z całym dobrodziejstwem inwentarza, czyli bólem brzucha od częstych ataków śmiechu.
Nie piszę nic więcej, bo do "Wilta" nie można przekonać. Jego, podobnie jak wspomnianego na wstępie "Lesia", trzeba przeczytać i albo pokochać, albo znienawidzić. Dodam tylko, że ja po drugim czytaniu lubię go równie mocno jak po pierwszym, a pewnie kiedyś, w jakimś "dołku", będą kolejne.

7 komentarzy:

  1. Nie spotkałam jeszcze osoby, która by nienawidziła Lesia! :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja go nawet nie znam... (wstydnio)
    Ciekawi mnie za to niezmiernie twoja kolejna recenzja, pani Siesickiej :)

    Pozdrawiam ciepło i serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Agnes Z nienawiścią to może rzeczywiście przesadziłem, ale znam ludzi, którzy twierdzą, że nic a nic ich "Lesio" nie śmieszy. Z "Wiltami" jest tak samo.
    Anhelli Eee tam. To żadna Wielka Literatura, tylko jeden z moich ulubionych wyciągaczy z dołka. A na Siesicką, podobnie jak na Tokarczuk trzeba będzie poczekać, bo to też DKK :) Za to dziś wieczorem może coś w ogóle spłodzę, bo mi blog zielskiem zarośnie :)

    OdpowiedzUsuń
  4. A ja uwielbiam Lesia i Chmielewską i z wielką chęcią poznam "Wilt". Uwielbiam śmiać się do bólu brzucha :-)))

    OdpowiedzUsuń
  5. fakt...do bólu brzucha....właśnie skończyłam ją czytać i muszę przyznać,że obśmiałam się za wszystkie czasy...właściwie wręcz leżałam ze śmiechu...naprawdę świetna pozycja dla wszystkich...Lesia ,pierwszy raz czytałam ponad trzydzieści lat temu( potem jeszcze wiele razy) i śmiałam się w głos .Jestem zadowolona,że wpadła mi w rękę ta książka,dzięki czemu miałam dawkę niesamowitego śmiechu,jak i przy Lesiu.Wcześniej wydawało mi się,że Lesia nic nie jest w stanie przebić...Gorąco polecam obie książki, z zastrzeżeniem , iż do czytania w warunkach pozwalających na przybranie pozycji leżącej w nagłych atakach śmiechu...Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  6. Pożyczono mi i mąż zabrał pierwszy, bardzo mu się podoba!

    OdpowiedzUsuń
  7. Oj tam, ja sobie słucham właśnie rzeczonej książki bo wyszła w formie audio :-)
    A usiłuje coś tam sobie skrobać tutaj: http://life4youu.wordpress.com/

    OdpowiedzUsuń

"Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników je zamieszczających. Prowadzący bloga nie ponosi odpowiedzialności za treść tych opinii."