środa, 20 sierpnia 2014

"Tonja z Glimmerdalen" Maria Parr

Jeśli chodzi o czytanie "Tonji ...", to miałem z nim dwa problemy. I nie, nie chodzi mi o to, że akcja przygód małej (ależ by mi się za tą "małą" oberwało od tej dziewięcioletniej pannicy), rudowłosej łobuziary z Glimmerdalen, rozgrywa się zimą i wiosną, gdzieś w odludnej, norweskiej osadzie, która składa się z kilku domów na krzyż i ośrodka wypoczynkowego, w którym, ze względu na właściciela, nie toleruje się obecności dzieci, co, razem do kupy, niezbyt współgra z wakacyjnym klimatem, w którym nurzają się odbiorcy. Nie. Pierwszy problem polega na tym, że ten wakacyjny klimat tak chłopaków wykańcza, że nie są w stanie (mimo obserwowanej przeze mnie ciekawości, co też dalej z zadziorną chłopczycą), przyswoić więcej niż jeden, góra dwa, rozdziały. A ta książka jest tak dobra, że najchętniej przeczytałbym ją za jednym posiedzeniem. No, ale nie chcąc być nie w porządku, za każdym razem z niecierpliwością czekałem, ciesząc się na myśl, że wieczorem znów będę się grzał w cieple tej książki. Tak, tak, bo choć "Tonja ..." zawiera wiele gorzkich pigułek (jak to w życiu), to jednak jako całość jest ciepłą opowieścią o przyjaźni, rodzicielstwie i wybaczaniu. A drugi problem? O tym na końcu, a teraz, po tym bełkotliwym wstępie, parę wyjaśnień.

Tonja nie jest Pippi, mimo że analogie z bohaterką Lindgren same się nasuwają. Rude włosy, chodzenie własnymi ścieżkami, traktowanie dorosłych jak równych sobie. Poznajecie? Tonja jednak, w przeciwieństwie do swojej szwedzkiej koleżanki, nie posiada skrzyni złotych monet. Jej skarbem jest za to najlepszy przyjaciel, będący jednocześnie jej ojcem chrzestnym - Gunnvald. Nie ma też super siły pozwalającej przenosić konia, ale jest megasilna swoją odwagą, bezkompromisowością, ciekawością świata i wielkim sercem, a to pozwala przenosić jej góry. Co tu dużo mówić, trawestując bohatera, dla odmiany, duńskiego filmu, Tonja jest klawa jak cholera.

Podoba mi się w tej książce prawie wszystko. To, jak wspaniałe potrafi być proste życie opisane na jej kartach. Szalone zjazdy na sankach z kierownicą, radość związana z wykotem owiec, nocleg pod gołym niebem, granie na skrzypcach ulubionej melodii. Niby nic, a strasznie zatęskniłem za wakacjami u dziadków i związaną z nimi beztroską. Podobają mi się też dorośli (no, może oprócz wspomnianego już właściciela kempingu - Hagena), którzy darzą dzieci zaufaniem i mimo, że roztaczają nad nimi ochronny parasol, to jednak nie jest to plażowy parasol nadopiekuńczości. Wreszcie podoba mi się, że nie jest to lukrowana opowieść, w której wszyscy żyją długo i szczęśliwie, bo co prawda do takiego końca książka zmierza, ale przecież po drodze mała głowa będzie miała do przemyślenia bardzo wiele problemów, z którymi jak się okaże, trudno poradzić sobie (a może nawet trudniej) dorosłym.

Nie wiem co jeszcze mógłbym napisać, żeby do lektury "Tonji ..." zachęcić. Nie wiem też w sumie czy powinienem, bo być może na mój stosunek do niej wpłynęło to, że z pewnego powodu jest to dla mnie książka wielce osobista i poruszająca dość czułe struny. I może dlatego, gdy na pytanie dlaczego przestałem czytać, odpowiedziałem: "Bo się wzruszyłem i muszę chwilkę odsapnąć, żeby nie łamał mi się głos", mój starszy syn stwierdził, że on jednak nie. Zatem spróbujcie i przetestujcie na sobie czy wy tak, czy nie. Moim zdaniem warto zanurzyć się na chwilę w świat Glimmerdalen i jego mieszkańców.

Na koniec łyżka dziegciu, czyli problem numer dwa, o którym na początku. Literówki. Morze, zatrzęsienie, cholerna lawina literówek i baboli w rodzaju powtórzeń. Nie chcę wnikać czy wspierająca finansowo instytucja naciskała z terminem. Nie będę się zastanawiał czemu tak fajne wydawnictwo popełnia karygodny błąd zlecając korektę i redakcję jednej osobie. Faktem jest, że czytanie "Tonji", szczególnie na głos, jest w pewnym momencie katorgą. Tak wyglądała książka po przeczytaniu, a dodać należy, że nie ma zakładek na początku, bo myślałem, że to tylko parę wypadków przy pracy i na końcu, bo już opadły mi witki i skończyły wklejki.


  I to ostanie zdanie, które powinno dopełniać historię, a na którym ojciec się zawiesił, psując efekt: "Do snu kołyszą ją dźwięki dwojga skrzypiec w oddali, które zmieszane się z szumem rzeki tworzą tej wiosennej nocy muzykę czyniącą cuda". Czekam zatem na drugie, poprawione już wydanie, żeby móc postawić książkę Marii Parr na półce, bo moim zdaniem warto zrobić tam dla niej miejsce.

PS. Errata, bo na śmierć zapomniałem o ilustracjach Heleen Brulot. Szkoda tylko, że Gunnvald mi się nie zgadza. Poza tym prosta kreska ilustratorki wszystkich ładnie nakreśliła.

28 komentarzy:

  1. Daj znać, jak się ukaże to poprawione wydanie, bo chyba mi się spodoba. Za progeniturę nie ręczę :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nigdy nie wiemy czy to co forsujemy (bo akurat odkładaną na rzecz innych pozycji "Tonję" przeforsowałem), spodoba się dzieciom. W przypadku książki Parr Starszy raczył mnie tekstem "Jeszcze jeden (rozdział)!", więc z tego wnoszę, że było nieźle :) Tonja jest zresztą tak żywiołowa i ma tak ciekawe zajęcia, że chłopaki ją kupili z dobrodziejstwem inwentarza :)

      Usuń
    2. U nas, o dziwo, Starsza czyta Samochodzika, skończyła templariuszy i chyba pójdzie dalej. Kręcą ją różne młode Sherlocki Holmesy.
      Sprawdzę w bibliotece, czy mają Tonję, to i jej popróbujemy.

      Usuń
    3. O, widzisz! To mi przypomina, że Starszy się podpalił (dzięki młodszej Sąsiadce), do Pana Samochodzika i w końcu nie poszedł po niego. Trzeba mu przypomnieć :) Tonja to raczej opowieść mocno obyczajowa, nie ma tam zagadek kryminalnych, ani tajemnic (w sensie, sensacyjnych). Nie wiem czy zaskoczy. Ale próbuj :)

      Usuń
    4. U nas pomogło czytanie Samochodzika na głos (co niestety brutalnie obnaża okropny styl Nienackiego), ale dziecko dało się wkręcić:)

      Usuń
    5. O nie, nie! Czytanie tak długich książek na głos daje mi okropnie w kość. Wymiękałem już przy Kleksie, którego powtórkę paszczą (zaraz po pierwszym czytaniu), jak wiesz, zażyczył sobie Starszy. Ale ciągle chodzi mi po głowie głośne czytanie "Do przerwy 0:1", bo chciałbym pokazać młodym piłkarzom, co to naprawdę znaczy miłość do gały :D Bo o ile przy Brzechwie mogę poratować (i raczej poratuję się) audiobookiem, to przy Bahdaju już raczej nie. I proszę mi tu nie proponować serialu :P

      Usuń
    6. U nas seriale już łyknięte, Wakacje z duchami lepsze od książki. Na szczęście z grubych książek czytamy na głos po parę stron, resztę sobie Starsza sama doczytuje :)

      Usuń
    7. Chyba powinniśmy się cieszyć, że, że się tak motoryzacyjnie z deka wyrażę, nasze dzieci czytelniczo palą "od kopa" :) Ja wczoraj chciałem znaleźć coś do wspólnego czytania i wymieniałem: "Może to bo niedoczytane, a może to, bo chyba utknęliśmy na początku?", a Bartek informował, że on to już łyknął bo mu się na mnie z Szymkiem czekać nie chciało. Z trudem znalazłem "Klarę", a i to tylko dlatego, że Starszy stwierdził, że czytał, ale fajne i posłucha jeszcze raz :)

      Usuń
    8. Ja bym wolał, żeby paliły od pierwszego kopa, a nie po licznych sprytnych intrygach, ale niech tam :) I tak nic nie wygra z Felixami czytanymi po raz pewnie szósty :P

      Usuń
    9. Miałem WSKę, więc, pamiętny doświadczeń, cieszę się, że w ogóle :) U mnie są rządy słabosilnej ręki. Jak mam "miękki" dzień czytam nawet gazetki Lego Chima, a jak "twardy", to czytam co chcę. Przy czym, zaznaczam, nie przymuszam do słuchania. Ale i tak przychodzą i moszczą się pod paszką (Młodszy) i nad głową na oparciu kanapki (Starszy) :D

      Usuń
    10. Ech. Starsza się wkrótce przestanie przyznawać do ojca, tylko Młodsza jeszcze się lepi. I brutalnie wbija łokcie i kolanka:P

      Usuń
    11. To już ostatnie chwile przytulanek i przyłażenia na gilgotki :( Chlip :(

      Usuń
  2. O, widzisz, jak literówki jakoś ominęłam szerokim łukiem (?), skupiając się na frajdzie z czytania (sobie), dziką radością z figury dziewczęcej bohaterki (wreszcie!) z krwi i kości, zachwytem dla postawy ojca Tonji (chyba nie potrafiłabym się zdobyć aż na takie ocean cierpliwości i zrozumienia - patrz noc pod drzwiami).
    9-latek głęboko zafascynowany Tonją. Czekam na młodszą, aż będzie w stanie przeczytać i cieszę się, że (może) będzie miała "swoją" bohaterkę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mogę przymknąć oko na nawet parę kiksów rozrzuconych po dość grubej książce, ale ich nawał w "Tonji" jest w pewnym momencie męczący i wybijający z rytmu. Niestety, skupiony na czytanym głośno tekście, nie potrafię prowadzić korekty "w locie" :(
      O postawie ojca Tonji miałem napisać powołując się na scenę o której piszesz (genialna!) i trochę się boję że siedzisz mi w głowie :D Sam też bym się na takie zaufanie nie zdobył, nawet mając świadomość, że okolica bezludna i większego zagrożenia nie ma. Zresztą wszyscy dorośli (- Hagen) świetnie się z Tonją dogadują (scena z Jonem na promie, Gunnvald pozwalający na szalone zjazdy sankami). Przykłady można by mnożyć :) No i feministycznie poprawna, bo to matka, a nie ojciec, robi karierę i spełnia się zawodowo :)

      Usuń
  3. "Tonja.." od dawna na liście mych zakupów.. Czuję się zatem jeszcze bardziej zachęcona. U mnie Starszy czyta już sam praktycznie wszystko co mu podsunę, więc nie męczę się z czytaniem na głos grubaśnych lektur. Potem następuje tylko wymiana opinii :-)
    Za to Młodszy wkracza w etap wybierania co dłuższych książek do czytania przed snem.. Zaczynam tęsknić za czasem, gdy wystarczyła krótka książka obrazkowa na dobranoc.. Teraz na tapecie Pompon i coś mi się wydaje, że jeszcze nie bardzo łapie momenty w których wypada się zaśmiać. Na szczęście dobra matka mu to podpowiada, haha!

    A literówki chyba łatwiej się wyłapuje gdy czyta się na głos właśnie..

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeśli książka mnie wciągnie to może sobie być dowolnie gruba, bo długość jednorazowego czytania i tak regulują możliwości mojego gardła. Mnie bardziej niż coraz grubsze lektury ciśnienie podnosi konieczność dobrania jednej książki do dwóch słuchaczy w różnym wieku. Kolejne propozycje są odrzucane przez jedną bądź drugą stronę :) Ze śmianiem u nas też jest różnie i najczęściej wszyscy trzej chichramy się w zupełnie różnych miejscach :D

      Usuń
  4. My czytałyśmy "Gofrowe serce". "Tonja..." też na chwilę u nas zamieszkała, ale Starszej "nie szła", a rodzicielka akurat częściej czytała Młodszej, więc "Tonja..." leżała odłogiem i trzeba było oddać do biblioteki. Musi wrócić, ale aktualnie wspólnie śledzimy dalsze losy Pożyczalskich, a w kolejce czeka Marcin Mortka i "Dom pod pękniętym niebem" (być może wielkie litery byłyby wskazane, nie pamiętam, a w zasięgu wzroku książki nie mam:)).
    Widzę Marcina Wichę, ulubieńca Starszej; ostatnio w ciągu dwóch dni dwukrotnie przeczytała "Łysola i Strusię". Oba tomy "Klary..." w ciągłym obiegu:-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A u nas właśnie drudzy "Pożyczalscy" zdechli gdzieś po jednej trzeciej i do tej pory czekają na lepszy czas. Całe szczęście nasi, nie biblioteczni :) Teraz jest faza na Pompika pióra pana Samojlika (rym niezamierzony). Po Klarze przywlokłem "Łysola ..." z biblio (z obawami), ale teraz to już za późno, bo Starszy przeczytał i stwierdził, że niezłe. Powtórki nie zauważyłem :) Sam muszę obadać, bo Klara mi nawet :)

      Usuń
  5. Wypożyczyłam Tonję z biblio i ... się zakochałam w tej książce i w bohaterce!. Cudowna! I też się wzruszyłam na koniec...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przepraszam za zwłokę w odpowiedzi, ale nie ogarniam. Odszedłszy jednakże od wałka malarskiego śpieszę donieść, że dostałem info o drugim, wolnym od literówek, wydaniu, które zamierzam nabyć :D

      Usuń
    2. Ja tymczasem nabyłam wydanie I za 10 zł na VIII Kiermaszu Książki Przeczytanej w Szczecinie i szczęśliwa jestem, że ho ho! :-) Muszę teraz podsunąć ją jakoś Starszemu, między lekturą ZWIADOWCÓW, w której się pogrążył (to tylko 12 tomów a jest już po 3)...

      Usuń
    3. A Starszego "Zwiadowcy" jakoś nie wciągnęli. Nie wiem, może było za wcześnie, bo już jakiś czas temu wziął na próbę od Sąsiadki i chyba nie wyszedł poza pierwszy tom. A kupna "Tonji" gratuluję i ciekaw jestem wrażeń z czytania, szczególnie głośnego, jak się trafi :)

      Usuń
  6. O, też się odgruzowałam z czytnika, dotarłam tutaj. Lubię takie pannice, rudowłose i energiczne (vide Ida sierpniowa). Przyjrzę się kiedyś.
    Ale na wydawnictwo kręcę nosem, nie odpisują na maile.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Żeby nie tracić nerw jak ja, warto może poczekać na to II wydanie, o którym pisałem wyżej. A na wydawnictwo nie kręcę nosem (mimo że nie zawiesili opinii o Tonji na swoim wallu :P), bo wydają naprawdę fajne książki. Cóż biznes jest biznes i trzeba oń dbać. A w jakiej sprawie ten kontakt, to może pomogę?

      Usuń
    2. A nie, zrezygnowałam, skarżyłam się kiedyś na kiepsko wydaną "książkę" i pytałam czy będzie wydanie drugie z poprawkami.
      Echo.

      Usuń
    3. "Bardzo proste abecadło".

      Usuń

"Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników je zamieszczających. Prowadzący bloga nie ponosi odpowiedzialności za treść tych opinii."