wtorek, 21 października 2008

"Zaułek łgarza" Robert McLiam Wilson


Tak się jakoś złożyło, że Wilsona czytam nie po kolei. Najpierw była "Ulica marzycieli", a dopiero teraz debiut pisarski, dla którego autor porzucił szacowne mury Cambridge, podobnie zresztą jak Ripley Bogle, główny bohater powieści, o której tu mowa, czyli "Zaułka łgarza".
Lektura "Zaułka ..." nie jest rzeczą równie łatwą, jak lektura o wiele "lżejszej" "Ulicy ...". W swej, na poły autobiograficznej, powieści, Wilson przedstawia nam postać londyńskiego kloszarda. Mieszańca (pół Irlandczyk - pół Walijczyk), który, na skutek różnych życiowych zawirowań, opuszcza najpierw dom rodzinny, a później Zieloną Wyspę. Obdarzony wrodzonym geniuszem próbuje, w pewnym momencie, zmienić swój los i zaczyna nawet studiować na Cambridge, niestety, jego charakter w połączeniu z koniecznie chcącym skopać mu zadek Losem, spychają go z powrotem na dno.
"Zaułek ..." to cztery dni z bogatego w wydarzenia życia Bogle'a, podczas
których towarzyszymy mu obserwując jego teraźniejszość i słuchając o jego przeszłości. No właśnie. Jako człowiek oczytany, bohater z prawdziwą swadą i przy pomocy iście barokowego sposobu wysławiania (choć potrafi też bluzgnąć) przybliża nam swoją postać. Tu i teraz - jako 22-letniego lumpa z wyboru oraz tam i wtedy - jako nastoletniego Ulsterczyka z patologicznej rodziny zaplątanego w bezsensowny konflikt zbrojny. Zarówno jedna, jak i druga historia do przyjemnych nie należy. Opisy bolączek trawiących wewnętrzne narządy Ripleya oraz problemów jakie na swej drodze spotyka kloszard, dzięki kwiecistości słownictwa i ironiczno - cynicznemu spojrzeniu na świat narratora, naprawdę mogą zrobić wrażenie. Podobnie zresztą jak "irlandzkie" retrospekcje.
Dodatkowy efekt uzyskał Wilson stosując pewien zabieg, którego siłę skutecznie udało się osłabić polskiemu wydawcy przez wprowadzenie tłumaczenia tytułu. Oryginalny "Riplay Bogle" stał się bowiem "Zaułkiem
łgarza" i ziarenkiem, które podczas lektury zaowocowało zepsutą niespodzianką.
Podobało mi się. Większość z nas, mam wrażenie, ma jakąś słabość do podobnych do Ripley'a bohaterów. Takich "Buntowników z wyboru", żeby jakiś przykład podać ;)

2 komentarze:

  1. Ta książka mnie zgnębiła, oszukała, sponiewierała, oczarowała i przeraziła.

    http://forum.pclab.pl/t79268.html
    http://forum.pclab.pl/t99931.html

    Ech, kiedyś to były rozmowy...

    OdpowiedzUsuń
  2. Mocna rzecz, ale ja zacząłem od rewelacyjnej dla mnie wtedy "Ulicy marzycieli", spodziewając się czegoś podobnego i nieco się zawiodłem.

    OdpowiedzUsuń

"Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników je zamieszczających. Prowadzący bloga nie ponosi odpowiedzialności za treść tych opinii."