czwartek, 18 maja 2017

Wspomnienia o Kazimierzu Rudzkim.

W zasadzie sam nie wiem co mną powodowało przy wypożyczaniu tego zbioru wspomnień o Kazimierzu Rudzkim. Aktora znałem, jak by nie patrzeć, z jednej roli. No dobrze, dwóch, bo oprócz tej dla mnie najbardziej oczywistej, ojca Pawła z "Wojny domowej", widziałem go przecież jeszcze w kreacji brytyjskiego oficera w kultowym i niemiłosiernie eksploatowanym przez publiczną telewizję "Jak rozpętałem ...". Zatem raczej nie zachwyt aktorskim kunsztem, bo zbyt mało było spotkań by w pełni go docenić. Więc co? Może to wspomnienie miłych chwil spędzonych na lekturze wspomnień o Janie Brzechwie, a może przeczytany jakiś czas temu tekst Zacofanego w Lekturze? Cokolwiek by to nie było, czasu spędzonego na poznawaniu sylwetki pana Kazimierza za stracony uznać nie mogę.

Od razu należy zaznaczyć, że między okładkami znajdziemy teksty autorstwa przyjaciół i znajomych zmarłego już wtedy aktora. Ale choć widocznym jest, że realizują zasadę de mortuis nil nisi bene, to jednak nie nazwałbym ich panegirykami. Wydaje mi się, że po prostu Rudzki był typem człowieka, o którym ciężko (choć oczywiście można pewnie było), powiedzieć jest coś przykrego. Znaczący w tym kontekście jest moim zdaniem fakt, że większość wspominających mówi o nim per Kazio.

Jakim zatem człowiekiem jawi nam się, po lekturze, artysta? Z pewnością upartym, bo jak inaczej wytłumaczyć konsekwencję w dążeniu do wejścia w świat sztuki, podczas gdy ojciec umyślił dla niego karierę kupiecką (najpierw skończył WSH, a potem wydział reżyserski PiST-u). Honorowym, bo z wielu wspomnień obozowych (Rudzki był więźniem niemieckiego oflagu) nie wyłania się choćby wzmianka o jakimkolwiek uchybieniu mundurowi i współtowarzyszom. Dowcipnym, aczkolwiek dowcipem szalenie subtelnym i aluzyjnym, który nie każdy potrafił docenić. Pracowitym i sumiennym, bo zarówno w niewoli, jako powojenny konferansjer, czy po objęciu katedry PWST, obowiązki związane z praca stawiał na pierwszym miejscu (m.in. występował w przedstawieniu Syreny z 40stopniową gorączką, co przypłacił zapaleniem płuc i pobytem w sanatorium). Wysportowanym (sic!), bo już od najmłodszych lat zaczadzonym piłką nożną i to nie tylko w praktyce, ale i teorii, a jego wiedza na temat rozgrywek piłkarskich i meczów tenisowych była wręcz legendarna. Bezinteresowny w chęci niesienia pomocy, pamiętliwy, niepozostający obojętnym na zło ... Tych określeń można by zebrać jeszcze dobry akapit, a wszystkie zasadniczo będą miały pozytywną konotację. Taki był to bowiem człowiek.

Z książki wyłania się kilka, zazębiających się niekiedy, okresów życia artysty. Okres szkolny, następnie obozowy, konferansjersko - aktorski i wreszcie, nazwijmy go roboczo, naukowy, kiedy obejmuje katedrę na PWST. Każda z wypowiadających się na temat Rudzkiego osób skupia się zazwyczaj na jednym z nich. Ale ze wszystkich tych opowieści wyłania się obraz człowieka zasadniczego, może niezbyt wylewnego (niektórzy powiedzieliby, sztywnego), ale takiego, na którego w potrzebie można było liczyć jak na Zawiszę. Który kochał sztukę sceniczną ze szczególnym uwzględnieniem estradowej (ponoć, wbrew pozorom, najtrudniejszej) i dawał z siebie wszystko, żeby tę miłość przekazać następnym pokoleniom.

Miła to książka i każdy znajdzie w niej coś dla siebie. Miłośnicy anegdot, anegdoty (polecam tę o kaziorudzkach), lubiący czytać o warsztacie aktorskim, znajdą taką analizę, złaknieni bardziej osobistych memuarów, takie dostaną. A wszystko to okraszone fragmentami twórczości (która jednakowoż trochę się zdezaktualizowała) i genialnej korespondencji z Tadeuszem Wittlinem. I żałować jedynie wypada, że nie dane nam będzie oglądanie pana Kazimierza w jego najlepszej teatralnej roli, Fouchégo w "Madame Saint-Gêne". Na szczęście mamy "Wspomnienia ..." i fotosy z archiwum NAC.

26 komentarzy:

  1. Szalejesz, popadam w kompleksy :)
    Mnie się Rudzki podobał we wcieleniu pogromcy biurokracji, o co bym go w ogóle nie podejrzewał :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Spokojnie, spokojnie. Się wystrzelam, a potem pół roku laby :P
      Pogromcy biurokracji i pomysłodawcy usprawnień oraz tropiciela chybionych rozwiązań, które w jego mniemaniu utrudniały życie w ukochanym mieście. I zauważ, że mu się chciało: chodzić po urzędach, pisać (z humorystycznym sznytem, ciekawie czy urzędnicy doceniali), załatwiać, wytykać. A teraz co, każdy (w tym coraz częściej ja) olewa i tak dajemy przyzwolenie na głupoty i bylejakość :(

      Usuń
    2. Nie no, są rozmaici zapaleńcy, co nie odpuszczają. No ale co przedwojenny inteligent, to przedwojenny, inna rasa po prostu :)

      Usuń
    3. Ale to coraz mniejszy odsetek całości. A przedwojenny gimnazjalista, to już było coś, a co dopiero inteligent. Nawet administrację potrafił zbluzgać inteligentnie :P

      Usuń
    4. Ciekawe tylko, co administracja na to :) Chociaż ponoć Rudzki był skuteczny.

      Usuń
    5. Wieczorem sięgnę po książkę i przytoczę przykład takiego pisma. Oczywiście znajdą się tacy, którzy wytkną mu np. członkostwo w ORMO, ale jak napisano we wspomnieniach, również tam znalazł się z poczucia obowiązku i chęci nawracania nieprzestrzegających przepisów kierowców :)

      Usuń
    6. Pan Samochodzik też był w ORMO :D

      Usuń
    7. Wiem, wiem. To najczęstszy argument wyciągany przeciwko niemu w dyskusjach czytać, nie czytać :P
      A z innej beczki, to Rudzki wydaje się świetnym przykładem jak dziecko nasiąka sposobem myślenia i zachowaniem rodziców. Czytając wspomnienie siostry aktora, Leny Rudzkiej - Głowackiej (matki pisarza Janusza Głowackiego), o ich ojcu, to jakbym czytał o samym panu Kazimierzu :)

      Usuń
    8. Nienacki przychodził z pistoletem na zebrania olsztyńskiego Związku Literatów :D
      I nic nie pisz o nasiąkaniu, biedne moje dzieci :P

      Usuń
    9. No, ja tak właśnie w kontekście dzieci. Na dobitkę kończę właśnie "Rzymianami ...", gdzie temat jest przedstawiony wyjątkowo dobitnie. Ciekawe czy w prawdziwym życiu byłby równie zasadniczym i z pozoru oziębłym rodzicielem jak w "Wojnie domowej"?

      Usuń
    10. Nie lubimy gdybania? :)

      Usuń
    11. Toś mi teraz dopiekł :P Wracając do meritum, to miło, że istnieje ten zbiór. Jest pewna różnorodność spojrzenia, no i nie trzeba się przebijać przez słowotok i narzekania pana Dziewońskiego :P

      Usuń
    12. Nie miałem takiego zamiaru :P
      A co do naszego ulubionego autora, to wypluj przez lewe ramię, bo jeszcze mu pomysł podsuniesz :D

      Usuń
  2. Rudzki grający w piłkę nożną - to byłby piękny widok.;(
    Pamiętam z filmu dokumentalnego, że Rudzki b. trudnił życie Niemenowi, jako że oblał go na egzaminie kwalifikacyjnym na "estradowca", co niestety odbijało się na zarobkach muzyka.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Prawda? Ten zasadniczy (sądząc po nielicznych rolach i wspomnieniach), nie tylko w obejściu, ale i postawie pan, którego trudno mi sobie wyobrazić bez garnituru, w piłkę?? W krótkich portkach?! :D
      Zainteresowałaś mnie tym filmem i odnalazłem jego ślad (informację o nim), w necie. Niestety samego filmu Barbary Sałackiej nakręconego w ramach dokumentalnego cyklu "Poczet aktorów polskich" nigdzie nie mogę wytropić :(

      Usuń
    2. Otóż to. Rudzki to dla mnie uosobienie dżentelmena. Angielskiego.;)
      Na pewno była o tym mowa w "Śnie o Warszawie". Byłam niemile zaskoczona, bo sugerowano, że LR Niemena po prostu nie znosił, co odbiło się na wyniku egzaminu.

      Usuń
    3. Przesłucham sobie znalezione na YT - 100 pytań do ... Mimo kiepskiej jakości może rozjaśni troszkę temat.

      Usuń
  3. Rudzki, przyznam, że wiem niewiele. Dobrze, że przybliżyłeś tę postać.
    W każdym z nas czai się coś z czego warto czerpać
    zolza73.blogspot.com
    goodmorning73.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo polski rynek wydawniczy cierpi na brak dobrze napisanych biografii wybitnych przedwojennych aktorów (nie tylko aktorów zresztą). Kiedyś krótkie notki, opatrzone archiwalnymi fotosami, można było znaleźć w kolorowej prasie kobiecej, ale, co oczywiste ze względu na rozmiar artykułów, średnio (żeby nie powiedzieć wcale), wyczerpywały temat :)
      A Rudzki jak widzimy po sprawie egzaminu Niemena, wciąż wzbudza emocje :P

      Usuń
  4. Na stronie "Poza Rozkładem", czytając recenzję "Tonji z Glimmerdalen" i komentarze pod nią natknęłam się na ten. Może go nie widziałeś (bo brak Twojej odpowiedzi), postanowiłam więc go tutaj wkleić. :)

    Anonimowy pisze...
    Nie wiem, czy Bazyl jeszcze tu zajrzy, wszak to artykuł sprzed roku, ale jeśli tak, to mam dla niego wiadomość: trzecia powieść Marii Parr ma się ukazać w lecie tego roku (oczywiście w Norwegii). Z tego, co donoszą strony internetowe norweskiej prasy, książka ma mieć tytuł "Bramkarz i morze" (norw.: "Keeperen og havet"), luźno nawiązywać do "Gofrowego serca" i być adresowana do dzieci w wieku 9-12 lat, czyli nieznacznie starszych niż "Tonja". Sądzę, że wydawnictwo zamieści próbkę w internecie (np. dwa pierwsze rozdziały - zwykle tak robi). jeśli p. Aneta Haldorsen (tłumaczka) i "Dwie Siostry" odpowiednio się pospieszą, to może młodszy syn Bazyla się jeszcze załapie...
    7 kwietnia 2017 12:27

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O książce już słyszałem. Ktoś, gdzieś, w jakimś komentarzu pod wpisem o futbolowej książce Pawła Beręsewicza pisał wlaśnie o tym, że Maria Parr również przygotowuje coś o piłce. Zatem Dwie Siostry, do boju!!! :D

      Usuń
  5. Z zapowiedzi półrocznego milczenia wnoszę, iż mogę się spodziewać kolejnego wpisu w listopadzie. Trzymam za słowo. Choć wiem, jak ciężko się wraca po długim czasie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O kurczę! Nie sądziłem, że ktoś to jeszcze pamięta. Ba, nie sądziłem, że ktoś tu jeszcze zagląda. Mam nadzieję, że listopad da trochę odetchnąć i coś skrobnę. Siadałem już nawet parę razy do klawiszy, ale zawsze kończyło się konstatacją, że co ja ciekawego mogę napisać. I odpuszczałem :)

      Usuń

"Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników je zamieszczających. Prowadzący bloga nie ponosi odpowiedzialności za treść tych opinii."