czwartek, 8 kwietnia 2021

"Wakacje z Sherlockiem Holmesem" Jaroslav Tafel

Nie wiem, może to tylko takie moje złudne wrażenie, ale wydaje mi się, że każdy, przynajmniej raz w życiu, miał do czynienia z mitomanem. Oczywiście nie mówię o mitomanie w sensie klinicznym. Raczej o człowieku, który nie może się oprzeć chęci ubarwiania swojego życia przez dodawanie do opowieści o nim odrobiny, nazwijmy go, kolorytu. Znaliście kogoś takiego? Jeśli nie, nic straconego, bo oto nadchodzi pan Tafel ze swoim głównym bohaterem - Tomkiem Jandą, detektywem i literatem, uczniem klasy VIA. No i wakacyjnym pomocnikiem Sherlocka Holmesa, w zastępstwie nieobecnego z racji wyjazdu do Australii, Watsona.

"Wakacje ...", to w zasadzie zbiór historyjek opartych na wspólnym schemacie. Sherlock dostaje zlecenie, analizuje dane i pyta Tomka o zdanie. Ten ostatni idzie w swych dedukcyjnych rozważaniach po linii najmniejszego oporu, ale całe szczęście najlepszy na świecie detektyw czuwa, rozwiązuje najdziwniejsze zagadki i wyłuszcza naszemu młodemu adeptowi kryminologii błędy rozumowania. Zazwyczaj na obrzeżu każdej opowieści orbituje też niezbyt rozgarnięty inspektor Lestrade.

Trzeba przyznać, że poprzedni akapit brzmi strasznie sucho i nie zachęca do sięgnięcia po książkę, ale nie dajcie się zwieść. Tomek to świetny gawędziarz i w konkursie na wypracowanie na temat: "Jak spędziłem wakacje", za każdy rozdział dostałby co najmniej piątkę. Sprawy są niecodzienne, rozwiązania zaskakujące i choć czasem z opowiadanej historii wyziera czeska, a nie brytyjska rzeczywistość ... Dość powiedzieć, że dla mnie to właśnie te dygresje na temat nauczycieli, kolegów z klasy (Ladia Proporzec), sympatii (Jana Hops), rodziny i ogólnie życia w szkole i w Czechach, były najlepszymi fragmentami książki. O, proszę:

"(...) w tej właśnie knajpie byliśmy na lemoniadzie z moją dziewczyną, Janą Hops, z którą wymieniamy nalepki zapałczane. Kiedyś napisałem list do Jany, a Kamila - to nasza wychowawczyni, nazywa się Kamila Szczypawka - skonfiskowała go nam i przeczytała w obecności całej klasy. Wszyscy się śmieli, jakby w tym było coś śmiesznego, a mnie Kamila postawiła dwóję w dzienniczku, bo ona uczy u nas czeskiego, a tam były trzy skandaliczne błędy. Teraz już takich błędów nie robię, bo już się porządnie nauczyłem, naumyślnie, na złość Kamili."

Podobał mi się narrator, który z wielką wprawą i praktycznie na jednym oddechu wymyślał, jak to dorośli zgrabnie nazywają, niestworzone historie. A co jedna to lepsza. Absurdalne zarówno same w sobie, jak i na skutek zderzenia czy raczej wymieszania egzotycznych wycieczek i kryminalnych przygód w różnych miejscach na globie (nie mogło zabraknąć ZSRR z pionierami) ze zwykłym życiem (problemami i radościami), czeskiego nastolatka. Tomek ma ostry język i niczego nie owija w bawełnę, lubi oceniać, ale w końcu jest nastolatkiem, a kto z nas jest bez winy itd. No i jak sam o sobie pisze:

"(...) wcale nie jestem kłamczuch, jak powiedziała ciotka Julka, kiedy jej mama powiedziała, co tu napisałem."

I ja Tomkowi wierzę. Podobnie jak wierzę, że to lektura dla wszystkich. Dla młodych hej, hej przygodo, a dla troszkę (khem, khem!) starszych, wyszukiwanie z uciechą kolejnych blag i takich choćby smaczków z epoki:

"(...) W Anglii tak się mówi o pogodzie, jak u nas opowiada się kawały, tylko że opowiadanie kawałów to rzecz bardzo niebezpieczna, a tymczasem o pogodzie można mówić swobodnie."
PS. Może komuś przyda się informacja, że książka jest okraszona garścią ilustracji Karola Ferstera.