Rację ma momarta, która w swoim wpisie na temat książki autorsko ilustratorskiego duetu Wechterowicz - Dziubak pisze, że to pozycja nie na dzisiejsze czasy. Czasy, w których wędrując po turystycznym szlaku na okraszone uśmiechem “dzień dobry” można w odpowiedzi usłyszeć wcale nie maskowane: “pojeb!” (grupa nastolatków), bądź zostać obdarzonym arystokratycznym spojrzeniem pt. “czegóż ty chamie od nas chcesz!” (para nobliwych małżonków). Czasy, w których jadący z przeciwka cyklista mało ze zdziwienia nie wjeżdża do rowu, kiedy pozdrawiasz go podniesioną ręką i, tak, tak, uśmiechem. W końcu czasy, kiedy własne dzieci wlecze się przez kilometry traktów wyznaczonych przez hipermarketowe półki, bądź wiezie nimi, uziemione za kratami wózka. Przytulanie?! Wolne żarty. Żenua. A i czasu na takie pierdoły brak. Lepiej nowe lego kupić, do pokoju wrzucić i spokój. A dziecko jak się cieszy. A z takiego przytulania to co ma? Phi!
No, to sobie ulałem, a teraz przejdę do cudownej książki, za którą z tego miejsca, z tej mojej skromnej mównicy, chciałbym panu Przemkowi i pani Emilii serdecznie podziękować. Bo choć skłamałbym pisząc, że do tej pory strasznie byłem zachwycony, kiedy np. podczas nielicznych spotkań z licealną bracią, jeden z kumpli robił ze mną tradycyjnego misia (pozdrowienia, Kawallo), to po lekturze “Proszę mnie przytulić”, obiecuję że, może nie zachwycony, ale weselszy na duchu, będę. Bo w końcu, jak głosi Tata Niedźwiedź, najlepszym sposobem na udany dzień “jest mocne przytulenie się do kogoś”. I chcąc sobie i innym taki dzień zapewnić, rusza w las w towarzystwie synka Niedźwiadka, by, dalejże, wyprzytulać wszystkich dalszych i bliższych sąsiadów, a nawet, przebywającą na wywczasie u kuzyna Zaskrońca, panią Anakondę.
Trzeba mi takich książek. Nie o depresjach, cipkach, siusiakach i związkach pingwinów jednej płci, ale pozycji, które przypominają o sprawach najbardziej podstawowych. Wiecie - zatrzymaj się, przytul bliską ci osobę, a jeśli masz w sobie taką potrzebę i nie brak ci odwagi, to i sąsiada, ba, wroga nawet (uprzednio zabrawszy mu strzelbę). Jeśli zaś macie wątpliwości, co do sensowności takich poczynań, przeczytajcie sobie “Proszę …” i zobaczcie jaką wielką falę radości, obejmującą cały las, wyzwala ten prosty gest. A potem pomyślcie, że wy też możecie taką (choćby nawet na mniejszą skalę) wyzwolić.
No dobra, panie starszy, upisał się pan w temacie własnych odczuć, a jak na książkę reagują dzieci? Ano, zgniataniem, międleniem, przyduszaniem za szyję, niespodziewnymi skokami na plecy i ogólnym wzrostem wszelkiej maści “przytulańców” w stosunku do rodziców. To jeśli chodzi o skutki, że tak rzecz ujmę, fizyczne. Sama zaś lektura, to feeria wybuchów śmiechu przy oglądaniu ogromnie dowcipnych w wyrazie ilustracji pani Emilii i czytaniu pełnych humoru tekstów pana Wechterowicza. I naprawdę nie jestem w stanie odpowiedzieć, czy obraz uzupełnia tutaj słowo, czy jest też dokładnie na odwrót.
I choć unikam wszelkich rankingów, to oznajmiam, że dla mnie "Proszę ...", została dziecięcą książką miesiąca. I niech to wystarczy jako podsumowanie i rekomendacja. A niech tam, jeszcze i to -
I choć unikam wszelkich rankingów, to oznajmiam, że dla mnie "Proszę ...", została dziecięcą książką miesiąca. I niech to wystarczy jako podsumowanie i rekomendacja. A niech tam, jeszcze i to -
O, jak miło zobaczyć Bazylową buźkę :) a 24.06. był dzień przytulania. Na Rynku we Wrocławiu za przytulenie mogłeś dostać butelkę Hop-coli...ze wszystkiego zrobią biznesa,ech....
OdpowiedzUsuńJa co prawda introwertykiem nie jestem, ale też "misiami" na lewo i prawo nie obdzielam. Natomiast przytulać najbliższych lubię, ze szczególnym uwzględnieniem Szymka, bo tylko on jeszcze "pachnie masełkiem", jak to nazywam. I nie potrzebuję do tego dodatkowych zachęt w postaci specjalnego dnia czy butelki Hopa. Choć tym ostatnim nie pogardziłbym :P
UsuńJa też na szlaku mówię "Dzień dobry" choć ostatnio czynię to z lekką taką nieśmiałością i obawą co mnie za to spotka. I pozdrawiam ręką rowerzystów (pod warunkiem że nie jadę po ulicy bo wtedy trzeba uważać, coby ktoś z mijających samochodów nie klepnął nas w plecy :-(.A przytulać dzieciaki uwielbiam :-))) Ty chyba też... I dodam że uwielbiam takie książki...
OdpowiedzUsuńJa też, ale z coraz mniejszym zapałem, bo jednak dziwnie się czuję z tym moim pozdrowieniem, najczęściej zawieszonym w próżni, jeśli już nie skomentowanym jak w tekście :( Ale za to przytulanie jest fajne :D
UsuńJaka słodka scena rodzinna:) A do niektórych wróżka zębuszka chyba zagląda? :P
OdpowiedzUsuńZagląda, zagląda. Ciesz się, że ja nie otworzyłem paszczy, bo zobaczyłbyś jakie spustoszenie bestia potrafi uczynić :P
UsuńMoże i wróżka pustoszy, ale w zamian pozostawia pod poduszką obiecujące prezenciki, co? :D
UsuńChyba jest jakiś cezus wiekowy, bo grosza nie uświadczyłem :P
UsuńTo świństwo, człowiek już nawet na wróżkach nie może polegać.
UsuńNa melodię "Dziś prawdziwych ..." Tylko zębów, tylko zębów, tylko zębów żal ... :P
UsuńProtetyka współczesna czyni cuda, nie trać nadziei :D
UsuńSzkoda tylko, że rzeczona protetyka, działa odwrotnie niż zębuszka. Co prawda w paszczy pojawia się uzębienie, ale za to spod poduszki znikają pieniążki. I nie mówię tu o dwóch dychach jakie Starszy otrzymał za siekacze, bo takie zniknięcie jeszcze bym przeżył :P
UsuńSkoro już na wróżki nie można liczyć, to pozostaje nauka i technika, choćby za ostatni zaskórniak:P Chyba że na NFZ :P
UsuńPonieważ wszystkie moje dzieci urodziny w wakacje obchodzą, dodaję "Proszę mnie przytulić" do listy najbliższych zakupów. :))
OdpowiedzUsuńPrzygotuj się na, jak to niżej ładnie ujęła momarta, rozplaskanie. Nasilenie ataków rozplaskujących wzrasta bowiem znacząco w chwili pojawienia się książki w domu :D
UsuńPrzygotuję się z przyjemnością! :)
UsuńAleż Cię rozplaskali!:P Schowaj gdzieś na razie dzieło, w przeciwnym razie Twoją przyszłość widzę raczej dwuwymiarowo...
OdpowiedzUsuńZachodzę w głowę, w którym miejscu był "banalny" fragment i nie mogę odgadnąć, zwłaszcza że przy ponownej redakcji chyba i "popierdółka" zniknęła:PP
Bartek miał gorzej. Rzekłbym, że znalazł się między młotem a kowadłem :) A tajemnice ponownej redakcji niech pozostaną tajemnicami. "Popierdółkę" jednakowoż obiecuję wykorzystać innym razem :D
UsuńLecę kupić chrześniakowi, on wprawdzie z tych przytulnych bardzo, ale przytulania nigdy za wiele :)
OdpowiedzUsuńGrendella
Święta prawda :D
UsuńNie zgadzam się! Chodzę/jeżdżę po górach, jeżdżę an rowerze i nigdy nikt tak nie zareagował!
OdpowiedzUsuńNo, chyba, że jakiś maniak koniecznie chce się witać z każdym z tysięcy turystów na asfalcie do Morskiego Oka :P
To tylko pogratulować, że Twoja wiara w ludzi i ich wrodzoną uprzejmość nie została wystawiona na próbę. Jednak moje doświadczenia są troszkę inne. Oczywiście w tekście podałem przypadki skrajne, bo najczęściej spotykam się tylko z niechętnym milczeniem i kosym spojrzeniem :(
UsuńDwa dni temu zostałam częściowo rozplaskana przez dwójkę młodzieńców lat ośmiu i to bez lektury, zastanawiam się, coby było po tejże :) Może zaryzykuję całkowite rozplaskanie.
OdpowiedzUsuńOd razu zaznaczam, że rozplaskiwanie horyzontalne jest o wiele bardziej wyrafinowaną techniką niż wertykalne. Po lekturze, na początek, zalecam to drugie :D
UsuńZazdraszczam, bo mam i przeczytałam, ale głównie ściskałam ja, bo mały to przeważnie dawał się przytulać, a mała w ogóle nie wie, o co chodzi :)
OdpowiedzUsuńAle ja ich jeszcze nauczę! O!
U nas Młodszy widząc rozłożone ręce leci ja mucha do lepu. Starszy wszedł w fazę krygowania, ale ostatnio wystąpił z pretensją o nieprzytulanie :)
Usuń