Na dobry początek powiem, jak do "Niespodzianek" dotarłem.
Otóż w jednej z paczek, z książkami z Zyska, wśród miliona przysłanych zakładek, była taka z Roaldem Dahlem w roli głównej. Poczytałem - może być fajne. Następnie przeczytałem artykuł, o ile dobrze pamiętam, w "Przekroju" nt. tego, czy Dahla powinno się czytać dzieciom i znowu temat mnie zainteresował. W końcu podczas przypadkowej, wzrokowej przebieżki po półkach w bibliotece nazwisko rzuciło mi się w oczy i tak wypożyczyłem "Niespodzianki". Oto jak dochodzi się do ciekawych lektur.
Sama książka to zbiór 16 opowiadań, z których każde kończy się tytułową niespodzianką. Muszę przyznać, że Dahl potrafi zaskakiwać i mimo, iż niektóre finały dało się wcześniej przewidzieć, to jednak w dalszym ciągu fantazja autora robiła na mnie wrażenie. Opowieści są w większości "dreszczykowate", ładnie i z polotem (Dahl, na ile to mogę określić, zna się na paru rzeczach, np.: winach, brydżu i ogrodnictwie, i umie o nich pisać) napisane. Świetna lektura do kibelka, bo opowiadania nie są zbyt długie i jedno wystarcza na jedno "posiedzenie".
Podsumowując, powiem tak: Dahl podobał mi się bardziej niż osławiony Topor, choć może nie powinienem porównywać ich pisarstwa. Polecam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
"Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników je zamieszczających. Prowadzący bloga nie ponosi odpowiedzialności za treść tych opinii."