Gdybym
przemógł wrodzone lenistwo, które każe mi wpisy książkowe
tytułować najprostszą możliwą metodą, miast wymyślać coś
zabawnego i kreatywnego, ten nosił by miano “Za dużo
Chmielewskiej w Chmielewskiej”. Już widzę jak fanom JCh, takim z
dziada, pradziada, wysuwają się ostrza à
la Wolverine
i jak lecą tu urządzać krwawe jatki, że jak to “za dużo?”. A
jednak. “Krwawa zemsta”, to jedna z najbardziej przekombinowanych
książek o niczym. Albo, przepraszam, ale taka opinia znajduje
oparcie w tekście, nie o niczym, a o dupie. I to bynajmniej nie
Maryni, ale Emilki. Ale, to ja może lepiej od początku.
A
na początku jest trup. Co prawda finalnie okaże się, że nie miał
on żadnego znaczenia, ale jednak jest, więc kronikarsko odnotuję
jego obecność, która ma prawdopodobnie świadczyć o tym, że
książka jest kryminałem. A nie jest. Jest za to obyczajową,
rozdętą do monstrualnych rozmiarów, historią pewnej zdrady,
której podstawą jest już wspomniany wcześniej zad. Zad, którym
jego właścicielka, rzeczona Emilia, wyczynia sztuki niesłychane,
przy których podrygi tyłka mistrzyni świata w dancehallu, to jest
małe miki. Bo ta rozkręcona rzyć hipnotyzuje mężczyzn do tego
stopnia, że żyć im się już z dotychczasowymi partnerkami nie
chce. I nic to, że dziewczyny to inteligentne, od łoża
niestroniące, gotujące, dzieci wychowujące, ba, mając ten cały
nabój na głowie, dobrze zarabiające. Rozkręcone poślady
wprawiają w trans, a obietnica boskich rozkoszy sprawia, że
dotychczasowy, przykładny mąż i ojciec zmienia się w pół-, a
nawet ćwierćgłówka, którego pole widzenia zawęża się do tego
co ptaszek wypatrzy z rozporka. A ptaszek widzi sztuki, o których
nawet Keglowi się nie śniło i śle impulsy do durnej, nomen omen,
pały. Ot i wszystko. Dominik chce się rozwieść, Majka nie, w
środku Kręcidupcia, a z boku paru roznamiętnionych samców i,
żądnych zemsty na kurwiszonie, małżonek tych ostatnich.
Męczyła
mnie ta książka. I postacie, wkurzające swoim irracjonalnym
zachowaniem. I dialogi, czasem tak wykręcone w kosmos i naszpikowane
skrótami myślowymi, że aż niezrozumiałe. I sceny nasiadówek, w
których to scenach wymieniony musiał być każdy wypity kieliszek i
każdy zjedzony koreczek. I powtarzanie raz po raz pewnych znanych
już czytelnikowi rzeczy, jak choćby dość nieprawdopodobnych cech
charakteru Domisia.
Nie
będę ukrywał, że po notce ZWL wstąpiła we mnie nadzieja, że
Autorka zapewni mi dobrą zabawę na niegdysiejszym poziomie.
Niestety, wstąpiła i, po lekturze, sklęsła, bo “Krwawa zemsta”,
mimo że zawiera momenty kongenialne (jak choćby scena wyboru
narzędzia do uszkodzenia wirującego odwłoku), przy których rżałem
jak za dawnych lat, to jednak jako całość jest przegadana i przez
to, co tu kryć, nudna. Mimo to, nie tracę nadziei na to, że pani
Joanna znajdzie złoty środek i następna powieść będzie bardziej
wyważona, acz niepozbawiona komicznych elementów, które tak w jej
pisaniu lubię.
Marudniście, obywatelu Bazylu, marudni:) Ale pazury mnie się nie otworzyły, bo ja łagodny jestem i wyrozumiały:) A masakrę i tak mniejszą urządziłeś niż na forum GW, gdzie chyba litera na literze z Zemsty nie została:P W każdym razie z nadzieją też czekam na następną książkę, a chwilowo do Porwania boję się zajrzeć:)
OdpowiedzUsuńNo marudny, bo ciągnęła się ta zemsta i ciągnęła, i żeby choć finał jakiś, jak to zaprzyjaźniona młodzież mówi, "wyjebisty i z przytupem", a tu ... Daj linkę na forum, bo chętnie masakrę poczytam :D
UsuńNo jeszcze się finału zachciewa, co za naród:P Linki nie dam, rozpierduchę znam ze streszczeń, ale pewnie bez trudu znajdziesz. Jeden z tematów brzmiał: Jak zgrać film reklamowy na dyskietkę:P
UsuńI to już jest czepialstwo. Ja miałem jeszcze nadmienić o tęgich głowach pań i dzieciach wzbudzających odruch "takie chcę", ale ... :P
UsuńNo tak idealne dzieci to każdy by chciał:)) Za niewiarę w tęgie głowy pań to Ci pewnie wkrótce jakaś feministka przywali:P
UsuńBędę się bronił mówiąc: "To siądźmy i zobaczmy!". Oczywiście pod warunkiem, że ona stawia. A ja nadal twierdzę, że mimo tłumaczeń autorki, że one tak niewinnie, to jednak wytrąbienie trzech bro podczas, jakby nie patrzeć, niezbyt długiej rozmowy, to jest jednak wyczyn. Dla Kitka by był. Pytałem :)
UsuńAle autorka ma zaprawę z budowlanych czasów, i wyścigowych też:)
Usuń"Porwanie" - takie sobie klik i klik
UsuńAle czytaj, czytaj.
Poczytam, pewnie, ale już mnie rodzona małżonka zniechęciła, więc tak przeczekuję sobie:))
UsuńWychwyciłam z twojej recenzji słowo dupa i tak mnie zaciekawiło, że przeczytałam całość :)
OdpowiedzUsuńAle tak serio to nigdy, ale to nigdy nie czytałam nic Chmielewskiej i chyba nie przeczytam.
No chyba, że warto :) Ale raczej nie tę pozycję...
Moc pozdrowień :)
Czy warto? Ciężko na to pytanie odpowiedzieć. Niektórzy uważają, że czytania popierdółek do śmichu nie należy nazywać czytelnictwem i porównują ten proceder do wgapiania w serialową papkę w TV. Niektórzy, w tym ja, mają niezły ubaw (mówię o starszych pozycjach) i trochę więcej zmarszczek. Wybór należy do Ciebie.
UsuńPS. A "dupa" w tekście szalenie zwiększa ilość wejść z przeglądarek. Nie wiedziałaś? :D
Poczytaj drugi albo trzeci tom Autobiografii - kategoria "reportaż z peerelowskiej budowy" :))
OdpowiedzUsuńMuszę wreszcie nadrobić, bo utknąłem chyba na drugim właśnie :)
UsuńTej książki nie czytałam.Kiedyś czytałam Chmielewską pasjami i przeważnie lepiej dla otoczenia było jak w samotności czytałam.Ale moim numerem jeden jest "Lesio":)
OdpowiedzUsuńJa "Lesia" czytałem po raz pierwszy w totalnie niesprzyjających okolicznościach. Obok toczyła się bardzo poważna rozmowa, a ja walczyłem z chęcią głośnego wybuchnięcia śmiechem. Całe szczęście łzy, które miałem w oczach, zostały zinterpretowane przez rozmówców na moją korzyść :)
UsuńW takich przypadkach to się cieszę, iż nie jestem fanem autorki z dziada pradziada, jednakowoż na półce "Całe zdanie..." czeka ;-)
OdpowiedzUsuńTo ja czekam, aż się doczeka i jestem ciekaw opinii :)
UsuńPo notce ZWL pożyczyłam od koleżanki, choć początkowo nie chciałam, wypierałam się, prawie mi siłą wpychała, że inne, że powrót do tej starej lubianej JCh. Pożyczyłam, przeczytałam kilka stron i odłożyłam na półkę, jakoś mnie nie wciągnęła. Myślę wrócić za jakiś czas. Po dwóch dość skrajnych recenzjach jestem tym bardziej ciekawa, do kogo tym razem mi będzie bliżej :) Trzy bro...- ja padłam jak nieżywa swego czasu po trzech kielonkach wody ognistej :)
OdpowiedzUsuńZnam co prawda niewiasty, z którymi nie chciałbym pojedynkować się na "pięćdziesiątki", ale jednak odporność pań, którą autorka tłumaczyła wolnym tempem spożycia (nie odniosłem takiego wrażenia) oraz doskonałą zagryzką jest raczej z gatunku sf :P
UsuńO Bogu, mam nadzieję, że nie masz racji. Chociaż ona płonna, bo raczej się z Toba zgadzam w większości przypadków. Wzdech
OdpowiedzUsuńJa też mam nadzieję, że tym akurat razem będzie nam zupełnie nie po drodze i książka porwie Cię i da chwile wspaniałej rozrywki. Tylko, że z tą nadzieją ... :)
Usuń"Niestety, wstąpiła i, po lekturze, sklęsła" - czyli zakalec, żeby tak świątecznie nawiązać. :DD
OdpowiedzUsuńRaczej za dużo mas wszelakich, które w efekcie dały efekt niestrawności :)
UsuńNo ale co, że niby nie można stracić głowy dla fajnej pupci? No przecież można.
OdpowiedzUsuńMożna i owszem, ale żeby pisać o tym prawie 500 stron, to już lekka przesada.
UsuńJestem zapóźniona, ale dopiero dziś wróciłam do żywych (a czy na pewno to się okaże).
OdpowiedzUsuńZdaje się, że nie będę się o tę książkę zabijać - to będzie jakaś siódma czy ósma z kolei nowa Chmielewska, po którą nie mam ochoty sięgnąć. Chyba że wpadnie w ręce za darmo - to co innego!
Natomiast co do ilości bro, to chciałam uprzejmie zauważyć, że wprawdzie teraz lata już nie te, a ponadto zaprzestałam treningów (a trening czyni mistrza, jak wiadomo), ale w czasach studenckich, to przy trzecim bro impreza się dopiero rozkręcała:) Mój osobisty mąż może poświadczyć, w razie jakby co (ale to nie na forum, bo dokładna ilość zdaje się być faktem kompromitującym).